Interpelację w sprawie kosza na plastikowe nakrętki radna Agnieszka Filipkowska napisała, bo uważa, że inicjatywa ma same zalety.  Po pierwsze, realnie może wesprzeć organizację czy konkretną osobę, po drugie, uczy najmłodszych, że nawet dbając o środowisko pomagamy. Marzyły jej się kosze w kilku miejscach, najlepiej w każdej dzielnicy. Ale miasto powiedziało nie.   
Domena organizacji 

W piśmie urzędowym napisano tak: akcjami powinny zajmować się organizacje.  Poza tym nie da się wydzielić osobnej frakcji na plastikowe nakrętki  i gdyby miasto tak zrobiło, przekroczyłoby ustawowe uprawnienia. Dlatego pojemników nie postawi, jeśli jednak zgłoszą się organizacje lub osoby prowadzące takie zbiórki i deklarujące, że same pojemnik zorganizują, opróżnią i zawiozą nakrętki do skupu, miasto wsparcia udzieli.  

Trzy tony w pięć tygodni 

Filipkowska zbierała osiem lat temu, gdy potrzebowała funduszy na terapię komórkami macierzystymi. Rezultat: trzy tony w pięć tygodni, ale wiązało się to z ogromnym fizycznym wysiłkiem jej rodziców.  

Zbierały dla niej szkoły i przychodnie, odbierali rodzice, potem zwozili do mieszkania babci, tam segregowali, ważyli, pakowali w worki.  Gdy stuknęły trzy tony dzwonili do skupu i sami  pakowali worki na ciężarówkę odbiorcy. Po śmierci babci mieszkanie oddano do miasta, a Filipkowska straciła miejsce magazynowania.  Bo największym problemem jest przechowywanie nakrętek i właśnie dlatego dobrze sprawdzają się ogólnodostępne pojemniki. Mogą je stawiać gminy, organizacje, fundacje, firmy. - Dla dużego miasta taki kosz to tyle co dla mnie 2 zł. A konkretnie mówiąc za ok 2 tysiące można  kupić profesjonalny pojemnik – komentuje radna. 

Drugi radny wychodzi z inicjatywą   

Marcin Kiełpiński, radny z Sośnicy, zwrócił się jednego z wydziału urzędu o wskazanie lokalizacji pojemnika. Sponsora już miał – zgłosiła się firma, która zrobiłaby to bezpłatnie. Miasto tylko wyznaczyłoby miejsce. Dowiedział się, że  to nie problem, ale urząd nie sfinansuje utrzymania i opróżniania pojemnika. Radny zrozumiał i ,ucieszony pozytywnym załatwieniem sprawy, pochwalił się serduszkową akcję na Facebooku. -  Sam chciałem zająć się utrzymaniem i opróżnianiem kosza, ale gdy zamieściłem post, zgłosiła się pani z doświadczeniem w takich akcjach - mówi Kiełpiński. Urzędnicy prosili też o wskazanie lokalizacji. I tu pomogli internauci, wybierając teren przy placu zabaw, ul. Sikorskiego i osiedle przy Biedronce. Kiełpiński prześle więc stosowne pismo.  
     
Będzie współpraca, może apel   

Radna Filipkowska o planach Kiełpińskiego także dowiedziała się z fb.  I szczerze mu kibicuje. Zaskoczyła ją jednak postawa urzędników. Te dwie inicjatywy różnią się tym, że radny Kiełpiński znalazł sponsora, ona wnioskowałam, by miasto wyłożyło kwotę potrzebną na jeden taki kosz. Nawet potrafiłaby zrozumieć odpowiedź negatywną, popartą finansowymi argumentami lecz ta, której  jej udzielono, dotyczyła zupełnie innych argumentów.   

- Jak już oboje weszliśmy w serduszka, to możemy współpracować. Myślę, że warto też namówić innych radnych, także z rad osiedlowych, a ja pomyślę nad apelem – dodaje Kiełpiński. Filipkowska sprawy też nie odpuści. - Kosze powinny pojawić się w każdej dzielnicy, a opiekować się nimi rady dzielnic, fundacje lub stowarzyszenia. Są kupcy nakrętek, którzy przyjeżdżają po mniejsze partie, więc to byłoby idealne pole do współpracy. Trzeba  tylko chcieć – radna szuka więc fundacji lub stowarzyszenia, które wystąpi do miasta z prośbą o zgodę na postawienie tego kosza obok swojej siedziby, sama  jest też gotową współfinansować taki zakup. 

Małgorzata  Lichecka

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj