Nowiny Gliwickie pytają mieszkańców o ich wizję miasta. 
Każdy mieszkaniec patrzy inaczej, widząc miasto przez pryzmat własnych doświadczeń, funkcjonowania instytucji, ładu przestrzennego, dostępu do kultury, usług, komunikacji. Ilu mieszkańców, tyle wizji Gliwic, choć są sfery, dla których chcielibyśmy podobnych rozwiązań. 

Nowiny Gliwickie” postanowiły również aktywnie włączyć się w dyskusję o powstającej właśnie strategii Gliwice 2040 oddając głos mieszkańcom i mieszkankom, pytając o to, jakie powinno być miasto w 2040 r.? 

Wojciech Kostowski, profesor Politechniki Śląskiej, aktywista miejski związany z inicjatywą Ratujmy Wilcze Doły: 
Jakie powinny być Gliwice w roku 2040? Można powoływać się na oficjalne dokumenty, ale może na początku warto opowiedzieć o własnej wizji, którą każdy mieszkaniec powinien mieć, abyśmy mogli świadomie kształtować wizję wspólną. W innym wypadku będziemy biernymi uczestnikami niechcianych zmian realizowanych przez technokratów. Na szczęście partycypacja społeczna w naszym mieście rodzi się już teraz na naszych oczach.
W mojej wyobraźni Gliwice zdejmują z siebie odium miasta prowincjonalnego (Różewicz), gorszego (Zagajewski) i stają się lokalnym centrum, rywalizującym z Katowicami o palmę pierwszeństwa na Górnym Śląsku. Powinno to być miasto, do którego każdy chce przyjechać, i w którym wielu chce zamieszkać. Aby tak się stało, konieczny jest powrót do wizji miasta-ogrodu nakreślonej przez Karla Schabika, a przerwanej w roku 1945. Moim zdaniem w dzisiejszej sytuacji wizja ta powinna być oparta o 3 elementy: 1. zachowanie terenów naturalnych – parków, lasów, pól i łąk oraz dalsze zwiększanie ich powierzchni dzięki odpowiedniemu kształtowaniu MPZP, 2. radykalne zwiększenie roli zieleni w centrum – ponowne zadrzewienie ulic, budowa infrastruktury błękitno-zielonej, 3. przywrócenie właściwej roli rzek. Po oczyszczeniu rzek (co już się stopniowo dokonuje) można przywrócić naziemny bieg Ostropki, tworząc wzdłuż jej brzegów pas zieleni pełniący rolę regulatora mikroklimatu. Również oczyszczona Kłodnica powinna stać się atrakcyjnym obszarem dla mieszkańców, oferując także przejażdżki łódkami i kajakami.
Moim zdaniem uatrakcyjnienie przestrzeni w centrum wymaga także odważnych korekt Starówki, która przecież jest w części rekonstrukcją po 1945. Być może warto bardziej wyeksponować, a także częściowo zrekonstruować mury obronne? Napełnić fragmenty fosy wodą? Zrekonstruować hełm wieńczący wieżę kościoła Wszystkich Świętych? Marzy mi się także otwarcie ulic Białej Bramy oraz Szkolnej poprzez wykonanie odpowiednich bram przejściowych w Rynku, co utworzyłoby małe uliczki wychodzące ze środkowych pierzei kamienic (jak ul. Bracka w Krakowie). 
Bardzo ważne jest zmniejszenie roli samochodu w transporcie. Gliwice mają doskonałe warunki do przemieszczania się rowerem czy nawet hulajnogą elektryczną, a klimat nie jest gorszy niż w Danii czy Holandii. Stopniowe ograniczenie motoryzacji pozwoli przywrócić miasto mieszkańcom – i zasadzić więcej drzew w miejsce trójpasmowych arterii.
Kluczowe dla jakości życia jest zwiększenie roli kultury. Marzy mi się teatr z prawdziwego zdarzenia (w zabezpieczonych ruinach) oraz festiwale filmowe i muzyczne, dotowane z budżetu miasta. Być może dynamika zmian czasów, w jakich żyjemy, mogłaby zostać wykorzystana do przekształcenia Politechniki Śląskiej w Uniwersytet?
Gliwice mają warunki aby stać się miastem elitarnym w dobrym tego słowa znaczeniu. Chciałbym, aby w Gliwicach nowoczesność polegała na zrozumieniu, że rozwój oznacza „lepiej”, a nie „więcej”.

Ewa Stępniewicz, coach, trener komunikacji, właścicielka i prezeska firmy Vis Media: 
Chciałabym by w Gliwicach było więcej szkół, które są alternatywą dla szkół publicznych. Moje córki uczęszczają do szkoły demokratycznej i cudownie się w niej rozwijają w nurcie pozytywnej psychologii. Jednak szkoła ta i jej zarząd od lat borykają się z pozyskaniem lokalu. Szkoła powinna mieć ogród i zdaję sobie sprawę, że w mieście może nie być tak wielu lokalizacji spełniających warunki nauczania w tej placówce, ale wyobrażam sobie, że ze strony miasta takie inicjatywy spotykają się z wielkim entuzjazmem, bowiem gdy mieszkańcy mają do wyboru kilka alternatywnych szkół, którym mogą powierzyć edukację swojego dziecka, świadczy to również o ofercie miejskiej i otwartości w myśleniu o przyszłości. 
„Tutaj zaczyna się moja przyszłość” – to hasło znajdujące się na szpitalu miejskim w Gliwicach wraz ze zdjęciem niemowlaka. Super więc, że mogę w Gliwicach rodzić (moje dzieci ze względu na zagrożone ciąże rodziłam w Katowicach w CSK) i mam poczucie, że to dobre miejsce by założyć rodzinę. Jednak zainteresowanie i ściągnięcie, ale także dawanie wsparcia zespołom, które proponują alternatywne i nowoczesne programy nauczania inne niż edukacja publiczna, na poziomie przedszkola, szkoły podstawowej to w mojej opinii wyzwanie. Tymczasem to miasto zasługuje na to, by być miejscem które edukuje dzieci w najlepszych dziś nurtach edukacji. Szkoły demokratyczne przyszły do nas ze świata i wspaniale rozwijają się, przede wszystkim w Warszawie, nawet na Śląsku jest ich niewiele. My już mamy to szczęście, że od kilku lat taka szkoła rozwija się. Mówimy o strategii i rozwoju…tymczasem niewiele trzeba by oddolna inicjatywa była genialną sprawą wizerunkową dla rzeczywistego rozwoju człowieka w najlepszym dziś nurcie psychologii pozytywnej, która traktuje dziecko podmiotowo a nie przedmiotowo, i która rozwija jego talenty i mocne strony od pierwszego dnia pobytu w placówce.

Małgorzata Tkacz – Janik, polityczka, działaczka obywatelska, feministka, nauczycielka akademicka, popularyzatorka historii kobiet. Współtwórczyni grupy kobiecej Nic o Nas bez nas. 
Jeśli nasze kochane miasto ma się zmienić, to wszyscy razem musimy dorosnąć do wizji przyszłości Gliwic. Wizja to cenna postać myśli, jednak sama idea nie wystarczy. Trzeba tę myśl uspołecznić, uwspólnić, a potem zamienić w czyn. A nic tak bardzo nie zabija partycypacji mieszkańców, jak zapytanie ich o zdanie, a potem zignorowanie tego zdania.
Dlatego do wspólnotowej (wynegocjowanej) wizji dorosnąć muszą nie tylko władze samorządowe z prezydentem i wszystkimi wiceprezydentami na czele, z radnymi, radnymi dzielnic, ale także wszystkie instytucje, organizacje biznesu, środowiska opiniotwórcze, szczególnie te, które mają wpływ na miasto, jak spółki miejskie, GSSE, Śląska Sieć Metropolitalna, GCOP, PIAST Gliwice, Centrum Edukacji i Biznesu „Nowe Gliwice” - GAPR sp. z o.o., RIPH, Politechnika Śląska i inne uczelnie. Podsumowując, to musi być wspólne zaangażowanie, a celem dobrostan miasta, a nie wyłącznie dobrostan biznesu, albo wyłącznie dobrostan mieszkańców, albo samorządu. Dorosnąć do tego trzeba cywilizacyjnie, w tym działaniu MUSZĄ się znaleźć zarówno gracze przezroczyści, jak np. były prezydent Gliwic Zygmunt Frankiewicz, oraz frontmeni i frontmenki, najbardziej teraz widoczni, fantastyczni aktywiści miejscy z takich grup, jak np. Zielone Gliwice, Ratujmy Lipy, Forum Wójtowej Wsi, Ratujmy Wilcze Doły, Nic o Nas bez Nas, Łabędy, nie fabryka!, itd. Bardzo ważny jest udział liderów i liderek środowisk biznesowych, kulturowych, społecznych, absolutnie wszyscy powinni choć na chwilę zwrócić swą uwagę w tę stronę i zauważyć potrzebę zmiany, uznać kierunek zmian, które tworzymy w strategii. Wreszcie się musimy wszyscy nawzajem zauważyć. Ba, docenić! To się nazywa tożsamość. Bez tego nie ma nic. 
Byłoby całkiem nieźle, gdyby gliwicka Strategia 2040, była naszą wizją, oraz była zgodna z tzw. zrównoważonym rozwojem oraz wpisywała się w – może jeszcze ważniejsze dziś – cele milenijne. Fajnie byłoby, gdybyśmy je w Gliwicach znali, a miasto jako takie traktowałoby je poważnie, pracowało i działało tak, żeby nie oddzielać się od środowiska, ani od społecznych grup w Polsce wykluczanych. Jesteśmy jednym organizmem, mamy prawo do godności, czystego powietrza i mieszkania. 
Serio. 
Również zapewnienie budżetu na działania jest kluczowe dla sukcesu współpracy. Jeśli samorząd oczekuje, że my jako mieszkańcy/nki i aktywisci/tki zapewnimy im źródła finansowania działań, znajdziemy sponsorów, sami będziemy pracować cały czas za darmo i jeszcze znajdziemy zewnętrznych ekspertów skłonnych poświecić czas pro bono, to niestety działania są skazane na porażkę.

Jarosław Sołtysek, redaktor programowy radia IMPERIUM:
Redaktor Małgorzata Lichecka z „Nowin Gliwickich” poprosiła mnie o kilka słów o tym jak sobie wyobrażam miasto w kontekście opracowywanej właśnie Strategii Gliwice 2040. Po namyśle postanowiłem wymienić to o czym marzę.
Marzy mi się miasto, w którym docenia się ludzi za ich wiedzę i zaangażowanie.
Marzy mi się miasto, w którym pielęgnuje się drzewa, a tylko czasami niektóre wycina.
Marzy mi się miasto, w którym mieszkańcy wspólnie decydują w kluczowych sprawach.
Marzy mi się miasto, w którego życiu decydenci aktywnie uczestniczą.
Marzy mi się miasto, w którym potrzeba jednego obywatela jest tak samo ważna jak ogółu.
Marzy mi się miasto, które aspiruje do bycia miejscem marzeń.
Marzy mi się miasto, w którym prawo i sprawiedliwość znaczą to, co znaczą.
Marzy mi się miasto, w którym rządzący nie obrażają się na lokalne media i z własnej, nieprzymuszonej woli komunikują się z nimi.
Marzy mi się miasto, którego ludzie nie muszą opuszczać, bo nie spełnia ich oczekiwań.
Marzy mi się miasto, które jest otwarte na najbardziej szalone pomysły mieszkańców.
Marzy mi się miasto, które nie zapomina o swojej trudnej historii.
Marzy mi się miasto, które pamięta o ludziach przyczyniających się do jego niekwestionowanej pozycji.
Marzy mi się miasto, które odpowiada na różnorodne potrzeby mieszkańców.
Marzy mi się miasto, które nie jest miejscem tylko dla zamożnych.
Marzy mi się miasto, które jest dostępne w równym stopniu dla każdego.
Marzy mi się miasto, które mieszkańcy po prostu lubią.
Pani redaktor, czy wyszło zbyt chaotycznie? Jeśli tak, to dobrze. Odpowiednio zdefiniowany chaos wbrew pozorom sprzyja kreatywności i powodzeniu zamierzeniom.

Małgorzata Lichecka

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj