Znów złe wiadomości z gliwickiej fabryki Opla. Zakład planuje likwidację trzeciej zmiany i dalszą redukcję zatrudnienia, zapoczątkowaną zwolnieniami na koniec pierwszego półrocza. A niedobre prognozy dla największego zakładu przemysłowego w mieście wróżą kłopoty całej gliwickiej gospodarce.
- Od 5 lutego 2018 roku produkcja samochodów w gliwickim zakładzie Opel Manufacturing Poland będzie odbywała się w systemie dwuzmianowym – przekazała nam dyrekcja fabryki, potwierdzając tym samym pogłoski.  

Wskutek ograniczenia produkcji nie dla wszystkich obecnych pracowników znajdzie się praca. Planowana redukcja ma objąć 190 osób.

- Są to zmiany konieczne, aby dostosować poziom produkcji do aktualnego popytu na rynku, a w efekcie utrzymanie wysokiego poziomu wydajności oraz konkurencyjności polskiego zakładu. Naszym celem jest uniknięcie przymusowych zwolnień i sprostanie wyzwaniu, jakim jest dostosowanie wielkości zatrudnienia do sytuacji w społecznie odpowiedzialny sposób, m.in. poprzez bardzo korzystny program dobrowolnych odejść – podkreśla Agnieszka Brania, rzecznik prasowy zakładu.

Przedstawiciele fabryki nie chcą jednak ujawnić szczegółów programu. Tu pomocne są informacje od pracowników. Oferta obejmuje m.in. oddelegowanie do zagranicznej  fabryki Opla, na terenie Niemiec lub Słowacji, bądź sowite odprawy w przypadku pracowników z najdłuższym stażem, w wysokości sięgającej nawet  21-krotności pensji, połączone jednak z okresowym zakazem pracy u konkurencji. 

Pracownicy nie mają dużo czasu do namysłu. Sytuacja musi być jasna przed przejściem zakładu na system dwuzmianowy.

Nadchodzące zmiany w zatrudnieniu nie są pierwszymi w ostatnich miesiącach. Po wakacyjnej przerwie w produkcji nie miała gdzie wrócić część osób na umowach czasowych. Zakład nie przedłużył zatrudnienia około 250 osobom.

Wcześniejsze, jak i planowane redukcje przedstawiciele fabryki tłumaczą względami ekonomicznymi oraz sytuacją na rynku. Wynika z nich, że po rekordowym 2016 r., w którym zakład ustanowił historyczny wynik produkcji na poziomie 200 tys. aut, przyszły lata chude. 

Kłóciłoby się to jednak z prognozami, w świetle których rok 2017 nadal miał należeć do Opla. Najnowszy model astry, który  wywindował sprzedaż, wciąż cieszy się zainteresowanie klientów. Z tych względów pracownicy doszukują się w decyzji drugiego dna.

Czasy zmieniły się na gorsze wraz z przejęciem Opla przez grupę PSA, producenta m.in. peugeota i citroena. General Motors, decydując się na sprzedaż marki, pozbył się balastu. 

Opel od lat notuje straty. Tylko za II kwartał 2017 r. wyniosły one 800 mln dolarów. Francuzi postawili sobie za cel jak najszybsze przywrócenie firmie konkurencyjności. 

Opla objął program naprawczy, który na czoło wysunął oszczędności i cięcie kosztów. Pod presją znalazła się również fabryka w Gliwicach. Można założyć, że zmiany w zatrudnieniu i ograniczenie produkcji to efekt działania programu.

Skutki restrukturyzacji wykraczają poza bramy zakładu. Producent samochodów jest jedną z lokomotyw gliwickiej gospodarki. Wprost lub w pośredniej kooperacji daje utrzymanie licznym wytwórcom części motoryzacyjnych na terenie strefy ekonomicznej i poza nią. Od sytuacji ekonomicznej fabryki zależy tysiące miejsc pracy. Gdy więc słabnie jej kondycja, można spodziewać się zadyszki reszty.  

Czy zaplanowane zmiany będą ostatnimi w dającej się przewidzieć przyszłości? Z odpowiedzią trzeba poczekać na podsumowanie mijającego roku. Do czasu  oficjalnego ogłoszenia wyników przedstawiciele gliwickiego Opla nie chcą wypowiadać się o perspektywach zakładu.

(pik)  
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj