Ewa Sternal, współwłaścicielka gliwickiej Mariny, bierze oddech i mówi: „nareszcie”, choć wie, że czeka ich mnóstwo pracy. - Mam naturę wojowniczki, praca mi nie straszna.  To  dla nas ważny moment - dodaje.  

Dziewięć pracowitych lat zbudowało markę tego miejsca, a Sternal i jej mąż włożyli w nie energię, pomysły, radość i wiarę. Dziś to przestrzeń integralnie związana z miastem i  rozpoznawalna przez turystów z Polski i zagranicy. Przez lata dla wielu osób kanał Gliwicki nie był atrakcją, nie wyobrażali sobie, że może tu być coś ciekawego, według wielu opinii i stereotypów to śmierdzący ściek i zdegradowane brzegi. Nic bardziej mylnego. Nie ma już przykrego zapachu, w wodzie jest mnóstwo ryb, brzegi toną w roślinności z mnóstwem siedlisk ptactwa wodnego. Ale oprócz blasków są i cienie, a właściwie jeden.   

Urodzinowy „prezent”: wypowiedzenie 

Bardzo dobrze pamięta tamten dzień. Wszyscy szykowali się do czwartych urodzin mariny, był już tort, program, muzycy.  - No i przyszedł mąż z kartką w ręce. To było wypowiedzenie umowy – wspomina Sternal.  Mieli opuścić port w trzy miesiące. Był rok 2016. Udało się jakoś  dojść do porozumienia z zarządem portu,  lecz od tego  tego czasu żyli na walizkach.  Słowo „jakoś” jest eufemizmem: nie mogli już prowadzić plaży, organizować koncertów, półkolonii. Zostały rejsy. Teraz znak firmowy mariny. Stały się słynne i ściągały wielu turystów.    

Dlaczego wypowiedziano umowę? W porcie wybudowano magazyn składowania materiałów niebezpiecznych. Obowiązywały bardzo restrykcyjne przepisy, zakazy i nakazy -  marina  znajdowała się 200 metrów od tego magazynu, zatem z programu musiały zniknąć i plaża, i koncerty. 

Może w Łabędach, może gdzieś indziej  

Po otrzymaniu wypowiedzenia bardzo poważnie myśleli o przenosinach do Wrocławia, Opola, Kędzierzyna, Krapkowic, ale kochają Gliwice i zostali, podpisując nową umowę (bezterminową i z wyższym, dwukrotnie, czynszem). Jednak o przenosinach myśleli bez ustanku, ale to nie było takie proste. Jeszcze w 2016 roku pokazano im działkę w Łabędach, przy śluzie. W 2017 roku, wspólnie z  profesorem z Politechniki Śląskiej i grupą studentów, powstała koncepcja nowej mariny, właśnie w okolicach łabędzkiej śluzy. Projekt okazał się karkołomny i niewykonalny- zakładał dużą ingerencję w park i wybudowanie masywnej żelbetowej konstrukcji.  Sternalowie się jednak nie poddawali i wciąż szukali miejsca. 

Długa droga do Portowej    

Wtedy wskazano im działkę – nieużytek. Zgodzili się, ale znowu pojawił się problem z zarządzającym, który nagle też chciał tam inwestować. -  Musieliśmy się jakoś porozumieć, więc finalnie przypadł nam mało atrakcyjny pas wzdłuż kanału – Sternal wyjaśnia, że droga do podjęcia lipcowej uchwały była długa.  Ale w końcu się udało, bo miasto tuż obok zarezerwowało tereny na działalność rekreacyjną. 

- Wiedząc, że nie ma możliwości stworzenia osobnego wejścia do mariny, przystaliśmy na plany przeniesienia przystani w nowe miejsce, proponując bezprzetargowe wydzierżawienie ponad hektara terenu na miejskiej działce przy ul. Portowej. Uchwała w tej sprawie, przedłożona na wniosek prezydenta miasta na lipcową sesję Rady Miasta i podjęta jednogłośnie oznacza zarówno możliwość dalszego rozwoju dla  mariny, jak i nowe szanse na promocję miasta w kraju i za granicą -  tak mówi Ewa Weber, zastępca prezydenta Gliwic, odpowiedzialna m.in. za sferę kultury, sportu i rekreacji w mieście, w Miejskim Serwisie Informacyjnym. 

W 2022 roku już ich w porcie nie będzie

Na lipcowej sesji rada miasta zgodziła się na bezprzetargowe wydzierżawienie, na 30 lat, dużej miejskiej działki. Sternalowie będą się starać o środki zewnętrze, ale to kosztowna inwestycja. - Przez te wszystkie lata ponieśliśmy bardzo dużo nakładów, na projekty, opracowania, ekspertyzy, naprawdę wydaliśmy sporo pieniędzy, stwierdziliśmy więc, że dopóki nie będzie umowy, niczego  nie zaczniemy. Oczywiście mamy szacunkowy budżet , ale większość planujemy wykonać systemem gospodarczym - tłumaczy Sternal  i dodaje, że jeśli uda się podpisać umowę jeszcze w sierpniu, kiedy uzyskają zgodę na podłączenie mediów i prądu, w 2022 roku już ich w porcie nie będzie.       

Małgorzata Lichecka      

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj