Oddziały milicji i wojska rozpoczęły blokadę dróg dojazdowych do miasta, jednocześnie zabezpieczono budynek Komitetu Miejskiego PZPR i Miejskiej Rady Narodowej. Krótko po północy wyłączono telefony, po czym rozpoczęto akcję „Jodła”, której celem było zatrzymanie wytypowanych wcześniej działaczy opozycji. 

Z dr. Bogusławem Traczem, historykiem z katowickiego Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawia Małgorzata Lichecka.  
Czy historykom, w tym panu, udało się ustalić nowe fakty, wzbogacić wiedzę dotyczącą stanu wojennego?
 
Im większy dystans czasowy dzieli nas od tamtych wydarzeń, tym częściej stają się one przedmiotem zainteresowań historyków, politologów, socjologów, kulturoznawców. To zrozumiałe, biorąc pod uwagę, jak bardzo rzeczywistość stanu wojennego była odmienna do tej, w jakiej dziś egzystujemy. Dla młodych badaczy, którzy przyszli na świat już po 1989 roku i tym samym nie mogą mieć osobistych doświadczeń życia w tamtej epoce, jej zrozumienie i poznanie jest intelektualnym wyzwaniem. 
 
Niestety, badanie stanu wojennego nie jest – wbrew pozorom – sprawą łatwą. Do wielu aspektów funkcjonowania społeczeństwa w tamtym czasie brakuje źródeł, a te, którymi dysponujemy, częstokroć są wybrakowane lub bardzo jednostronne (np. archiwalia wytworzone przez partię komunistyczną czy służbę bezpieczeństwa). Prasa również nie przynosi pełnego obrazu. Oficjalną cenzurowano, a tytuły ukazujące się w podziemiu były najczęściej niewielkimi, efemerycznymi broszurkami, w których, ze względu na niewielką objętość, ograniczano się do najważniejszych, zdawkowych informacji. 
 
W tej sytuacji cennym źródłem są relacje świadków. Ich pozyskiwaniem i opracowywaniem od lat zajmują się moi koledzy z Biura Badań Historycznych Instytutu Pamięci Narodowej, a także pracownicy Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności w Katowicach, ostatnio Muzeum w Gliwicach. Dzięki ich pracy i zaangażowaniu udaje się nie tylko zebrać i uporządkować podstawowe fakty, ale również uzupełnić je o szereg istotnych szczegółów, o których milczała ówczesna prasa i nie przeczytamy o nich w esbeckich sprawozdaniach. Pomimo to jesteśmy bardziej na początku, niż na końcu drogi. 
 
Czeka nas sporo pracy, bo zebrane relacje trzeba opracować, skonfrontować ze źródłami, opatrzyć aparatem naukowym, by za sto czy dwieście lat były  cennym, a co ważniejsze - zrozumiałym źródłem wiedzy dla tych, którzy przyjdą po nas i będą na ten temat pisać monografie, książki, czerpać wiedzę o czasach tak odległych, jak dla nas wojny napoleońskie czy Wiosna Ludów.
 
Czym Gliwice w 1981 r. wyróżniały się na tle miast regionu? Chodzi o sytuację polityczną, społeczną i ekonomiczną.
 
Nie były wyjątkiem i podobnie jak w innych miastach aglomeracji katowickiej z trudem radziły sobie z kryzysem, który w najbardziej uprzemysłowionym i zurbanizowanym kraju uderzył nieco z opóźnieniem, ale za to ze zdwojoną siłą. Rok 1980 obnażył niewydolność systemu. Kryzys gospodarczy wyzwolił pokłady społecznego niezadowolenia i niezgody na dotychczasową politykę. Czas „karnawału Solidarności w Gliwicach miał swój lokalny koloryt i własną dynamikę. 
 
Nigdy wcześniej w okresie Polski Ludowej nie było tak ożywionej debaty publicznej. Pojawienie się w mieście organizacji niezależnych od partii, na czele z Niezależnym Samorządnym Związkiem Zawodowym „Solidarność”, wywołało erupcję oddolnych działań obywatelskich, niemożliwych we wcześniejszym okresie. Zaczęły powstawać grupy i środowiska stanowiące zalążek społeczeństwa obywatelskiego. Stan wojenny brutalnie przerwał ową próbę demokratyzacji. Władzy udało się na kilka lat zahibernować rozbudzone nadzieje, a działania opozycyjne musiały zejść do podziemia.
Jak rozkładały się siły polityczne? Co działo się na linii opozycja - partia?
 
Kryzys wstrząsnął strukturami władzy w mieście. Podczas plenum Komitetu Miejskiego PZPR w Gliwicach w listopadzie 1980 r. krytycznie oceniono pracę I sekretarza miejskich struktur partii Józefa Dudzika, któremu mimo to udało się pozostać na zajmowanym stanowisku. W następnych miesiącach różnymi metodami próbowano powstrzymać rozwój organizacji niezależnych od partii - Solidarności i Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Zwłaszcza ta pierwsza była utrapieniem dla partyjnych liderów, gdyż wielu członków PZPR wstępowało w jej szeregi, brało udział w strajkach i wspierało działania związku. 
 
Wiosną 1981 roku skonstatowano, że sporo partyjnych towarzyszy w Gliwicach nie zastosowało się do uchwały VIII Plenum Komitetu Centralnego PZPR i wzięło udział w strajkach. W podjętej wówczas przez członków egzekutywy Komitetu Miejskiego PZPR uchwale zwrócono się do członków PZPR w Gliwicach „o dochowanie wierności zasadom marksizmu-leninizmu”. Wiosną 1981 r. w gliwickiej PZPR zaczęły się oddolnie kształtować tzw. struktury poziome, podważające tzw. centralizm demokratyczny, czyli jedną z głównych zasad funkcjonowania partii typu leninowskiego. 
 
O tym, jak bardzo partia komunistyczna słabła w tamtym okresie, świadczy chociażby fakt, że po raz pierwszy organizowany w latach siedemdziesiątych z ogromnym rozmachem pochód pierwszomajowy zastąpiono skromnym wiecem na placu Krakowskim, gdzie – co również symptomatyczne - nie wygłosił przemówienia I sekretarz Komitetu Miejskiego PZPR. W czerwcu 1981 roku nowym I sekretarzem Komitetu Miejskiego PZPR w Gliwicach został Jan Rębacz. Kiedy trzy miesiące później na czele Komitetu Centralnego PZPR stanął generał Wojciech Jaruzelski, członkowie partii z Gliwic w większości widzieli w nim osobę, która powstrzyma ofensywę opozycji i przywróci PZPR dawną pozycję.
 
Z jakich środowisk wywodzili się opozycjoniści?
 
Na tle innych miejscowości regionu Gliwice nie były li tylko robotniczym miastem. Oczywiście, funkcjonowały zakłady i kopalnie, by wymienić chociażby hutę Łabędy, hutę 1 Maja, kopalnie Gliwice i Sośnica, jednak obok nich działały liczne biura badawczo-projektowe, placówki naukowe i wreszcie Politechnika Śląska. Stąd gliwicka Solidarność, a co za tym idzie, również i pozostałe struktury opozycyjne była mieszaniną robotniczo-inteligencką, a w niektórych zakładach nawet z wyraźną przewagą osób z wyższym i średnim wykształceniem. 
 
Generalnie jednak do dnia wprowadzenia stanu wojennego członkami i sympatykami Solidarności w Gliwicach, podobnie jak w całym kraju, byli reprezentanci wszystkich grup zawodowych i środowisk. Trochę inaczej wyglądała sytuacja z Niezależnym Zrzeszeniem Studentów, którego członkami siłą rzeczy byli studenci Politechniki Śląskiej, Uniwersytetu Śląskiego i Śląskiej Akademii Medycznej. Z opozycją sympatyzowali również niektórzy księża, choć oczywiście, będąc kapłanami, nie byli członkami NSZZ Solidarność ani innych organizacji. 
Od jak dawna SB rozpracowywało tych ludzi i do jakich metod się posuwano?
 
Od samego początku, kiedy tylko pojawiły się zalążki struktur opozycyjnych, Służba Bezpieczeństwa bacznie przyglądała się działającym w nich osobom. I to jeszcze zanim powstała Solidarność, by przypomnieć chociażby Władysława Suleckiego, zatrudnionego w kopalni Gliwice  - od 1977 roku był współpracownikiem Komitetu Obrony Robotników, a jego teksty o sytuacji na kopalniach i położeniu górników ukazywały się w wydawanym poza cenzurą, nielegalnym dwutygodniku „Robotnik”. Był zastraszany i szykanowany, a w maju 1977 roku został pobity we własnym mieszkaniu, aż do utraty przytomności. Zaszczuty, dwa lata później wyemigrował do RFN. 
 
Kiedy pojawiła się Solidarność, służba bezpieczeństwa pilnie obserwowała działalność struktur związku na terenie miasta, a najważniejszych działaczy objęto rozpracowaniem i śledzono dosłownie każdy ich krok. W siedzibach związku założono ukryte aparaty podsłuchowe, kontrolowano również rozmowy telefoniczne i czytano prywatną korespondencję wybranych członków Solidarności. Rozpracowywano struktury związku i Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Zakładano i prowadzono tzw. sprawy obiektowe i sprawy operacyjnego rozpracowania oraz pozyskiwano tajnych współpracowników. Pomimo to i tak nie wiedziano wszystkiego.
 
Stan wojenny, jego wprowadzenie było zaskoczeniem dla opozycji. Czy faktycznie dało się takie zakrojone na szeroką skalę działanie utrzymać w tajemnicy? 
 
Oczywiście, domyślano się, że coś się święci. Na krótko przed wprowadzeniem stanu wojennego niektórym działaczom PZPR rozdano broń osobistą, a oficerom służby czynnej kazano pozostać w miejscu zamieszkania. Od piątku, 11 grudnia większość zawodowych żołnierzy w zasadzie nie opuszczała już koszar, a żołnierze służby zasadniczej nie otrzymywali przepustek. Jednak faktycznie, większość do końca nie wiedziała, co tak naprawdę miało się wydarzyć. Panowało przekonanie, że to tylko zabezpieczenia przed kolejnym strajkiem generalnym czy też po prostu demonstracja siły celem zastraszania Solidarności. To może wydawać się niepojęte, ale większość nawet wysoko postawionych członków gliwickiej PZPR o wprowadzenia stanu wojennego dowiedziała się dopiero rankiem 13 grudnia, kiedy zobaczyli na ekranie telewizora generała Wojciecha Jaruzelskiego.
 
Jak wyglądał 13 grudnia w Gliwicach i tygodnie po nim następujące?
 
Podobnie jak w całym kraju. Jeszcze przed północą rozpoczęto pierwsze aresztowania. Oddziały milicji i wojska rozpoczęły blokadę dróg dojazdowych do miasta, jednocześnie zabezpieczono budynek Komitetu Miejskiego PZPR i Miejskiej Rady Narodowej. Krótko po północy wyłączono telefony, po czym rozpoczęto akcję „Jodła”, której celem było zatrzymanie wytypowanych wcześniej działaczy Solidarności, Niezależnego Zrzeszenia Studentów oraz osób uznanych za groźne dla socjalistycznego państwa, które zwożono do gliwickiego aresztu lub na komisariaty policji, skąd następnie trafili do ośrodków dla internowanych. 
 
W Gliwicach internowano około 60 osób, ale zatrzymanych w pierwszych dniach było dużo więcej. Nie wszystkich zresztą udało się zatrzymać i jeszcze tego samego dnia zaczęły tworzyć się pierwsze podziemne struktury opozycyjne, a na zabawkowej drukarence wykonano pierwsze ulotki. Na znak protestu przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego próbę strajku podjęli pracownicy huty 1 Maja. Na próżno, na teren zakładu wkroczyły oddziały ZOMO i aktyw partyjny. Również na Politechnice Śląskiej przerwano strajk. W następnych dniach po ulicach krążyły patrole złożone z milicjantów i żołnierzy, a na rogatkach stały wozy opancerzone. Dzieci miały wolne, gdyż we wszystkich szkołach do 4 stycznia zawieszono zajęcia lekcyjne.
 
Czy istniało ryzyko, że w Gliwicach dojdzie do rozlewu krwi, podobnie jak miało to miejsce w kopalni Wujek?
 
Na pewno rozważano taki scenariusz. Kiedy 15 grudnia 1981 roku odbyła się pacyfikacja kopalni Manifest Lipcowy w Jastrzębiu-Zdroju, a następnego dnia oddano strzały w stronę górników i padli zabici w katowickim Wujku, wojsko „na wszelki wypadek” obstawiło teren kopalni Gliwice i niedaleko od niej położonej Sośnicy. Jednak, na szczęście dla górników, kopalnie pracowały w normalnym trybie. Kto wie, co by się stało, gdyby górnicy podjęli strajk? Zapewne doszłoby do rozwiązania siłowego. Władza była zdeterminowana. W historii jednak nie powinno się „gdybać”. 
 
Muzeum w Gliwicach prowadzi ciekawy portal dotyczący gliwickiej opozycji. Czy udało się pozyskać unikatowe materiały?
 
Tak. Portal został przygotowany przez pracowników Muzeum w Gliwicach we współpracy ze Śląskim Centrum Wolności i Solidarności oraz Instytutem Pamięci Narodowej. Nie jest on jednak inicjatywą zamkniętą. Prace nad nim wciąż trwają i z miesiąca na miesiąc będzie przybywać informacji o osobach i wydarzeniach. Dzięki zaangażowaniu pracowników muzeum oraz wolontariuszy udało się zebrać unikalny materiał ikonograficzny, przede wszystkim fotografie, ulotki i druki bezdebitowe wydawane w Gliwicach oraz pozyskać szereg relacji osób zaangażowanych w działalność opozycyjną na terenie miasta. Wiem, że muzeum planuje wydać je drukiem w przyszłym roku. Myślę, że będzie to kolejna, nie tylko ciekawa, ale i niezwykle ważna książka o współczesnej historii Gliwic.

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj