Dzieci, które widziały wojnę. Bomby spadające na domy, uciekających ludzi. Dzieci, które często rozdzielono z ojcami. Są w obcym dla siebie kraju, widzą strach i smutek swoich matek. 
W jaki sposób i gdzie udzielić im pomocy? O traumie wojennej i sposobach pracy z nią Adriana Urgacz-Kuźniak rozmawia z dr n. med. Katarzyną Rojewską z Centrum Terapii Systemowej i Pomocy Psychologicznej „DIADA”.

Pani doktor, z jak liczną grupą dzieci z Ukrainy pracuje Pani obecnie?
Dotarło do nas w tej chwili 20 dzieci. Najmłodsze ma 6 a najstarsze 18 lat. Najwięcej mamy dzieci w wieku 10-11 lat.

W jaki sposób pracuje się z tak wielką traumą?
Podążamy za sygnałami wysyłanymi przez dziecko. W pierwszej chwili trudnych informacji dzieci nie przekazują bezpośrednio. Ważne jest, aby w początkowej fazie dać im poczucie bezpieczeństwa, oferując to, co im znane i co jest przewidywalne. Dlatego dzieci, które trafiają do nas po pomoc, najpierw wchodzą w grupę adaptacyjną, stworzoną z samych dzieci ukraińskich. Rozmawiają one w znanym sobie języku i już samo to daje im poczucie bezpieczeństwa. Mamy dwóch tłumaczy dostępnych w trakcie zajęć. Jeden uczestniczy z terapeutą w zajęciach dla dzieci starszych, drugi dla młodszych.
Grupy adaptacyjne są po to, żeby dzieci, które świeżo do nas trafiły wzmocniły się w poczuciu bezpieczeństwa, poznały nas, poznały miejsce, ale też mogły zdobywać informacje, np. dotyczące tego co ich tutaj czeka, jak wygląda nauczanie w polskiej szkole. To pozwala im uzyskać wstępną orientację w tych nowych warunkach. Dowiadują się tego w trakcie zabawy i interakcji spontanicznych, oczywiście moderowanych przez nas. W takim bezpiecznym środowisku padają najczęściej pytania o tu i teraz.

Jakie dzieci powinny trafić do takiej adaptacyjnej grupy?
Do nas w zasadzie mogą trafiać wszystkie dzieci, które przyjechały, a koniecznie te, które mają objawy mocno potraumatyczne. Podczas zajęć w grupach adaptacyjnych rozpoznajemy te z nich, które potrzebują pogłębionej pracy psychologicznej.

Nie wszystkie tego wymagają?
Niektórym wystarczy, że je wzmocnimy, pomożemy w adaptacji do nowych warunków i one już pójdą na bazie swoich zasobów i zasobów swoich rodzin w strukturę życia u nas, w Polsce. Oczywiście, zdarza się, że trauma objawi się w późniejszym czasie. Z naszych obserwacji wynika, że po okresie około 2 tygodni od przyjazdu, u dzieci straumatyzowanych zaczynają się pojawiać objawy. Czasem są to sny o wojnie, zdarza się, że dzieci śnią, że wojna przyszła do Polski i zostały rozdzielone z rodzicami. Jest to odtwarzanie tego co przeżyły oraz lęk, że historia się powtórzy. Dzieci swoje trudne doświadczenia ujawniają także w pracach arteterapeutycznych, które tworzą na naszych zajęciach. Zauważamy takie nie wprost symboliczne treści, które świadczą, że w danym dziecku odkrywa się element traumatyczny. Dzieci te zapraszane są do bardziej indywidualnej, pogłębionej pracy z terapeutą i tłumaczem, których już znają z grupy adaptacyjnej.

Czy terapeuci rozmawiają z dziećmi o tym, co przeżyły?
My jesteśmy obok, dostępni, wspomagamy adaptację, towarzyszymy, a w miarę odkrywania traumatycznych przeżyć – pomagamy. Sami jednak nie wywołujemy tematu. Dostrajamy się i podążamy za dzieckiem.
Bardzo ważne jest to, że na naszych grupach adaptacyjnych mamy są w zasięgu ręki, trochę inaczej niż w szkole. Bo przecież podstawowym celem pracy z traumą jest wzmocnienie poczucia bezpieczeństwa. A nie ma większego lęku dla dziecka po takich przeżyciach, niż utrata fundamentu bezpieczeństwa, jakim jest rodzic. Dzieci boją się, że zostaną zgubione, że ktoś ich rozdzieli z rodzicami. Ta obecność mam ma zresztą podwójną zaletę. Z jednej strony dla dziecka, które wie, że mama czeka obok, z drugiej dla samych mam, które czekając na dzieci nawiązują między sobą relację.
Za naszego życia nie uczestniczyliśmy ani fizycznie ani mentalnie w żadnej wojnie. W jaki sposób przygotować się do pracy z dziećmi dotkniętymi traumą wojenną. Czy praca ta podobna jest do pracy z innymi traumami?
Na pewno ma bardzo wiele wspólnych elementów. Podstawą zawsze jest dostrajanie wszystkiego, zarówno sposobu komunikacji, jak i metod wspomagania do wieku rozwojowego dziecka. Inaczej komunikujemy się z 18-latkiem, a inaczej z 6-latkiem. Drugi bardzo ważny element jest taki, że zawsze podążamy za gotowością informacyjną dziecka. To dziecko daje sygnał, czy chce rozmawiać, o czym chce rozmawiać i ile chce wiedzieć. Najczęściej wygląda to w ten sposób, że przy okazji jakiejś spontanicznej aktywności – coś rysujemy, budujemy czy wyklejamy - dzieci uruchamiają te trudne treści.

Jakie to mogą być treści?
Różne. Na ostatnich zajęciach budowaliśmy dom z klocków. Jeden z chłopców powiedział podczas tej zabawy, że musimy zbudować dobrą piwnicę, żeby on i rodzice mogli się schować, jak będą spadały bomby. To jest wysłany do nas komunikat, który mówi nam o tym, że jest możliwość dotknięcia tematu. Możemy wtedy zapytać: - Czy ty widziałeś, jak takie bomby spadały na dom? - Tak, widziałem… I wtedy możemy próbować dalej rozwijać ten temat, będąc uważnym na to, czy dziecko nadal chce o tym rozmawiać.
Budując ten dom dziecko czuje, że ma na coś wpływ. Wzmacnia piwnicę, żeby uratować rodziców, przy okazji oddaje trochę tego napięcia i reguluje je mówiąc o tym, czego było świadkiem, a jednocześnie można wtedy porozmawiać o tym, jak można sobie poradzić, gdy tego typu obrazy będą się pojawiały.

Za nami trzeci tydzień wojny. Co się zmienia?
Z pewnością z czasem przyjeżdżają dzieci coraz bardziej straumatyzowane. Obserwujemy też, zwłaszcza w grupie 10-12 lat, mechanizm ucieczkowy, w świat wirtualny. Rodzice zwracają nam uwagę na to, że dziecko nie chce się z nikim spotykać i nigdzie wychodzić – cały swój czas poświęca na grę na telefonie. Świat wirtualny staje się światem schronienia. Pozwala oddzielić się od wspomnień i mieć wpływ na to, co tam się dzieje. W realności wojennej dzieci przede wszystkim doświadczają bezradności, zależności i nieprzewidywalności.

Nie mają sprawczości…
Dokładnie. A w świecie wirtualnym to one decydują, zarządzają, wygrywają pewne wojny. Chciałabym też podkreślić – bo być może wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy – że dzieci straumatyzowane wojną to często dzieci agresywne, impulsywne, drażliwe. One są w stanie wzbudzenia autonomicznego układu nerwowego, czyli w stanie alarmu, czuwania. To powoduje, że te dzieci się łatwo konfliktują, odhamowują. To bardzo ważne, żeby o tym pamiętać. Nie jest tak, jak się często ludziom wydaje, że są to tylko dzieci płaczące i smutne. One najczęściej oddają tę frustrację i złość. Dlatego staramy się szukać dla nich ciekawych aktywności fizycznych, by tę energię ukierunkować w dobrą stronę.

Gdzie powinny się udać ukraińskie matki, kiedy czują, że ich dzieci potrzebują pomocy?
Powinny szukać miejsc, w których zajęcia adaptacyjne prowadzone są przy obecności rodzica. Niezbędny jest tłumacz – nie wyobrażam sobie zajęć prowadzonych w innym języku niż ukraiński. Miejsca te powinny mieć także możliwość zaproszenia dzieci do różnych aktywności typowo dziecięcych, bez nazywania tego terapią czy wizytą u psychologa. Zapraszamy również do siebie, do Centrum Terapii Systemowej i Pomocy Psychologicznej „DIADA”. Oferujemy nieodpłatną pomoc wolontaryjną dzieciom z Ukrainy w obydwu naszych ośrodkach – w Gliwicach na Zwycięstwa 37 oraz w Pyskowicach na Stefana Wyszyńskiego 37, oczywiście, bez rejonizacji. W Gliwicach prowadzone są zajęcia ogólnorozwojowe dla dzieci w okresie niemowlęcym i wczesnorozwojowym wraz z ich mamami, które również budują tam swoją grupę wsparcia. 

One często przybywają same, bez wsparcia i obecności męża w tak ważnym dla nich i dzieci okresie. To zapewne również nie pozostanie bez wpływu na te rodziny…
Tak. Niestety, na całe pokolenie.

Dr n. med. Katarzyna Rojewska - specjalista psycholog kliniczny, specjalista psychoterapii dzieci i młodzieży, nauczyciel akademicki, specjalista terapii środowiskowej, psychoterapeuta, terapeuta rodzin i par, dyrektor ds. administracyjnych NZOZ Diada Gliwice i NFZ Pyskowice.

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj