Rozmowa z prof. Markiem Gzikiem, pomysłodawcą i dyrektorem Europejskiego Centrum Innowacyjnych Technologii dla Zdrowia, szefem katedry biomechatroniki i prof. Krzysztofem Składowskim, dyrektorem Narodowego Instytutu Onkologii w Gliwicach oraz Krajowym Konsultantem ds Radioterapii Onkologicznej.

Internet wie lepiej, szczególnie jeśli chodzi o medycynę, w tym onkologię. 
Prof. Marek Gzik: Mnożą się różne mity, co nie dziwi w dobie wszechobecnego internetu. Dobrze ujął to podczas wykładu inaugurującego rok akademicki na Politechnice Śląskiej prof. Krzysztof Składowski, dyrektor NIO.
Prof. Krzysztof Składowski: „Iluzje i mity na temat onkologii” taki był temat mojego wykładu. Mówiłem o sytuacjach szczególnej wagi, a należy do takich obraz zdrowia po leczeniu onkologicznym, zwłaszcza po chirurgii, która choć robimy co w naszej mocy nie do końca ofiaruje poza życiem ludziom szczęście. Jeśli ktoś wyobraża sobie, że po leczeniu onkologicznym, zwłaszcza operacyjnym pozostaniemy tacy sami lub może piękniejsi, to jest to złudzenie, bo operacje onkologiczne, mimo bardzo zaawansowanych technik rekonstrukcyjnych jednak czynią w ciałach pacjentów spustoszenia.

Jednak współpraca między wydziałem inżynierii biomedycznej a Narodowym Instytutem Onokologii na pewno nie ma nic wspólnego z mitami. Jest jak najbardziej konkretna i wymierna. 
Prof. Marek Gzik: Onkologia, jako jedna ze szczególnych specjalizacji medycznych, bardzo szeroko korzysta z osiągnięć techniki, w tym inżynierii biomedycznej. Począwszy od diagnostyki, będącej podstawą trafnych decyzji leczniczych. Postęp w onkologii wiąże się dziś przede wszystkim ze współpracą środowiska medycznego ze środowiskiem inżynierów poprawiających diagnostykę i terapię. Ludziom się wydaje, że ktoś prostą receptą zastąpi świat nauki inwestujący czas i potężne środki. W wykładzie pana profesora Składowskiego wyraźnie to wybrzmiało, a także to, że nie ma jednego leku cud na nowotwory.
Prof. Krzysztof Składowski: Tęsknota za prostotą i skutecznością leczenia istnieje praktycznie od zawsze. Ludzie wierzą w uniwersalne remedium, zwłaszcza w onkologii. I w to, że w końcu znajdziemy lek na raka. Niestety, w tym stwierdzeniu z założenia jest pomyłka, bo nie ma jednej choroby nowotworowej, u każdego przebiega ona inaczej, w zależności od różnorodności genetycznej, metabolicznej czy funkcjonalnej. Gdyby więc ulec temu mitowi o cudownym leku, wówczas każdy musiałby mieć inny sposób wyleczenia, tak jak u każdego inna jest choroba. Rak dlatego nazywa się złośliwym nowotworem, że mimo iż doprowadza do śmierci jeśli jest nieleczony lub zbyt późno rozpoznany, to, że jego natura jest tak zmienna i chytra, iż potrafi się wymykać szeregu naszych działań i pułapek leczniczych jakie na niego zastawiamy. Z technologią wiążemy ogromny postęp i jest on namacalny. A obraz pacjenta onkologicznego, choćby ten sprzed 30 lat, w tym samym budynku, jest dziś diametralnie inny. Przed naszym spotkaniem uczestniczyłem w konsylium z pięcioma pacjentami.Troje z nich zachorowało na nowotwór pod koniec pierwszej dekady lat dwutysięcznych i było już skutecznie leczonych. Przeżyło około 10 lat i teraz ma drugi nowotwór, pojawiający się niezależnie od pierwszego, i od przeprowadzonego leczenia. Obraz pacjenta, który choruje po raz kolejny – drugi, trzeci a nawet piąty raz – nie jest niczym nowym ani dziwnym.

Technika to bardzo szerokie pojęcie. Medycyna bez niej by nie istniała.
Prof. Krzysztof Składowski: Oczywiście. Prof. Gzik jest nawet rzecznikiem rozwiązania, uniwersalnego dla szpitalnictwa, żeby właśnie bioinżynier był zatrudniany w szpitalu jako ekspert od rozwiązań, które szpitalnictwo będzie chciało rozwijać, zwłaszcza w takich instytutach jak Narodowy Instytut Onkologii.
Prof. Marek Gzik: Praktycznie już od 10 lat pracujemy nad uregulowaniem kwestii zatrudniania inżynierów biomedycznych w szpitalach. Akurat pana dyrektora do tego przekonywać nie trzeba, ale w środowisku różnie to bywa. Wiąże się to z sytuacją finansową – brakuje po prostu pieniędzy na zatrudnienie takiego specjalisty, zajmującego się nie tylko serwisowaniem sprzętu, ale też przygotowaniem i pracą z pacjentem w diagnostyce i terapii. Na zachodzie inżynier kliniczny to dziś standard, i taka osoba może pracować przy pacjencie, w przeciwieństwa na przykład do naszych techników medycznych. Od kilku lat dziekani wydziałów, na których realizowany jest kierunek inżynierii biomedycznej w Polsce, walczą o normalizację zawodową w ministerstwie zdrowia, bo uważamy, że inżynier biomedyczny powinien się podpisać pod każdym z wykonywanych zabiegów na sali operacyjnej. Jesteśmy na etapie negocjowania z ministerstwem warunków, kim ten inżynier biomedyczny jest i czym powinien się zajmować w systemie ochrony zdrowia.

Czy NIO byłoby zainteresowane inżynierami klinicznymi?
Prof. Krzysztof Składowski: Jak najbardziej. Taki instytut jak nasz opiera się na czterech filarach związanych z diagnostyką i leczeniem: chirurgii, radioterapii, onkologii klinicznej, czyli farmakoterapii nowotworowej i radiologii interwencyjnej. Te metody się uzupełniają, bo nie ma jednej najlepszej. Jeśli chodzi o inżynierię biomedyczną, największe korzyści przynosi chirurgia. Mam tu na myśli materiały biodegradowalne zastępujące dziś części organizmu podlegające resekcji. Musimy pamiętać, że leczenie raka zawsze opiera się na wycięciu guza i to często dość szerokim. Taka operacja bezpośrednio zagraża kalectwem jeśli miejsce wycięcia nie zostanie w jakiś sposób zrekonstruowane. Często jest to rekonstrukcja funkcjonalna związana z ruchem, mową, czuciem. I do niedawna istniało szereg barier związanych z takimi rekonstrukcjami, bo bariera tzw. wolnego przenoszenia tkanek była nie do pokonania. To sprawiało, że nie było jak uzupełnić ubytku, więc go nie robiono. Mikrochirurgia, która mogła się objawić dzięki właśnie technologii – precyzyjnym narzędziom, mikroskopom operacyjnym i specjalnym dodatkom związanym z szyciem czy klejeniem tkanek – umożliwia rekonstruowanie ubytków własnymi tkankami pobranymi z innych, często odległych miejsc w ciele. Pobiera się nie tylko skórę i mięśnie, ale też kawałki kości. W ten sposób można rekonstruować bardzo widoczne ubytki w obrębie twarzy czy innych części ciała.
Prof. Marek Gzik: Trendy w medycynie to minimalizacja procedur chirurgicznych, jeśli więc mówimy o usuwaniu tkanek zmienionych nowotworowo chodzi o to, żeby był jak najmniejszy margines takiej operacji. I tutaj pomaga inżynieria biomedyczna. Druga, bardzo istotna rzecz, to medycyna spersonalizowana – kwestia przygotowania implantów – bioresorbowalnych czy w oparciu o materiały biotolerowane w organizmie – tak, by ubytki czy fragmenty usuniętych kości odtworzyć pod względem funkcjonalności, kształtu, indywidualnego dopasowania do pacjenta.