Dwadzieścia trzy tysiące czterysta minut, trzysta sześćdziesiąt godzin, piętnaście dni. Tyle czasu, łącznie, spędziły w powietrzu bohaterki tekstu. Łączy je pasja do lotnictwa i studia na Politechnice Śląskiej, w pewnym sensie także marzenia i plany zawodowe. Były oczywiście momenty, kiedy uznały, że może będą lekarkami (jak Katarzyna Brzeska czy Patrycja Krzyszczak). Jednak każda wie czego chce, i nawet trudy nauki nie są w stanie zawrócić je z obranej drogi.

Budzik dzwoni około 3.00

Musi być kawa, lecz Katarzyna Brzeska nie traktuje tego, jak rytuału. Po prostu lubi ją pić. Kiedyś usłyszała od doświadczonego pilota, że zdjęcia pamiątkowe z pasażerami robi dopiero po wylądowaniu, żeby nie zapeszać, i to w zasadzie był ten jedyny raz, gdy dowiedziała się o przesądach w tym zawodzie. 
    
Pierwszy rok studiów magisterskich, wydział transportu i inżynierii lotniczej Politechniki Śląskiej, specjalizacja nawigacja powietrzna. Około 220 godzin w powietrzu. Droga do tego miejsca to dla Brzeskiej przygoda i adrenalina,  wyrzeczenia i ucisk w żołądku przez egzaminami, nieprzespane noce i marznięcie na lotnisku o 5.00 rano.  
      
Miała w głowie jedną myśl 

Zawsze lubiła lotnictwo, lecz w pewnym momencie uznała, że to za mało i gdy skończyła 18 lat zaczęła szukać informacji o kursach lotniczych. 

Samolot był mały, doświadczony instruktor cierpliwie wszystko tłumaczył, a Katarzyna miała w głowie jedną myśl: jak w tak krótkim czasie można, jednocześnie, kontrolować tyle parametrów i urządzeń? Więc tak, bała się, ale przecież najpierw musisz nauczyć się chodzić, żeby potem biegać. Dla niej bieganie, czyli latanie nastąpiło po 15 godzinach lotów z instruktorem. Ten pierwszy samodzielny to tak naprawdę była rundka wokół lotniska, a instruktor kontrolował wszystko z ziemi. -  Jak było? Już dawno nie przypominałam sobie tych chwil z pierwszych lotów... Na pewno duża adrenalina i stres... Ja akurat miałam szczęście: spotkałam wtedy znajomego, który już skończył szkolenie, uspokajał mnie i mówił „dasz radę”. Miał rację, a kiedy się już wylądowałam, naprawdę  poczułam satysfakcję – wspomina Katarzyna. Po tym pierwszym locie, kiedy już była na ziemi, zobaczyła przy hangarze swoją mamę. Nie powiedziała, że będzie, dlatego radość Katarzyny była tym większa. - To dzięki mamie latam- dodaje.
 
Sprawdź pogodę w górach
 
Umiejętność pilotowania to na studiach wymóg. Nim podejdą do egzaminu w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego, muszą zdać kilkanaście przedmiotów, na przykład prawo lotnicze, zasady lotu czy aerodynamikę. Brzeska, jak większość studentów, najwięcej czasu spędza nad zasadami lotu. Na jej kierunku jest dużo ogólnych przedmiotów, jednak nawet gdy przygotowują projekt z nielotniczego, starają się zawsze wciągnąć do niego samoloty. Zajęcia mają na lotnisku i w symulatorze, gdzie trenują procedury. Każdy ma swój program, ustalany zgodnie z wymogami potrzebnymi do zdobycia licencji zawodowej.   

Symulator to nic innego jak wnętrze kabiny samolotu rejsowego: są zawsze dwa siedzenia, odpowiednio zawieszone i przygotowane rzutniki czy ekrany. - Gdzie latam? Bardzo różnie. Sama muszę zaplanować trasę, nie ma znaczenia czy  na północ albo południe, muszę wykonać zadanie. Jeśli wiem, że na trasie są góry, koniecznie sprawdzam czy wieje tam silny wiatr i jaką mają wysokość, zawsze sprawdzam przestrzeń powietrzną, bo Polska i inne kraje mają wydzielone strefy, z wymaganym planem lotu – tłumaczy Brzeska.   

Po studiach chciałaby pilotować liniowe samoloty, być może zrobi także uprawnienia  instruktora, możliwe, że będzie wykładowczynią, bo lotnictwo pasjonuje ją również naukowo, a niektóre jej publikacje można już przeczytać w internecie.
   
Majestatycznie w powietrzu unoszę się   

Wszystko przez przegrodę nosową. Jeśli jest krzywa, dyskwalifikuje i nie można zostać pilotem. Tata Patrycji Bielec miał pecha: kochał lotnictwo, zdawał na studia, ale ta przegroda. Entuzjazmu jednak nie stracił i jeszcze wciągnął córkę. - Tyle mi o tym opowiadał, aż w końcu wybraliśmy się razem na Air Show w Radomiu. Spodobało mi się tak bardzo, że tata zapisał mnie na kurs szybowcowy w Rybniku. Tam mieszkamy. No i zostałam pierwszą osobą w rodzinie, która powąchała lotnictwa praktycznie – dziś Patrycja jest na trzecim roku studiów inżynierskich na Politechnice Ślaskiej, a w powietrzu spędziła około stu godzin. 
   
Panika na drabinie 

Wszystko także przez lęk wysokości. Patrycja bała się wejść na kilkumetrową zjeżdżalnię na basenie. Szybowiec na wysokości 2500 miał być taką terapią szokową. Pierwszy lot trwał parę sekund, nawet nie zdążyła się zorientować, że jest wysoko,   była podekscytowana i zbyt skupiona żeby się bać. - Przeszło mi. Strach odszedł. A kiedy latanie szybowcami dobrze mi szło, przerzuciłam się na samolot i zdobyłam podstawową licencję samolotową  (PPL) – Bielec twierdzi, że w samolocie czuła się bezpieczna, ale nie rzuciła tak całkiem szybowców - w wakacje chce dokończyć kurs i zdobyć licencję. 

Wojsko, wojsko a potem... 

Wszystko przez ulotkę. W liceum nie bardzo wiedziała na jakie studia się zdecydować, to naturalne, ma się wtedy w głowie wiele rzeczy. Wybrała artystyczny kierunek. I na tym radomskim Air Show, na który wybrała się z tatą, wpadła w jej ręce ulotka Wojskowej Akademii Lotniczej w Dęblinie. Zdecydowała, że tam złoży dokumenty. To szkoła stricte wojskowa, na uczelnię z przepustką, na głowami samoloty wojskowe. Jedna kobieta na 30 osobową grupę. No i mają bardzo trudno. Jest też w Dęblinie cywilny kierunek, tam już więcej studentek, a najwięcej chce zostać stewardesami. Patrycja zdawała na wojskowy, ale się nie dostała. -  Badania lekarskie przyszły na uczelnię z opóźnieniem, więc wylądowałam na cywilnym - mówi. W Dęblinie wytrzymała dwa lata, przeniosła się, kiedy dowiedziała się, że na Politechnice Śląskiej otworzyli nowy kierunek. Było bliżej – z Rybnika do Katowic jest tylko 39 km, nie zaczynała też od zera, no i miała znajomych z Dęblina, Chełma czy Rzeszowa ( tam też są szkoły lotnicze). 

Patrycja ma teraz sporo pracy, uczy się do egzaminów w Warszawie, od kwietnia zaczynają się też praktyki na lotniskach. To nawet dobrze, bo po miesiącach spędzonych nad książkami, trochę zmieni otoczenie.     

Sierra Tango Zulu 

Wszystko przez Jumbo Jeta. Ale po kolei. Bielec prowadzi aktywne życie: biega, chodzi na siłownię, do szkoły tańca, jest w trakcie kursu na  prawo jazdy na motor, razem z bratem i tatą jeżdżą quadami, no i udziela się w ochotniczej straży pożarnej.  

Chciałaby mieć własne lotnisko i małą flotę, bo na Śląsku takich miejsc jest niewiele, przekonała się o tym, gdy szukała miejsc na praktyki. Ale jej pierwszym celem po ukończeniu studiów jest praca w liniach lotniczych, chciałaby spróbować za granicą i na większych samolotach. Na przykład Boeingu 747, bo uwielbia solidne maszyny.   
 
