Z Waldemarem i Tomaszem Fornalikami, pierwszym i drugim trenerem Piasta Gliwice, o rodzinnych Myślenicach, Śląsku i piłkarskiej lojalności rozmawia Małgorzata Lichecka.  
Myślenice są tylko miejscem urodzenia czy czymś więcej? 

Waldemar Fornalik: Na pewno miejscem urodzenia, i nie tyle Myślenice, ile okolice tego miasteczka. Do tej dziecięcej pamięci, wspomnień, przynależy też Kraków. Pod Myślenicami mieszka nasza rodzina, utrzymujemy z nimi serdeczny kontakt, odwiedzamy w wolnych chwilach. Bardzo dużo z tamtej przeszłości pozostało i ona nas w jakiś sposób ukształtowała.  

Podwórko i pierwsze piłkarskie kroki. Ktoś panów wypatrzył? Męczyliście rodziców o tę piłkę czy po prostu było to jedno z wielu zajęć?

Waldemar Fornalik: Wychowałem się w małym mieszkanku, w którym z ojcem tłukliśmy piłkę. Taką małą, gumową, oczywiście, żeby nie uszkodzić drzwi i nie dać się we znaki sąsiadom. Później szalałem na podwórku. Miałem jedenaście lat, gdy trafiłem do szkółki piłkarskiej Ruchu Chorzów. Graliśmy w sześcioosobowych zespołach, w turniejach miast, rozgrywanych na przykład między Chorzowem a Świętochłowicami. To tam przedstawiciele klubu wypatrywali najbardziej utalentowanych młodzików. Później trafiłem do klasy sportowej, w której uczyło się 20 chłopaków i 20 dziewcząt – piłkarek ręcznych. 

Tomasz Fornalik: Między nami jest dziesięć lat różnicy, gdy ja zaczynałem w trampkarzach, to Waldek grał już w Ekstraklasie. Jednak jestem jeszcze z pokolenia, które większość czasu spędzało na podwórku, a piłka była pasją każdego chłopaka. Mieszkaliśmy bardzo blisko stadionu Ruchu, raptem piętnaście minut drogi, więc naturalną koleją rzeczy zapisaliśmy się do tego klubu. Tak jak mówi Waldek, organizowano mnóstwo turniejów, lepsi od razu znaleźli się w Ruchu. 

W rodzinie są sportowe dusze? Czy panowie są pierwszym pokoleniem zawodowo związany ze sportem?

Waldemar Fornalik: Jeśli mówimy o poważnej piłce, to tak, jesteśmy pierwszym pokoleniem. Przynajmniej takie mamy informacje od rodziny. 

Dokąd przeprowadziliście się z Myślenic? 

Tomasz Fornalik: Myślenice są rodzinnym miastem naszych rodziców, którzy na Śląsk przyjechali za chlebem. Przez dwa lata tato dojeżdżał spod Myślenic. Na wsi ciężko było się utrzymać, miasta dawały pracę i szansę na ciut lepsze życie.      

Waldemar Fornalik: Miałem dwa lata, gdy definitywnie przenieśliśmy się do Świętochłowic. Zamieszkaliśmy w sześciorodzinnym bloku, ojciec pracował na kopalni i tak zaczął się ten nasz Śląsk.          

Panie Waldemarze, jako zawodnik Ruchu Chorzów debiutował pan w wieku dwudziestu lat w meczu ze Stalą Mielec. Dobrze mówię?

Waldemar Fornalik: Dobrze, lecz nieprecyzyjnie. Miałem lat 19. Debiut był 9 kwietnia, a 11 kwietnia kończyłem 20 lat.   

Tomasz Fornalik: Mój debiut to rok 1992, w meczu z Pogonią.

Waldemar Fornalik: I też miałeś 19 lat. 

Trudno było wskoczyć do pierwszej ligi? Ciężko na to pracowaliście? A może   byliście, panowie, niezwykle utalentowani i poszło łatwo? 

Waldemar Fornalik: Nigdy nie uważałem się za szczególnie utalentowanego piłkarza. Patrząc na moich rówieśników, wielu nie wykorzystało potencjału i talentu. Do debiutu doszedłem systematyczną, ciężką pracą. I, proszę pani, nie było to wcale proste. Absorbowała mnie szkoła, studia, ale udało się. Pewnie dlatego, że miałem odważnego trenera, niebojącego się postawić na mnie: dzięki Orestowi Lenczykowi zadebiutowałem w Ekstraklasie i było to coś niesamowitego.  

Tomasz Fornalik: Fakt, młodemu zawodnikowi trudno się przebić. Kiedy zaczynaliśmy, prawie wcale nie było zagranicznych transferów z pierwszej ligi. Po debiucie musiałem bardzo długo czekać na regularne granie, skończyło się nawet wypożyczeniem do niższych lig.    

Waldemar Fornalik: Dziś, gdy 19-latek rozegra jeden sezon w Ekstraklasie, już biorą go za granicę. W naszych czasach, ze względu na dużą konkurencję, czekało się do trzydziestki. I wtedy można było wyjechać.     

Tomasz Fornalik: Waldek wspominał o studiach. Nie bez przyczyny. Rodzice  zawsze stawiali na wykształcenie. Piłka była pasją wymagającą wytrwałości, ale liczyła się szkoła.  

Waldemar Fornalik: Obydwaj skończyliśmy takie samo technikum, ale ja z mojej specjalizacji - elektrotechnika przemysłowa - zielony jestem. Nie moja bajka.

Orest Lenczyk, trener Ruchu, w świecie sportu to charyzmatyczna postać. 

Waldemar Fornalik: Lenczyk był kimś! Wszyscy postrzegali go jako niekonwencjonalnego trenera, stosującego zupełnie inne metody niż te, do których byliśmy przyzwyczajeni. Szalenie wymagający człowiek, jednak można było do niego podejść i porozmawiać. Najpierw łączyła nas zależność zawodnik – trener, z czasem, kiedy już byłem jego asystentem, nasze stosunki się zmieniły.        

Jest 24 lipca 1998 roku. Beniaminek Ekstraklasy, Ruch Radzionków, szykuje się do pamiętnego meczu, nazywanego śląskim Wembley. Przeciwnikiem jest Widzew Łódź, gigant Ekstraklasy. I ten Ruch złoił skórę gigantowi 5:0. Panie Tomaszu, kto strzelił piątą bramkę?

Tomasz Fornalik: (śmiech) Oglądaliśmy ten mecz wczoraj. Ruch Radzionków  stworzył grupę miejscowych zawodników, głównie Ślązaków, mocno utożsamiających się z regionem. Bardzo dobrze nam się ze sobą żyło, mieliśmy niezłe relacje z zarządem. A tamten sezon zaliczał się do niezwykle udanych.   

Zasady domu rodzinnego przekładają się na sport i pracę trenerską? 

Tomasz Fornalik: Mieliśmy ostatnio w klubie praktykanta i pytał nas o ważne rady. Waldek powiedział mu: najważniejsze – otoczyć się dobrymi ludźmi z zasadami. 

Waldemar Fornalik: Trzeba stworzyć grupę kompetentnych osób, przede wszystkim lojalnych. Starać się być sprawiedliwym dla piłkarzy i współpracowników. Jeśli nie jesteśmy obiektywni w tym, co robimy, a tylko kierujemy się własnymi interesami, wybieramy drogę na skróty. To może się udać na krótkim dystansie.            

A może w sporcie, piłce nożnej, nie ma żadnego etosu, tylko pieniądze, celebryci i dogadzanie sponsorom? Jak zachować siebie w tak drapieżnym świecie?   

Tomasz Fornalik: Pieniądze w piłce płyną z transmisji, od sponsorów. Nie można się na to obrażać.   

Waldemar Fornalik: Dostaje pani dziś propozycję z New York Times`a oraz  pensję  dziesięć razy wyższą niż teraz i  już jest pani w rozterce. Z podobnymi  pokusami muszą sobie radzić piłkarze. 

Tomasz Fornalik: Czas pracy piłkarza jest krótki, więc szybko pokonuje kolejne stopnie kariery. 

Waldemar Fornalik: Wielu zarabia w tym okresie na resztę swojego życia. Każdy widzi kosmiczne pieniądze Roberta Lewandowskiego czy  Messiego i chce tego samego. My, trenerzy, musimy brać to pod uwagę.   

Mówią panowie o lojalności.  A ja przywołam przykłady z ostatnich dni: w Piaście dwa transfery za dwa miliony euro, Joel Valencia i Patryk Dziczek "kupieni", rozstają się z klubem. Zdobyli  z drużyną tytuł Mistrza Polski i nic to dla nich nie znaczy?  

Waldemar Fornalik: Uderza pani w czułe struny. Marzył nam się europejski sprawdzian z mistrzowską drużyną, nawet odrobinę wzmocnioną.  Nie było nam to jednak dane. Aleksowi Sedlarowi kończył się kontrakt,  a oferta z Majorki – bajeczna. Valencia... cóż, mam trochę żal do Joela, że nie chciał nam pomóc w dokończeniu eliminacji. Stało się jednak, jak się stało. Są rzeczy, na które ani klub, ani my nie mamy wpływu.   

Od trenerów zależy bardzo wiele, przede wszystkim atmosfera, duch zespołu. Kiedy obejmowali panowie stanowiska w Gliwicach, jaka była ta drużyna? Co chcieliście zmienić? Jak ją prowadzić?

Waldemar Fornalik: Z zewnątrz wyglądała obiecująco. Ale na wejściu pojawiły się problemy i ich wyeliminowanie zajęło nam trochę czasu. Dość często słyszeliśmy: Piast utrzymał się w Ekstraklasie rzutem na taśmę. Nie zgadzam się. Graliśmy wiele bardzo dobrych meczów, w których, niestety, nie byliśmy skuteczni. No i przytrafił się ten z Górnikiem Zabrze, praktycznie wygrany. Przez awanturę kibiców odebrano nam punkty, co podkopało morale zespołu. A te trzy punkty pchnęłyby drużynę do przodu, utrzymanie zdobylibyśmy kilka kolejek przed końcem rozgrywek. Swoje  przeszliśmy, ale życie nam wynagrodziło. Następny sezon był niepowtarzalny, w sensie emocji, przyjemności z oglądania gry naszych piłkarzy. Również satysfakcji z tego, że klub bez takich możliwości, jak Legia czy Lech, zdobył Mistrza Polski.   

Jak się pracuje z tak różnymi osobowościami? W drużynie jest wielu  cudzoziemców.

Tomasz Fornalik: Obcokrajowcy dali nam dużo jakości piłkarskiej, jakości w szatni, charyzmy. 

Waldemar Fornalik: Są z dobrych kultur piłkarskich. Ci, którzy się pokażą, wyjeżdżają. Żeby z dnia na dzień uzupełnić składy, musielibyśmy na młodego człowieka czekać rok, dwa, a my potrzebujemy go  już, bo właśnie wzięli nam dobrego zawodnika.

Panie Waldemarze, mieszka pan w Tychach, a jak Tychy to Aukso. Moja ulubiona orkiestra. Marek Moś i jego zespół są prawdziwymi mistrzami. Ostatnio wyśmienicie zagrali koncert gliwickiego kompozytora Gerarda Drozda. Wiem, że jest pan melomanem i ceni też mojego ulubionego Gustawa Mahlera.

Waldemar Fornalik: Muzyki poważnej zacząłem słuchać w szkole średniej. Miałem  tak wyedukowanych kolegów, że musiałem nadążyć. Zresztą, wiele rockowych zespołów wykorzystywało muzykę symfoniczną czy wręcz operową w swoich utworach, a stąd tylko krok do sal koncertowych i muzyki klasycznej. 

A pan, panie Tomaszu? Klasyka czy raczej mocniejsze uderzenie?

Tomasz Fornalik: Klasyka.  

Waldemar Fornalik: Byłem na wspaniałych koncertach w NOSPR, na Filharmonikach Berlińskich. Oglądała ich pani ze Stingiem? 

Nie. 

Waldemar Fornalik: Polecam. 2010 rok. Coś fantastycznego. 

Tomasz Fornalik: Na koncertach jest uroczyście, zupełnie inny nastrój. Nie ma gonitwy, emocji. Zresztą, Waldka żona z wykształcenia jest muzykiem, zatem nasze zainteresowania nie są przypadkowe. 

A gołębie?

Waldemar Fornalik: Chlapnąłem raz coś w mediach i poszło. Znajomi hodowcy uświadomili mi, że to sztuka, więc się poddałem.   

Mistrz Polski obroni tytuł? Jaka  jest strategia na nowy sezon? 

Waldemar Fornalik: W poprzednim niczego nie deklarowaliśmy, naszym celem było wejście do ósemki. I tak się stało. Zrobiliśmy to, stawiając na systematyczną pracę, dobrą grą i  meczami. Tak będzie też w tym roku. Sezon po mistrzostwie jest trudniejszy, niż ten po utrzymaniu się w Ekstraklasie. Dziś głośno mówię, że Piast jest w fazie przebudowy. Jeśli popatrzymy na skład jednego z ostatnich meczów, z drużyny – zdobywcy Mistrza Polski – grało tylko pięciu zawodników.  

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj