Historycznie małe bezrobocie, rosnące wskaźniki zatrudnienia, rekordowe zarobki. Zewsząd dochodzą sygnały, że dla polskiej gospodarki nastały  dobre czasy. Jak wysoko ta  fala wyniosła Gliwice? W jakiej kondycji jest gospodarka w naszym mieście i jak wygląda jej krajobraz? Dużo na ten temat mówią dane statystyczne. Niekiedy odpowiedź może być zaskakująca.
W Gliwicach, jak w całym kraju, ze znalezieniem pracy nie ma już problemu. Ale w naszym mieście o to łatwiej niż gdzie indziej. Bezrobocie jest w zaniku. Na koniec stycznia w gliwickim urzędzie pracy zarejestrowanych było 4 tys. osób, a w tym samym czasie rok wcześniej o ponad 0,5 tysiąca więcej. Na przestrzeni 12 miesięcy stopa bezrobocia spadła z 4,5 proc. do 3,7. To lepszy wynik niż średnia dla kraju i regionu. Na koniec stycznia bezrobocie w Polsce wynosiło 6,9 proc., a na Śląsku 5,3.

Rosną pensje 

W mieście jest nie tylko więcej pracy niż gdzie indziej, ale są i wyższe zarobki. To miła dla naszych portfeli odmiana po chudych, kryzysowych latach, gdy pensje stały w miejscu. Firmy, m.in. pod presją migracji zarobkowej, przestają oszczędzać na pracownikach. Według najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego, w Polsce zarabia się przeciętnie blisko 4,6 tys. zł brutto. GUS nie posiada aktualnych danych sięgających poziomu  poszczególnych miast. Można jednak założyć, że pracodawcy w Gliwicach płacą, przeciętnie, znacznie lepiej.

Z informacji GUS  za 2016 r. (to najbardziej aktualne dane w skali regionów i miast) wynika, że zarobki w gliwickich firmach już wtedy przebijały poziom osiągnięty na poziomie kraju. Przeciętne wynagrodzenie w naszym mieście wynosiło ówcześnie ponad 4,8 tys. zł i należało do najwyższych w województwie. Średnio na Śląsku zarabiało się niecałe 4,3 tys. zł, a na bardziej satysfakcjonujące zarobki niż w naszym mieście mogli liczyć tylko pracownicy w Jastrzębiu-Zdroju (6,1 tys. zł), Jaworznie (5,3 tys.) oraz Katowicach (5,3 tys.).

Średnią zarobków ciągnie w górę przemysł. Przeciętna płaca w gliwickich fabrykach i górnictwie w 2016 wyniosła ponad 5,1 tys. zł. W tym samym czasie w instytucjach finansowanych oraz obsługi rynku nieruchomości można było zarobić średnio 4,6 tys. zł, a w pozostałym sektorze usług – 4,3 tys. A tak się składa, że w Gliwicach, po wielu latach transformacji, najwięcej gospodarczo znaczy przemysł, przede wszystkim za sprawą dynamicznie rosnącej specjalnej strefy ekonomicznej.

Przemysł nie zwalnia

Na  koniec 2016 roku spośród 79,3 tys. zatrudnionych gliwiczan ogółem (dane dotyczą firm powyżej dziewięciu  osób) w przemyśle i budownictwie pracowało ok. 32 tys., czyli ok. 40 proc. z całości. Na drugim miejscu pod względem poziomu zatrudnienia  znalazły się, wrzucone do jednej kategorii, finanse i ubezpieczenia, obsługa nieruchomości oraz tzw. usługi pozostałe, które w sumie dawały pracę ok. 35 proc. W brakującej części miejsca pracy tworzyły handel, transport i logistyka, komunikacja i informacja oraz usługi motoryzacyjne. Wprawdzie to dane sprzed roku, ale można przyjąć, że przez czas, jaki minął, obraz gliwickiej gospodarki nie zmienił się znacząco.

To przemysł w głównej mierze tworzy również bogactwo naszego miasta. W sumie 22 mld zł, na którą GUS wycenił majątek gliwickich firm i przedsiębiorstw, aż 90 proc. pochodzi z wartości środków trwałych, należących do zakładów przemysłowych. Zauważalny udział mają również przedsiębiorstwa handlowe (1,2 mld zł) oraz deweloperzy i firmy związane rynkiem nieruchomości  (0,8 mld).

Pewną niespodzianką może być, względnie, słaby wynik sektora transportowego. W mieście – bramie drogowej Śląska, które uchodzi za gwiazdę przemysłu logistycznego, działają hale, terminale i magazyny, których łączna  wartość wynosi niespełna 0,5 mld zł.

Mikro nadają ton

Choć siłą napędową pozostaje przemysł, to nie fabryki i hale magazynowe nadają twarz gliwickiej gospodarce. W krajobrazie liczebnie przeważają  firmy małe. Na koniec 2016 r. spośród 24,2 tys. przedsiębiorstw z terenu naszego miasta blisko 15 tys. (to liczba odpowiadająca również aktualnej sytuacji), czyli aż 61 proc,, stanowiło jednoosobową działalność gospodarczą. Dalszych 2,3 tys. (9,5 proc.) działało pod szyldem spółki cywilnej.
Czy zajmuje się przeciętny gliwicki przedsiębiorca? Z danych Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej wynika, że najczęściej jest to pani – lub pan – w lekarskim kitlu. W spisie jednoosobowych firm pierwsze miejsce zajmuje specjalistyczna praktyka lekarska (blisko 0,5 tys. podmiotów).

Duży segment rynku mikro zajmują (inaczej niż w sektorze większych przedsiębiorstw) firmy związane z oprogramowaniem (niemal 400). Następna w kolejności jest działalność w zakresie inżynierii, nauki i doradztwa technicznego (w końcu Gliwice są miastem akademickim), transportu drogowego towarów oraz przewozu osób.

Mniej więcej taki obraz rysują dane GUS dotyczące ogółu firm, również tych większych. Najwięcej w naszym mieście jest reprezentantów tradycyjnego handlu i usług (23 proc.), następne miejsca zajmują branża nieruchomości i działalność ekspercka naukowa i techniczna (po 12 proc.) oraz budownictwo (9 proc.). Działalnością przemysłową zajmuje się zaledwie jedna na 12 firm.

Do myślenia  – tu znów dygresja - daje fakt, że w Śląskiej Dolinie Krzemowej, jak reklamuje się nasze miasto, firmy informatyczne i telekomunikacyjne należą do rzadkości. Stanowią one  4,5 proc. ogółu. Jeżeli więc mowa o sukcesie innowacyjności w Gliwicach, to raczej ze względu na tło – średnia w regionie to 3 proc.

Wrócił wzrost

Odwrót bezrobocia, wzrost płac. Powrót koniunktury zwiastuje również ożywienie w inwestycjach. Według GUS w  2016 r. (brak danych za 2017) gliwickie firmy wydały na rozwój 2 mld zł, czyli aż o 25 proc. więcej niż rok wcześniej. O dobrej kondycji gospodarki jako trwałym zjawisku mówią również przedstawiciele izby pracodawców. – Miniony rok był niezwykle udany. Firmy budowlane miały pełne ręce roboty, w głównej mierze za sprawą klientów indywidualnych. Zlecenia na budowę domów i biur mnożyły się jak grzyby po deszczu. Pracę dawały również inwestycje miejskie, w mniejszym stopniu obsługa projektów deweloperskich. Okazją były również prace przy projektach termomodernizacyjnych budynków, które są oczkiem w głowie administracji i wspólnot mieszkaniowych – mówi Antoni Falikowski, prezes Śląskiej Izby Pracodawców, organizacji zrzeszającej firmy budowlane.

Ale ożywienie gospodarki ma i swoją drugą, dość niespodziewaną, stronę. Powrót przedsiębiorstw na ścieżkę wzrostu oraz wzrost konsumpcji indywidualnej ujawnił słabość polskiej gospodarki – niedobór rąk do pracy. - Lekarstwo, czyli sprowadzanie pracowników ze Wschodu, przestaje działać. Coraz częściej mieszkańcy dawnych republik radzieckich omijają Polskę, kierując się wprost na zachód Europy. Sytuacja skutkuje podwyżkami wynagrodzeń. W perspektywie jedynym skutecznym rozwiązaniem jest reaktywacja szkolnictwa zawodowego w oparciu o model dualny, łączący zajęcia w szkole z nauką zawodu w przyszłym miejscu pracy  – mówi Wiktor Pawlik, prezes Regionalnej Izby Przemysłowo-Handlowej.

Przedsiębiorcy zwracają uwagę, że wzrost kosztów osobowych, w połączeniu z obowiązującym do ubiegłego roku mechanizmem tzw. odwróconego VAT-u, który w sytuacji przestojów płatniczych powoduje przejściowy wzrost obciążeń fiskalnych, generuje problemy z utrzymaniem płynności finansowej. A mówiąc wprost – z wypłacalnością firm. - Z drugiej strony zdarza się, że spółki rezygnują z uczestnictwa w przetargach. Zniechęcająco działa wartość zleceń, często szacowanych w innych realiach płacowych, które nie odpowiadają już faktycznym kosztom pracy. Dotyczy to zwłaszcza projektów miejskich. Zleceń więc teoretycznie nie brakuje, a jednocześnie wiele firm balansuje na krawędzi – mówi Falikowski.

Miasto zyskuje

Kondycja gospodarki przekłada się na finanse Gliwic. Należymy  do miast o znacznym udziale dochodów własnych w budżecie. Wpływy z majątku oraz podatków przyniosły Gliwicom 63 proc. ogółu dochodów, przy średniej w regionie na poziomie 56 proc.
Dysponowanie środkami niezależnymi od woli państwa wpływa na stabilność ekonomiczną miasta. Najwięcej w tym ważą udziały w podatku od osób fizycznych i, w mniejszym stopniu, prawnych. Łącznie stanowią ponad połowę dochodów własnych. I zaczęły rosnąć, gdy gospodarka znów przyspieszyła. W 2015 z PIT i CIT  miasto otrzymało blisko 262 mln zł,  rok później było to niemal 281 mln, a w 2017 – już 298 (w tym 278 mln zł z podatku PIT).

I na koniec refleksja ogólniejszej natury. Przyjęła się opinia, że Gliwice są jedną z lokomotyw gospodarczych regionu. Ba, patrząc na sukces strefy ekonomicznej, można nawet przyjąć, że  przewodzą w tej dziedzinie.

Wertując roczniki GUS, natknęliśmy się jednak na dane, które burzą to samozadowolenie. Otóż wkład subregionu gliwickiego, któremu przewodzi nasze miasto, w Produkt Krajowy Brutto wynosi (dane za 2015) 1,5 proc. To czwarty wynik wśród dziesięciu subregionów, na jakie dzieli się województwo. W większym stopniu siłę polskiej gospodarki budują Katowice, Bielsko-Biała i Sosnowiec ze swoimi satelitami, a zbliżony udział posiada subregion rybnicki.        

Gliwice nie mają sobie równych wśród okolicznych miast. Ale na koszulkę gospodarczego lidera regionu muszą jeszcze poczekać.

Adam Pikul    
 
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj