Nie żyje nadkom. Krzysztof Skowron, policjant związany z naszym miastem. Wiele lat służył w gliwickim garnizonie, ale był też gliwiczaninem, mieszkańcem osiedla Sikornik. W poniedziałek zginął tragicznie w wypadku motocyklowym, na jednej z dróg województwa świętokrzyskiego, podczas urlopu.   
                                      
W piątek, szukając zdjęć w fotograficznym archiwum „Nowin”, przypadkowo znalazłam jedno, na którym uwiecznił go nasz fotoreporter. Był to może rok 2003. 

Uśmiałam się, że bo Krzysztof Skowron wyglądał... „inaczej” (przede wszystkim miał zabawny wąs). Pomyślałam, że mu tę fotografię prześlę, niech też się uśmiechnie. W poniedziałek dowiedziałam się, że nie żyje, że zginął w wypadku w jakiejś nieznanej mi miejscowości, jadąc na motocyklu. 

Pamiętam pierwsze z nim spotkanie. Był wówczas komendantem IV komisariatu w Gliwicach, a ja pisałam o jego dzielnicy reportaż. „Kto powie mi o bezpieczeństwie w Łabędach więcej, niż szef tutejszej jednostki policji”, pomyślałam i wraz z fotoreporterem wpakowaliśmy się komendantowi Skowronowi do gabinetu. 

W oczy rzuciły mi się wtedy… czapki. Policyjne, z różnych krajów świata. Komendant je kolekcjonował, taką miał pasję. 

Jeszcze nie raz odwiedzaliśmy go w komisariacie przy Strzelców Bytomskich (między innymi po to, by napisać o tych zagranicznych czapkach), za każdym razem przyjmował nas serdecznie, z uśmiechem, który rzadko schodził mu z ust i proponował kawę lub zieloną herbatę. 

Pił zieloną herbatę, jadł wyłącznie dania wegetariańskie, grał w piłkę, zasiadał w zarządzie międzynarodowego stowarzyszenia policji (IPA) w gliwickim garnizonie. Dbał o siebie, a znany był z elegancji w ubiorze. 

Dwa lata temu piłkę nożną zamienił na motocykl. Kupił sobie maszynę i na niej zwiedzał Polskę, Europę. Właśnie spędzał urlop w województwie świętokrzyskim. Do pracy miał wrócić jeszcze w tym tygodniu. Odszedł jednak na wieczną służbę w poniedziałek, 8 lipca.

Tego dnia około godziny 13.00 Krzysztof Skowron jechał drogą krajową od strony Sandomierza w kierunku Krakowa. Jak wstępnie ustalono, na skrzyżowaniu w miejscowości Wełnin nie ustąpił mu pierwszeństwa skręcający w lewo kierowca osobowej toyoty. Doszło do zderzenia. Policjant przekoziołkował przez samochód i runął na asfalt. Na miejsce przyleciał śmigłowiec lotniczego pogotowia. Skowron był reanimowany prawie godzinę, niestety, nie udało się go uratować. 

Wiele lat jego przełożonym (w Gliwicach, a potem Rybniku) był Teofil Marcinkowski, emerytowany już policjant, były komendant garnizonu gliwickiego. Dziś na łamach „Nowin” wspomina swojego nieżyjącego kolegę. 

- Policjanci w Rybniku mówili o Krzysiu, że był jednym z ich najlepszych przełożonych. Szanowano go nie tylko ze względu na pełnioną funkcję. On po prostu był dobrym człowiekiem, zawsze uśmiechniętym, sympatycznym, takim wiecznym optymistą. Pamiętam, jak stawał na korytarzu w komendzie i rozmawiał z szeregowymi funkcjonariuszami. Krzysiu roztaczał wokół siebie dobrą aurę. Doskonale mi się z nim pracowało. Gdybym nawet miał powiedzieć o nim coś złego (pomijając fakt, że o zmarłych źle się nie mówi), to... nie miałbym co powiedzieć – mówi Marcinkowski.  

Podkomisarz Skowron od początku swojej policyjnej kariery (rozpoczętej w roku 1994) związany był z garnizonem w Gliwicach. Służył między innymi w pionie kryminalnym komendy miejskiej, jako oficer dyżurny w Knurowie, a po ukończeniu studiów oficerskich objął stanowisko komendanta komisariatu w Łabędach, potem w Pyskowicach. Pięć lat temu został komendantem w Strzelcach Opolskich. Do garnizonu śląskiego wrócił jako zastępca komendanta w Rybniku, a jego ostatnie stanowisko to komendant powiatowy w Mikołowie.  

Panie Komendancie, teraz pełni Pan wieczną służbę, a my będziemy tu o Panu pamiętać...

Marysia Sławańska

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj