GTK Gliwice wygrało po raz trzeci w sezonie na wyjeździe. Podopieczni Pawła Turkiewicza jeszcze na cztery minuty przed końcem meczu prowadzili ze Śląskiem Wrocław różnicą 18 punktów, ale o zwycięstwo musieli bić się do ostatnich sekund. Dla zwycięzców 28 punktów zdobył Brandon Tabb. Śląsk – GTK 81:84 (18:22, 18:26, 19:17, 26:19).
Trzy kolejne porażki sprawiły, że nastroje w Gliwicach, delikatnie mówiąc, nie były najlepsze. Szansą na przełamanie miało być spotkanie ze Śląskiem Wrocław – choć znajdował się on wyżej w ligowej tabeli, na pewno był zespołem, z którym podopieczni Pawła Turkiewicza mogli powalczyć o pełną pulę. 

Wynik w pierwszej kwarcie oscylował wokół remisu. Ostatecznie ta część spotkania padła łupem przyjezdnych, bo dobrą zmianę dał Milivoje Mijović, który pierwszy raz w tym sezonie rozpoczął mecz na ławce rezerwowych. Serb najpierw trafił trudny rzut z odchylenia, a następnie szybko pobiegł do ataku i wykończył kontrę (17:22).

Po wznowieniu gry Mijović i Dawid Słupiński umiejętnie radzili sobie z rywalem w polu trzech sekund i powiększali przewagę gliwiczan. Trener miejscowych próbował ratować sytuację, biorąc kolejne przerwy na żądanie, ale poza pojedynczymi skutecznymi akcjami Śląsk nie potrafił zbliżyć się do przeciwnika. Nadal skuteczny był Tabb, a po powrocie na parkiet ponownie pod koszem dominował Furstinger. W ostatniej akcji tej połowy Mondy trafił z półdystansu i goście schodzili na przerwę z zapasem 11 punktów (36:47).

Po dłuższej przerwie pierwszą skuteczną akcję ponownie przeprowadził Mondy, trafiając zza łuku i jednocześnie pokazując, że skupienie w szeregach gości nadal jest na wysokim poziomie. Choć w dwóch kolejnych akcjach gliwiczanie pogubili się w obronie i Mathieu Wojciechowski skończył je efektownymi wsadami, to już po chwili Furstinger i Tabb pokazali, że GTK nadal w pełni kontroluje przebieg wydarzeń na parkiecie (40:56). 

Śląsk nie zamierzał dawać za wygraną. „Trójki” Josepha i Łączyńskiego przywróciły miejscowym nadzieję na sukces. Wrocławianie nie mieli jednak sposobu na Tabba, którego nie potrafili w żaden sposób zatrzymać. Amerykanin w tym dniu był bardzo dobrze dysponowany rzutowo i dzięki niemu podopieczni Turkiewicza cały czas utrzymywali bezpieczny dystans (50:63). Ostatnią skuteczną akcję w tej części gry przeprowadził Torin Dorn (55:65) i Śląsk mógł jeszcze wierzyć w końcowy sukces.

Dorn dał kolejne punkty na początku czwartej odsłony, a jedno „oczko” z linii rzutów wolnych dołożył Łączyński. Śląsk poczuł szansę. Sytuację uspokoił pewnym rzutem Mijović oraz niezawodny Tabb, który kolejny raz trafił zza łuku (58: 70). Wrocławianie konsekwentnie pchali piłkę pod kosz. Kolejne akcje kończyli Aleksander Dziewa i Michael Humphrey, a mogło być jeszcze lepiej, gdyby rzuty wolne trafiał Michał Gabiński. Po drugiej stronie parkietu w końcu dwa trafił Payton Henson, który wcześniej cztery razy spudłował z linii rzutów osobistych. 

Po tym, jak z półdystansu przymierzył Mondy, GTK prowadziło różnicą 18 punktów (62:80) na cztery minuty przed końcem regulaminowego czasu gry i wydawało się, że w tym meczu już nic nie może się zdarzyć. Niestety, gliwiczanie kolejny raz katastrofalnie rozegrali końcówkę. Proste straty przy agresywnej obronie wrocławian spowodowały, że rywale w błyskawicznym tempie odrabiali punkty. 

40 sekund przed końcem meczu, po przechwycie Łączyńskiego, Dorn zniwelował straty do trzech oczek. W kolejnej akcji Mijović nie trafił z dystansu i beniaminek Polskiej Ligi Koszykówki stanął przed szansą na doprowadzenie do remisu. Na szczęście rzut Gabińskiego został zablokowany przez Tabba, a poprawka Łączyńskiego odbiła się od boku tablicy.

Kolejny mecz GTK rozegra w Lublinie ze Startem – 21 listopada o godz. 17.30.

Następne spotkanie u siebie – 30 listopada. Przeciwnikiem będzie BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski. 

GTK: Duke Mondy 15 (1x3), Brandon Tabb 28 (3x3), Payton Henson 6, Łukasz Diduszko 2, Joe Furstinger 15 – Milivoje Mijović 14, Dawid Słupiński 4, Mateusz Szlachetka, Piotr Hałas 
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj