Wygląda niepozornie i gdyby nie rysunek postaci, można go pomylić z guzikiem. Na niewielkiej powierzchni czyjaś wprawna ręka umieściła krzyż z Chrystusem. Ten guzik, który w rzeczywistości jest medalikiem, przeleżał w ziemi prawie 400 lat!    
Starannie odczyszczone, opisane, zamknięte w foliowych torebeczkach (niektóre w podwójnych) stanowią łącznik między przeszłością a teraźniejszością. Prowadzą nas do ciekawych historii, uruchamiają wyobraźnię, ale przede wszystkim są materiałem  badawczym, dzięki któremu pisze się kolejny rozdział historii miasta. O każdym zabytku, z pasją, opowiada Radosław Zdaniewicz, właściciel Górnośląskiej Pracowni Archeologicznej, która od 2016 roku prowadzi badania na terenie przy murze starego kościoła, należącego do parafii św. Bartłomieja w Szobiszowicach.

Płot, a potem mur     

Na rycinie uwieczniono budynek kościółka, ale nie on budzi moje zainteresowanie. Chodzi o płot, pierwotnie wyznaczający granice parafialnego cmentarza. - Podczas prac robotnicy dziwili się, że znajdujemy różne przedmioty w pewnej odległości od  istniejącego muru, a przecież ten rodzaj ogrodzenia pojawił się znacznie później – tłumaczy Zdaniewicz.     

Mur pod ścianą   

Przez lata mur chroniono jedynie doraźnie, wiadomo było, że potrzebne są profesjonalne prace renowacyjne. Już w 2007 r. ekspertyza budowlana wskazywała na pilną potrzebę remontu. Parafia nie miała jednak pieniędzy, nie uzyskała też pomocy od instytucji publicznych. I stało się: w 2012 zawalił się fragment od strony północno-zachodniej. Trzeba było katastrofy, by skłonić konserwatora i samorząd do reakcji. 

Są pieniądze, są badania 

Runięcie miało jednak też dobrą stronę, bo po wielu zabiegach, prośbach, pismach znalazły się pieniądze na ratowanie bezcennego zabytku. W 2016 roku proboszcz parafii mógł nieco odetchnąć. Przynajmniej z powodu funduszy, bowiem    kompleksowy remont kościoła prowadzony jest z udziałem finansowym miasta, urzędu marszałkowskiego, Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Katowicach oraz ze środków własnych parafii.      


Dwa szkielety do ekspertyzy  

- Stary mur ułożono na bardzo niskim fundamencie, nowy zaprojektowano na większym cokole, dlatego prace archeologiczne objęły nieco więcej  terenu - tłumaczy Zdaniewicz. Prowadzono je w obrębie dawnego parafialnego cmentarza, datowanego prawdopodobnie na XV, XVI wiek i czynnego do XIX, a nawet do początków XX wieku. Tak długie użytkowanie sprawiło, że groby układano warstwowo, sytuując je jeden na drugim. Podczas prac odkrywkowych znaleziono więc bardzo dużo kości, zachowały się, w małej liczbie, całe pochówki w anatomicznym układzie. 

- Po raz pierwszy, odkąd prowadzimy badania, udało się wydobyć całe szkielety, dokładnie dwa - mówi archeolog. Zawiózł je już do Wrocławia na specjalistyczne badania antropologiczne. Dzięki nim dowiemy się o płci tych osób, tego, jak się odżywiały, na co chorowały oraz co było przyczyną ich śmieci. Po badaniach  szkielety wrócą do starego Bartłomieja i zostaną pochowane przez proboszcza. 

Spoczywaj przy Wieczystej 

Szobiszowicki cmentarz był dość mały i służył mieszkańcom wsi. Gdy zabrakło na nim miejsca, utworzono następny, na placu u zbiegu ulic Toszeckiej i Świętojańskiej (dziś jest tam skwer). Ten użytkowano przez 200 lat (Mastalerza była kiedyś Wieczystą), a istnienie pozostałości kamiennych nagrobków jeszcze w latach 50. XX wieku pamiętają okoliczni mieszkańcy. Gdy i ten cmentarz okazał się za mały, utworzono kolejny - przy ul. św. Wojciecha. Poświęcono go w 1910 roku i czynny  jest do dziś. 

Ołowiane żołnierzyki. Być może z odpustów  

Wykopaliska przy murze starego kościoła przy Toszeckiej przyniosły ciekawe znaleziska. Przedmiotów jest bardzo dużo i pochodzą z różnych wieków: medaliki, krzyżyki wkładane zmarłym do trumny, ale też bardzo często monety. 

W 2018 roku badano cmentarz od strony południowej, odkrywając w tym miejscu  więcej pochówków z XVII i XVIII wieku. Interesujące okazały się wydobyte z ziemi ołowiane figurki żołnierzyków. - Nie wiemy, skąd się wzięły, może z dziecięcych grobów albo odpustów, które odbywały się przy kościołach, ale to ryzykowna teoria - opowiada Zdaniewicz.                          

W 2019 roku archeolodzy operowali od strony wschodniej - tę część używano w XIX i XX wieku. Czasami trafiano na niespodziewane przedmioty - plakietki ze swastykami z lat 40. i to niekonieczne związane z ideą faszyzmu, bardziej akcjami organizowanymi w tamtym czasie przez władze. Szef pracowni archeologicznej twierdzi, że być może znalazły się tu przypadkiem i nie miały związku z pochówkami.  

Mam 394 lata i wyglądam całkiem dobrze

Zdaniewicz z jednego z pudełek wyciąga woreczek z cenną zawartością. Mierzy niecałe pół centymetra, jest w rdzawym kolorze i niewiele można z  niej odczytać. Ja przynajmniej nie potrafię. To rarytas - najstarsza znaleziona przez archeologów moneta.  - Ma zapewne związek z wielowiekową tradycją wkładania monet do grobów zmarłych jako swoistej "zapłaty za przeprawę na drugą stronę". Odkryta moneta to pochodzący z żagańskiej mennicy srebrny greszel cesarza Ferdynanda II Habsburga (1619–1637) z roku 1625 – dodaje archeolog. 

Medalik z pielgrzymki 

Pytam Zdaniewicza, czy udało się cokolwiek odczytać z medalików. Twierdzi, że  całkiem sporo. Po zakończeniu prac terenowych rozpoczyna się dla niego druga zabawa.  - Ten etap też bardzo lubię. Identyfikuję znalezione rzeczy,  przygotowuję karty i opisy, ślęcząc  nad książkami, dokumentami, prowadzę kwerendy muzealne. Tropów związanych z medalikami szukam w różnych sferach, kojarząc je z kultem świętych czy trasami pielgrzymek - zabytkiem, który Zdaniewicz długo  rozszyfrowywał, jest medalik z wizerunkiem błogosławionego Jana z Dukli.  
Wśród znalezisk są również te z przedstawieniami Marii oraz Jezusa. Ukazano ich w różny sposób, bardziej lub mniej schematycznie. Z Jezusem Chrystusem związane są krzyżyki trójlistne, przedstawiające scenę ukrzyżowania.

Crux Sancti Patris Benedicti

Jednym z najciekawszych  artefaktów jest pięcioboczny medalik benedyktyński, wybity na blaszce ze stopu miedzi.  
- Na jego awersie znajduje się postać świętego, lecz jest ona, niestety, słabo czytelna. Nie do końca czytelny jest również awers. W środku, w pierścieniowym, ośmiobocznym otoku – krzyż, tzw. karawaka, z literami w pionie i poziomie, stanowiącymi skróty sentencji religijnych. Ważny napis widnieje w narożnikach krzyża „C S P B” (Crux Sancti Patris Benedicti). Na podstawie analogii można go datować na okres 2 poł. XVII – 1 poł. XVIII w. - pisze na swoim archeologicznym blogu Zdaniewicz.   

Inny, prawdopodobnie XVII-wieczny medalik, przedstawia dwoje świętych związanych z zakonem  franciszkanów. Zdaniewicz: Na awersie widnieje piękne przedstawienie św. Elżbiety Aragońskiej, kanonizowanej przez papieża Urbana VIII, w 1625 roku. Królowa była wielką tercjarką zakonu franciszkanów, żyła w ubóstwie i ascezie, dnie spędzała na modlitwach. Była zatem uosobieniem prostego życia zgodnego z Bogiem. 

Co ciekawe, medalik ze świętą odkryty został również w krypcie związanej z nieistniejącym kościołem św. Jerzego w dzisiejszych Gliwicach Czechowicach. Wydaje się, iż jej kult mógł być stosunkowo mocny w tej części Górnego Śląska w siedemnastym stuleciu, szczególnie wśród chłopstwa. Na odwrocie widnieje natomiast franciszkanin, św. Antoni z Padwy, w scenie z dzieciątkiem. W ikonografii często jest on przedstawiany właśnie z niemowlęcym Jezusem, co ma podkreślać, iż jest on również patronem dzieci. 

Archeolog pisze też o zaskakującym i bardzo rzadkim medaliku. - Jest  to okaz, na którego stronach znalazło się dwóch błogosławionych kościoła katolickiego, bernardynów, bł. Jan z Dukli, a na odwrocie bł. Władysław z Gielniowa. Pierwszego z nich błogosławionym ogłosił w 1733 r. papież Klemens XII, drugiego w 1750  papież Klemens XIII. Co ciekawe, bł. Władysław w 1759 r., edyktem papieskim, został patronem Królestwa Polskiego i Litwy. Medalik związany był z ruchem pielgrzymkowym do Rzymu, o czym świadczy napis ROMA. 

Niezwykle interesująca jest postać bł. Jana z Dukli, kaznodziei i pustelnika. Tak jak Gliwice uchroniła od masfledowskiej armii Matka Boska, tak w 1649 r. Lwów przed wojskami Chmielnickiego i Tuchajbeja uratować miało wstawiennictwo Jana z Dukli, który objawił się ponoć nad miejscowym klasztorem bernardynów i odstraszył najeźdźców. 

Tegoroczny etap badań archeologicznych zakończył się w czerwcu. Następny, już ostatni, zaplanowano na 2019 rok. 
- Mieszkam na osiedlu Obrońców Pokoju, więc prawie po sąsiedzku. Często bywałem w Bartłomieju, a stary kościółek bardzo lubię, dlatego cieszę się, że mogłem, jako archeolog, też wpisać się w jego historię – dodaje Zdaniewicz i ma nadzieję, że wszystkie pozyskane zabytki zobaczymy na wystawie w gliwickim muzeum.          

Małgorzata Lichecka 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj