O roli samorządów terytorialnych, pełzającej centralizacji państwa, ruchu „TAK! Dla Polski” oraz o problemach Gliwic rozmawiamy z senatorem Zygmuntem Frankiewiczem, byłym prezydentem naszego miasta.

Okazją, a być może pretekstem do naszej rozmowy jest zbliżający się Dzień Samorządu Terytorialnego 27 maja. Pan, dzisiaj senator był wieloletnim prezydentem Gliwic, ale po „przeprowadzce” do Warszawy nie stracił pan kontaktu z samorządem.
Mieszkam w Gliwicach i nigdzie się wyprowadzać stąd nie zamierzam, szczególnie do Warszawy, a samorząd nadal jest głównym obszarem mojego zainteresowania. Jestem przewodniczącym senackiej Komisji Samorządu Terytorialnego i Administracji Państwowej, Senackiego Zespołu Samorządowego oraz prezesem Związku Miast Polskich, największej w kraju organizacji samorządowej. Trzeba pamiętać, że z perspektywy obywatela to samorząd terytorialny jest tą częścią państwa, z którą ma najczęstszy kontakt. Samorządy odpowiadają, lub właściwie w obecnej sytuacji gospodarczej należałby powiedzieć odpowiadały, za zdecydowaną większość inwestycji publicznych, kreując rozwój całego państwa. Ale także, co pokazały kryzysy ostatnich lat, są na pierwszej linii frontu kiedy trzeba zmierzyć się i szybko rozwiązać problemy nadzwyczajne.

Sytuacji kryzysowych i nadzwyczajnych faktycznie w ostatnich latach nie brakowało. 
To prawda, dobiegająca końca kadencja samorządu i parlamentu obfitowała w sytuacje z jakimi od bardzo dawna nie mieliśmy do czynienia: pandemia, wojna tuż za granicą państwa i największa od 30 lat inflacja, ostry konflikt z Unią Europejską. Niestety ponosimy także konsekwencje bardzo negatywnych zjawisk, które zgotowaliśmy sobie sami, a raczej które sprokurowała nam partia rządząca. I nie myślę tutaj o rosnącej liczbie afer i nadużyć, które same w sobie są godne potępienia. O wiele istotniejszy jest w mojej ocenie postępujący demontaż najważniejszych instytucji państwa, na czele z samorządem terytorialnym, co mnie, jako wieloletniego prezydenta Gliwic, szczególnie oburza i niepokoi.

Opozycja od dawna mówi o praworządności, wolnych sądach, ale proszę pozwolić mi zadać szczere pytane: co to obchodzi przeciętnego Kowalskiego?
Powinno obchodzić i to bardzo gdyż są to kwestie, które dotykają i dotykać będą każdego z nas, zwykłych ludzi. Ostatnie 8 lat to czas pełzającej centralizacji państwa, budowania partyjnej zależności, planowego ubezwłasnowolniania samorządu, odbierania mu kompetencji i środków finansowych. PiS, wbrew populistycznym deklaracjom nie ufa Polakom - mieszkańcom, którzy poprzez samorządy chcą decydować i gospodarować tam, gdzie jest ich dom, dzielnica, miasto, gmina. Przypomnę, że to samorządy utrzymują zdecydowaną większość infrastruktury, z której korzystamy na co dzień. Drogi, wodociągi i kanalizacja, systemy ciepłownicze, szkoły, przedszkola i żłobki i tak dalej. Zmiany podatkowe wprowadzone tzw. „Polskim Ładem” sprawiają, że tylko do budżetu Gliwic w latach 2019 – 2023 wpłynie o 287 mln zł mniej! To są ogromne pieniądze, pieniądze gliwiczan, zwłaszcza jeśli dołożymy do tego inflację niszczącą każdą złotówkę. Musimy pamiętać, że szukanie oszczędności w takim mieście jak Gliwice jest trudne, ale jeszcze wykonalne. Natomiast setki innych polskich miast i gmin jest już na granicy bankructwa.

Rozumiem, ale to problemy prezydentów, skarbników, czy urzędników…
Nie, to problemy każdego z nas! Państwo jest dobrem wspólnym. Jego kłopoty są zmartwieniami nas wszystkich. Nic nie wskazuje żeby polityka PiS miała się zmieniać, co oznacza wcześniej czy później kłopoty z ceną i zaopatrzeniem w wodę, dalszą degradację stanu dróg, gigantyczne problemy z niewydolną oświatą, służbą zdrowia. Trzeba pamiętać, że ochrona zdrowia, mimo że jest zadaniem państwa, w wielu miejscach funkcjonuje wyłącznie dzięki wsparciu lokalnych samorządów. Paradoks polega na tym, że PiS lubi podkreślać jak bardzo dba o obywateli, zwłaszcza o mniejszych zarobkach, ale długofalowe konsekwencje tego co faktycznie robi partia rządząca najbardziej uderzą właśnie w uboższych. Zamożniejsze osoby z dużych miast są mniej zależne od tego co powinno zapewniać państwo i samorządy. Mogą sobie pozwolić chociażby na czesne w niepublicznej szkole czy prywatną opiekę medyczną. Ale dla setek tysięcy rodzin z małych miast i wsi w biedniejszych regionach Polski, gdzie zarobki nie przekraczają pensji minimalnej, zamknięcie miejskiego przedszkola, czy żłobka oznacza życiową tragedię. Polacy realnie zbiednieli, kurczy się klasa średnia, masowo upadają mikro przedsiębiorstwa, spłaszczają się wynagrodzenia pracowników sektora publicznego. A problemy finansowe samorządów mogą za chwilę oznaczać, że zabraknie podstawowych usług publicznych. Nie ma na to mojej zgody.

To, że senator opozycji krytykuje rządzących nie dziwi. Często powtarza się, że jedynym programem opozycji jest hasło „trzeba odsunąć PiS od władzy”. Jakie są jednak propozycje, żeby poprawić sytuację?
Polskie organizacje samorządowe mają wypracowane konkretne propozycje zmian. Już w ubiegłym roku Ruch Samorządowy „TAK! Dla Polski”, którego jestem jednym z założycieli, podpisał z liderami partii opozycyjnych deklarację z postulatami naprawy Polski na poziomie lokalnym, samorządowym. Są tam wymienione konkretne problemy do rozwiązania. Od reformy finansowania zadań samorządu, przez kwestie oświaty, wsparcia terenów wiejskich, ekologii, czy partycypacji. Oczywiście, że nie chodzi wyłącznie o odsunięcie tej ekipy od władzy, ale o budowanie przyszłości Polski i jej obywateli. Mniej ideologii, więcej pragmatyzmu i rozsądku. Świat nie stoi w miejscu, a my od ośmiu lat wręcz się cofamy, zamiast rozwijać. Potrzebne są chociażby inwestycje w energetykę, w tym w źródła odnawialne. Dzisiaj na ogromną skalę robią to nawet Chińczycy, których trudno podejrzewać, że działają pod wypływem ekologów z Brukseli. To się zwyczajnie długofalowo opłaci, a u nas jedną populistyczną ustawą zablokowano na długie lata budowę elektrowni wiatrowych.

Zawędrowaliśmy aż do Chin, a czytelników interesuje zapewne również pańskie spojrzenie na Gliwice. Na zakończenie zapytam więc, jak patrzy się na problemy miasta, którym zarządzało się 25 lat. Dobiega końca kadencja pańskiego następcy. W ostatnich latach wiele się w Gliwicach wydarzyło, ale społeczność miasta żyła również kontrowersjami takimi jak zbiornik na Wilczych Dołach, czy tak zwana betonoza?
Rzeczywiście trochę trudno zmienić nawyki po tylu latach. Tak jak mówiłem na początku, mieszkam w Gliwicach, w najbliższym memu sercu rodzinnym mieście. Przyznaję, często powstrzymywałem się żeby nie złapać za słuchawkę i zadzwonić w to, czy inne miejsce. Nie jest tajemnicą że prezydent Neumann czy wiceprezydent Śpiewok to moi wieloletni bliscy współpracownicy. Przyjąłem jednak zasadę, że jestem do dyspozycji, ale nie narzucam się ze swoim zdaniem. I sądzę, że zdała ona egzamin. Co do wspomnianych przez pana kontrowersji, cóż są w pracy samorządowca nieuniknione. Przypomnę, że sam mierzyłem się chociażby z ostrym protestem przeciw budowie Drogowej Trasy Średnicowej, której celowości nie podważa już chyba nikt. Zbiornik na Wójtowiance jest potrzebny z uwagi na bezpieczeństwo miasta. Niewielu wie, że przed wojną, niemal w tym samym miejscu, funkcjonowało niezwykle popularne kąpielisko nazywane „Szwajcarią Wójtowską”. Gdy zakończą się trwające nadal prace nad zagospodarowaniem terenu wokół zbiornika ponownie powstanie atrakcyjne i tak bardzo potrzebne miejsce spacerowe, więc jestem przekonany, że podobnie jak w przypadku DTŚ gliwiczanie, a zwłaszcza mieszkańcy Sikornika, będą z niego bardzo chętnie korzystać. „Betonoza”? Proszę pana, jako senator odwiedzam wiele polskich miast i proszę mi wierzyć niewiele z nich jest tak pięknych, tak zielonych i tak dobrze się rozwijających jak Gliwice. Wszystkim więc krytykom polecam mniej emocji, a więcej zaufania do ich przedstawicieli w samorządach, do tych wszystkich, którzy robią swoje, lecz przecież nie dla siebie, ale dla nas wszystkich, dla gliwiczan.  

(s)

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj