Wróćmy na chwilkę małą do pewnego wątku z czerwcowego wywiadu z Dyrekcją. Chodzi o pandemię.
Tak, wiem, wakacje, wszyscy chcieliby już od tego odpocząć, ale ja wrócić muszę, gdyż wątek ten narzucił pewną zamianę. No może nie narzucił, bo obydwoje z Dyrekcją postanowiliśmy wkroczyć do innej rzeki medialnego relacjonowania tego, czym ulica, a właściwie park Chopina żyje. Wysłaliśmy więc Karła Dyrekcji na wcześniejszą emeryturę (wcale nie był niezadowolony) i zdecydowali o nowej, mamy nadzieję, równie cudownej formule: jedna na jednego, czyli Redaktora* przepytuje Dyrekcję*. Która, jak się okazało, w ogniu pytań (i nie tylko, o czym poniżej) czuje się wyśmienicie.

Redaktorę interesuje wszystko, co z Ulicznikami ma związek, a czego publiczność może nie zauważyć ( a Redaktora owszem, gdyś jest, jak to Redaktory, wścibska). Dyrekcja gawędzi i lokuje produkt, czyli festiwalowy program. Zaczynamy.

Widzowie bardzo się za Ulicznikami stęsknili. Czy dyrekcji łzy się zakręciły wzruszenia?

To było dość… fascynujące. I trochę… nie wiem, czy to myślenie życzeniowe, ale reakcje publiczności były… dysproporcjonalne? Oglądając kolegów (a już totalnie — z kolegami grając) miałem wrażenie, że widzowie są odrobinę głodniejsi, jakby bardziej entuzjastyczni i to od samego początku, jeszcze zanim zasłużyli(śmy) sobie na ich przychylność tym, co prezentujemy… Cieszą się z tego, że są, cieszą na siebie nawzajem, spektakl gdzieś jest na końcu tej, zaszarżujmy — wspólnoty, tworzącej cudną spiralę entuzjazmu. No dobra, zdecydowanie wzruszenie.

Pierwszy weekend się spełnił - jakieś niespodzianki niespodziewane? Bo Synowie Muzytronu zdecydowanie rozbili bank.
Naszych „Synów Muzytronu” pamiętam, jak przez mgłę — z wiekiem kumulacje pt. premiera, start festiwalu i wysoce prawdopodobne ulewy odkładają się w niższych partiach kręgosłupa bardziej, niż bym sobie życzył — co prawda współczesna farmakologia czyni cuda (mojej ulubionej farmaceutce, gdybym potrafił się zgiąć — ukłon po kostki!), ale wspomnienia mam mgliste — koniec końców to chyba to samo absolutne zaskoczenie reakcją, entuzjazmem, energią widzów… Zdaje się, że ten rok przerwy nie tylko nie przetrzebił nam widowni, ale ją wzmocnił. Wszystkim Państwu za tak ciepłą obecność— ukłon po pięty! Gdybym tylko…

Coście tam kładli widzom do głów?

Ależ… z tego, co pamiętam — nic a nic! Wręcz przeciwnie — my z ich głów wyciągaliśmy zaginione, zopresjonowane melodie… to była Noc Uzdrowień, Noc Cudów, Noc Proroków Muzytronu! No i, nie da się ukryć, mieliśmy całą ciężarówkę pirotechniki, która „zrobiła wieczór” najmłodszym widzom… Ja ciągle chyba robię rzeczy wespół z, dla i przez pryzmat mojego wewnętrznego dziecka, nawet jeśli serwujemy widowni Pink Floydów i Elvisa Presley’a.

Dyrekcja zaprasza na drugi weekend, a w nim? Magnetyczny Joan Català po raz pierwszy w Gliwicach.
Cieszyłem się jak dziecko, kiedy udało nam się znaleźć termin na „Pelat” na finał edycji 2020… wiemy, jak się to skończyło. Powtórka tego marzenia w tym roku możliwa była dzięki naszej, trwającej współpracy z festiwalem „Ulica” w Krakowie — więc w ten weekend jedna propozycja moja (Joan Català w sobotę o 18.00), jedna Jerzego Zonia (Stefano di Renzo w niedzielę o 16.00 i 18.00), plus jeszcze jedna moja — cudny duet pod parasolem „I co było dalej”. Natalię dzieciaki powinny pamiętać ze straszliwej ulewy, kiedy po raz chyba ostatni uciekaliśmy do Starej Fabryki Drutu (niech spoczywa w pokoju) — w sobotę o 16.00 opowieści dla najmniejszych widzów. Będą Państwo, mam nadzieję, zadowoleni.

Sponsorem głównym festiwalu jest Samorząd Miasta Gliwice.
Program na www.ulicznicy.pl
*Redaktora - Małgorzata Lichecka 
*Dyrekcja - Piotr Chlipalski 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj