1 lipca zacznie działać rozporządzenie obniżające wynagrodzenie m.in. prezydentów miast i ich zastępców. Sprawdziliśmy, ile obecnie zarabiają osoby zarządzające Gliwicami i jak dużo mogą stracić. Decyzja w tej sprawie należy do radnych. A tej  – przynajmniej na razie – nie ma.
Prezydent Gliwic pobiera obecnie w magistracie niewiele ponad 12,5 tys. zł miesięcznie. To ustawowa granica. Uposażenie prezydentów, wójtów oraz burmistrzów regulowane jest ustawowo i nie może przekroczyć  siedmiokrotności kwoty bazowej, która w 2018 została zamrożona na poziomie blisko 1,79 tys.

Wynagrodzenie nie jest jednak jedynym źródłem dochodów Zygmunta Frankiewicza. Według informacji z oświadczenia majątkowego za 2017  rok, diety dla członka rady nadzorczej Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej SA przyniosły mu dalsze 51,5 tys. zł, a z tytułu pracy w zarządzie KZK GOP następne 28 tys. W sumie więc w ubiegłym roku jego konto powiększyło się o ok. 243 tys. zł.  

Wiceprezydenci bogatsi niż szef
Więcej niż prezydent Gliwic zarabiają jego podwładni. Jak wynika z oświadczeń za 2017 rok, najlepiej uposażonym urzędnikiem jest sekretarz miasta. Andrzej Karasiński zarobił w magistracie 250 tys. zł, a kolejne 55 tys. z tytułu zasiadania w radzie nadzorczej Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Gliwicach.

Wyższe od swojego szefa pensje mają również wiceprezydenci. Urząd miejski płaci każdemu z nich podobnie, ok. 210 tys. zł rocznie. Do tego dochodzą dochody ze źródeł związanych z pełnioną funkcją w samorządzie. 

Piotr Wieczorek reprezentuje miasto w radzie nadzorczej gliwickich wodociągów i z tego tytułu otrzymał w ubiegłym roku 55 tys. Zarobki Adama Neumanna powiększyło wynagrodzenie członka rady nadzorczej Śląskiego Centrum Logistyki - 52 tys. zł, dochody za zajęcia ze studentami Uniwersytetu Śląskiego oraz Wyższej Szkoły Biznesu w Dąbrowie Górniczej (łącznie niecały tysiąc złotych) oraz wpływ z najmu mieszkania w wysokości ponad 28 tys. zł. Trzeci z wiceprezydentów, Krystian Tomala, zarobił dodatkowe 43 tys. w radzie nadzorczej ŚCL.

Niższe pensje dla samorządowców. Sprawiedliwość czy populizm?
Zgodnie z rozporządzeniem obniżającym wynagrodzenia dla osób zasiadających we  władzach miast i gmin, od 1 lipca ich pensje spadną o ok. 20 proc. Wiceprezydenci mogą stracić jeszcze więcej. Przepisy zakładają bowiem, że po zmianach  wynagrodzenia podstawowe (pensja zasadnicza, dodatki funkcyjny i specjalny, bez dodatku za wysługę lat) prezydentów i ich zastępców zostaną zrównane. W przypadku miast wielkości Gliwic – do poziomu ok. 10 tys. zł miesięcznie. Jedynie skarbnik cieszyłby się, w porównaniu z nimi, wyższą pensją o tysiąc złotych. 

Przypomnijmy, że pomysł obniżenia pensji samorządowcom to odpowiedź partii rządzącej na skandal, jakim w odbiorze społecznym było przyznanie premii dla ministrów rządu i kancelarii premiera. 

Decyzja odbiła się w sondażach PiS. W reakcji na spadek poparcia Jarosław Kaczyński nakazał oddać premie na cele dobroczynne, a jednocześnie zapowiedział obniżenie płac politykom: posłom, senatorom, ale i samorządowcom. W swojej decyzji odwoływał się do oczekiwań społecznych oraz etosu służby państwu i obywatelom.  - Do polityki nie idzie się dla pieniędzy – argumentował prezes PiS.

Pomysł spotkał się z protestem samorządowców. Po jego upublicznieniu na stronie Związku Miast Polskich ukazało się oświadczenie, w którym do planowanych zmian odniósł się Frankiewicz, prezes tego zrzeszenia.

„PiS nie chciał uczciwie wytłumaczyć ludziom, dlaczego chce podnieść pensje w rządzie, więc teraz płaci za próbę obejścia tematu przy pomocy nagród”, czytamy w komentarzu Frankiewicza. „Dla nikogo nie jest tajemnicą, że prezes nie lubi niezależnego od siebie samorządu. Zapowiadane obniżenie pensji samorządowców trudno więc postrzegać inaczej niż w kategoriach złośliwości”. 

Jednocześnie prezydent Gliwic przypomniał, że od 2007 roku przeciętna płaca w Polsce wzrosła o ponad 50 proc. Wynagrodzenia wójtów, burmistrzów i prezydentów miast nie zmieniły się od 10 lat, a w tym czasie inflacja realnie zmniejszyła je jeszcze o ponad 20 proc.

Zdaniem Frankiewicza, pomysł forsowany przez PiS to prosta droga do tego, co znamy ze Wschodu. - Tam niskie pensje w administracji sprawiają, że polityką zainteresowany jest wyłącznie aparat partyjny lub „biznesmeni”, którzy zarabiają gdzie indziej, a funkcji publicznych potrzebują do załatwiania swoich prywatnych interesów.  

Pensje w dół? To zależy od radnych
Jednak obniżka pensji samorządowców jest mało prawdopodobna. Zgodnie z nowym rozporządzeniem, rady miast i gmin mogą obciąć włodarzom wynagrodzenia, ale zrobić tego nie muszą. W Gliwicach, póki co, na taką decyzję się nie zapowiada. 

- Nic mi nie wiadomo o inicjatywie radnych w tej sprawie. Sytuacja może się jednak zmienić przed sesją, której porządek zostanie ustalony w najbliższy czwartek. Nie można całkowicie wykluczyć, że do tego czasu nie pojawi się projekt uchwały w tym przedmiocie– mówi Marek Pszonak, przewodniczący Rady Miasta Gliwice. 

Niezależnie od tego, co zrobią rady w poszczególnych miastach, PiS może wcielić obniżki w życie. Aby tak się stało, konieczna byłaby jednak zmiana ustawy budżetowej, w której zapisana jest wysokość tzw. kwoty bazowej – podstawy ustalania pensji samorządowcom. A  o tym, by partia Jarosława Kaczyńskiego planowała taką nowelizację,  na razie nie słychać.

(pik)


    

  

     

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj