W zamierzchłej przeszłości zwykła jama w ziemi, potem piwnica lub studnia, w czasach nam bliższych – komórka czy lodownia, dziś – chłodziarka. A co jutro? Wynalazcy ze spółki FrostX mają pewność, że urządzenie wielkości zmywarki, które zapewni żywności świeżość na dekady, i to bez specjalnych warunków przetrzymywania. A oni zostaną ojcami tej rewolucji w przechowywaniu jedzenia. 
Centralne miejsce zajmuje maszyna zbliżona gabarytami i wielkością do kompaktowych, elektrycznych pieców piekarniczych.  Jedną ze ścian tworzą regały z rzędami słoików, wypełnionych plastrami owoców i warzyw. 

Jesteśmy w laboratorium firmy FrostX (frostx.pl). A kto wie, jeżeli jej biznesplan wypali, być może również w spiżarce przyszłości.

Lodówki do lamusa
Pokawałkowane i zamknięte w pojemnikach banany, truskawki, ananasy, marchewki czy cebule wyglądają jak świeże produkty. W niczym nie ustępują im pod względem wartości odżywczych i mają bardzo zbliżony smak. Od tych zerwanych prosto z drzewa czy wykopanych z grządki różnią się konsystencją (są chrupkowate, podobne w tym do bezy) oraz większą dawką słodkości. Jedno i drugie to skutek utraty wody w miąższu. 

Tajemnicą zdumiewającej wierności przetworzonych owoców i warzyw względem postaci wyjściowej jest bowiem sposób konserwacji.

Stojące na środku urządzenie to pierwszy na świecie kompaktowy liofilizator żywności. 

- Docelowo, dzięki niemu, możliwe będzie przeprowadzanie w warunkach domowych liofilizacji. To proces polegający na wysuszaniu, w warunkach odpowiadających kosmicznej próżni, wcześniej zamrożonych substancji – wyjaśnia Krzysztof Hoinka, współwłaściciel firmy. 

Technologia pozwala przetwarzać żywność z zachowaniem wszystkich zawartych w niej składników odżywczych i witamin. Podobną funkcję spełniają zamrażarki. Innowatorzy z FrostX przekonują jednak, że liofilizacja góruje nad tradycyjnymi sposobami przechowywania jedzenia.

- Zamrażanie niszczy strukturę produktu, który po rozmrożeniu nabiera wodnistej konsystencji, podczas gdy liofilizowany zachowuje kolor i kształt. Porcja truskawek po rozmrożeniu staje się papką, wyciągnięta z liofilizatora wygląda jak świeża, a po dodaniu wody odzyskuje soczystość. Poza tym  zamrażarka przedłuża przydatność do spożycia, w najlepszym przypadku, o kilka miesięcy, żywność po liofilizacji zachowuje taką zdolność nawet przez ćwierć wieku – podkreśla Adam Milejski z zarządu firmy.

Na tym nie koniec zalet domowej liofilizacji. W chłodziarce często nie starcza miejsca na półkach, a zliofilizowane produkty można trzymać w dowolnym pomieszczeniu, pamiętając jednak o zamknięciu ich w szczelnych pojemnikach. W związku z warunkami przechowywania dochodzi czynnik ekonomiczny – odpadają koszty energii potrzebnej do schładzania komór. 

-  Liofilizacja to technologiczna nowość, a jej wykorzystanie, również na domowe potrzeby, jest sporym wyzwaniem. Ze względu na potencjał, możliwości sięgają granic wyobraźni. W ten sposób można konserwować nie tylko produkty spożywcze dowolnego rodzaju, jak mięsa, grzyby, przyprawy, ale również gotowe posiłki. W naszym urządzeniu możemy liofilizować gotowane dania, zupy, przekąski. „Zmumifikowane” owoce i warzywa świetnie nadają się jako musli, a sproszkowane – dodatek smakowy do ciast, lodów i innych słodkości  - przekonuje Hoinka.

Nadchodzi czas liofilków
Liofilki to robocza nazwa dla produktów w zliofilizowanej postaci. Odkrywcy wykorzystania nowatorskiej technologii na domowe potrzeby są przekonani, że już w niedalekiej przyszłości zaczną one królować na naszych stołach. Na razie jednak szansy na popularyzację innowacji szukają w sektorze małego i średniego biznesu.

Opracowane urządzenie przeznaczone jest głównie dla gospodarstw sadowniczych i ogrodniczych, hoteli oraz restauracji, lokalnych producentów wyrobów spożywczych. Ma niewielkie rozmiary, prostą obsługę i w pełni zautomatyzowany proces. Dodatkowym plusem jest brak emisji zanieczyszczeń do otoczenia oraz niski poziom hałasu. 

- Zainteresowanie wykazują również firmy przemysłu kosmetycznego, pod kątem liofilizacji alg wykorzystywanych jako baza wielu produktów upiększających. Na razie pomysł budzi jednak większe echo za granią niż w kraju. Zapytania płyną z Ukrainy, Rumunii, Austrii, Niemiec – informuje Patryk Rogosch, współwłaściciel firmy.

Pierwsze zlecenia pojawiły się w ślad za akcją marketingową w mediach społecznościowych oraz po oficjalnym rynkowym debiucie. Urządzenie FrostX było odkryciem Electronics Show w Nadarzynie – największych  targów elektroniki użytkowej i nowych technologii w Polsce.

Z pasji do zdrowego jedzenia 
FrostX to typowy start-up. Firma powstała z połączenia sił młodych ludzi nauki. Adam Milejski i Krzysztof Hoinka razem studiowali na Wydziale Inżynierii Środowiska Politechniki Śląskiej, obaj pracowali w Instytucie Techniki Cieplnej tegoż wydziału i uzyskali tytuły doktorów. Patryk Rogosch to z kolei absolwent informatyki Politechniki Wrocławskiej, a przy okazji zdolny marketingowiec. 

Jednak innowacyjny pomysł nie rozwijałby się w takim tempie, gdyby nie wsparcie funduszu inwestycyjnego dla młodych firm. Pieniądze na rozwój FrostX pochodzą z działającego w ramach Technoparku Akceleratora Technologicznego Gliwice, spółka korzysta również z pomieszczeń, które ten ośrodek wsparcia biznesu wynajmuje start-upom na preferencyjnych warunkach. 

Przedsiębiorcy mają ze sobą więcej wspólnego niż żyłka do wynalazczości i upodobanie  w nowych technologiach.  Łączy ich pochodzenie oraz pasja do zdrowego stylu życia. Żaden nie jest rodowitym gliwiczaninem. Adam pochodzi z Tychów, Krzysztof i Patryk - z jednej miejscowości na Opolszczyźnie. Wszyscy  przywiązują również wagę do tego, co jedzą oraz cenią aktywne spędzanie czasu wolnego, a swoje zainteresowania przekładają na działalność gospodarczą. 

- FrostX to nie jedyny biznes, który dzielę z Patrykiem - mówi hoinka. - Wspólnie prowadzimy sklep internetowy oferujący musli i inne rodzaje dietetycznego pożywienia. Mamy w sprzedaży również mieszanki z liofilizatami. Problemy z dostępnością oraz horrendalne ceny tych artykułów (przykładowo kilogram truskawek - liofilków kosztuje w hurcie 110 zł) dały bezpośredni impuls do rozpoczęcia prac nad własnym urządzeniem.

Jeżeli nasz rozmówca nie przebywa akurat w biurze, nie jest w podróży służbowej lub na spotkaniu z kontrahentami, można iść o zakład, że oddaje się jednemu z trzech hobby – uprawia turystykę lotniczą za sterami sportowego samolotu, odkrywa podwodne światy z użyciem akwalungu lub bije kolejne życiowe rekordy w tzw. nurkowaniu bezdechowym, pokonuje Polskę „na przełaj” motocyklem. 

Czas poza pracą Milejskiego kiedyś wypełniała piłka nożna, a obecnie trenowanie brazylijskiej sztuki walki ju-jitsu, crossfitu oraz podróże po Europie.   
Najbardziej uroki domowego zacisza działają na trzeciego ze wspólników. Rogosch w wolnych chwilach dogląda ekologicznych upraw w swoim gospodarstwie, a zdobytą wiedzą i doświadczeniem na ten temat dzieli się na blogu liofilki.pl. Jako jedyny może pochwalić się potomstwem. Dochował się trojga dzieci i, jak żartują koledzy, na tym polu wykazuje aktywność za nich wszystkich.       
 
Adam Pikul

 



wstecz

Komentarze (0) Skomentuj