Szalony pomysł czternastolatki 

Natalia Rutkowska jest na trzecim roku studiów inżynierskich i każdą wolną chwilę poświęca na przygotowanie się do egzaminów w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego. Inne pasje zeszły na drugi plan. - Jednak, jeśli uda mi się zdać, na pewno  wrócę do podróży i poznawania kultury oraz kuchni innych krajów -  dodaje. 

Lotnictwo wzięło się z przypadku, z jakiegoś szalonego pomysłu, który, jako czternastolatka, rzuciła przy znajomych. Marzenie nieco zblakło, gdy okazało się, że wymaga wielu wyrzeczeń, jednak całkowicie nie zgasło. - I jestem studentką specjalizacji pilotaż samolotowy, aktualnie koncentruję się na zadaniu, w którym muszę wykonać określoną liczbę godzin pilota dowódcy -  Natalia uważa, że owszem, latanie może być sposobem na życie, ale na pewno na początku trzeba włożyć w to sporo wysiłku i nauki. 
 
W powietrzu „tylko” 60 godzin 

Swój pierwszy lot pamięta bardzo dobrze: obawiała się czy to dla niej, ale po wylądowaniu… nie chciała wysiąść z samolotu. A potem bardzo szybko doszła do  wniosku, że właśnie to chciałaby robić w życiu. - Każdy z nas,wybierając taki kierunek studiów, marzy o pracy w tym zawodzie i ja nie inaczej Chodź przyszło nam żyć w ciężkich czasach przez pandemię, a lotnictwo mocno ucierpiało, wierzę, że nim skończę studia rynek się podniesie - mówi Natalia.  

Mundur równa się duma 

Dla studentek są dwa zestawy – ze spodniami i spódnicą. Patrycja Krzyszczak woli spodnie, bo są wygodniejsze. Mundur ze spódnicą wkłada na uroczystości. - Wie pani, to w ogóle jest wtedy wyjątkowa chwila, bo wielu z nas przeszło długą drogę nim dostało się na studia lotnicze – mówi. Sama jest na trzecim roku studiów inżynierskich, ma 83 godziny nalotu dowódczego, który wykonywała w całej Polsce, bo chciała zdobyć więcej punktów w rekrutacji. - Pewnie nie będę oryginalna: tata zabierał mnie na pokazy i imprezy lotnicze, tak mnie to zafascynowało, że bardzo chciałam zostać pilotem – opowiada Patrycja. Wybrała jednak biologię, a studiowała ją dość krótko: kiedy tylko dowiedziała się, że może zdawać na lotnictwo złożyła papiery do Dęblina. 

Studia to uważność i koncentracja. Podczas praktyk muszą być dyspozycyjni od poniedziałku do niedzieli. Dlatego w lotnictwie pożądaną cechą jest cierpliwość. -  I musimy się tego nauczyć. Zdarza się, że jesteśmy cały dzień na lotnisku po czym okazuje się, że jednak nie polecę, albo  przed lotem konieczny  jest przegląd, albo ktoś się nagle rozchorował i jednak polecę - Patrycja chce pracować w liniach lotniczych, najlepiej w polskim LOT.   

Bransoletka z samolocikiem

Za każdym razem kiedy siedzi w kabinie samolotu uważa, że to niesamowite uczucie móc tak „oszukać” naturę i choć na chwilę zawładnąć niebem. Tam w górze czuje wolność.  Mimo ciągłej kontroli wskaźników, mimo planów lotów. Wolność, która smakuje wybornie. 

- Moje marzenie? Jedno już pani zna. Drugie to własny mały samolot. Po to żeby innym pokazywać świat z mojej perspektywy. A … i odkąd zaczęłam studia na politechnice noszę bransoletkę z malutkim samolocikiem. Nie tylko na szczęście.
 
Małgorzata Lichecka 

Galeria

wstecz

Komentarze (2) Skomentuj

  • ona idzie na całość 2023-06-14 09:20:20

    ona idzie na całość, widać to po czapce...

    • Adrianna 2024-04-04 10:11:17

      Ze swojej strony polecam przed pierwszym lotem kupić słuchawki lotnicze. Wybrałam firmę GAPILOT na ich aktywnych słuchawkach latam do dziś :)