Gliwiccy fotografowie piszą list otwarty do p. o. prezydenta Gliwic w związku z wpuszczeniem na teren magistratu usług foto. Zaglądamy za kulisy sprawy. 
Od stycznia w lokalu usługowym na parterze urzędu miejskiego będziemy mogli nie tylko wykonać kserokopie dokumentów, ale również zdjęcie do dowodu. 

Działalność foto w tym miejscu to biznesowy samograj. Przetarg na wynajem umknął jednak uwadze gliwickich zakładów, wygrała go śmiesznie małą ceną firma z Opola. Teraz rzemieślnicy domagają się wyjaśnień i oczekują zmiany decyzji. Urząd ani o tym myśli. 

„Środowisko fotografów gliwickich poruszone jest decyzją Urzędu Miasta Gliwice o udostępnieniu pomieszczenia gmachu urzędu miejskiego przy ul. Zwycięstwa 21 na działalność fotograficzną. W tym miejscu mają być wykonywane zdjęcia do dokumentów wyrabianych w urzędzie miejskim, takich jak: dowody, paszporty, prawo jazdy etc. Stawia to w uprzywilejowanej sytuacji wyłącznie jeden punkt fotograficzny, w dodatku nie z naszego miasta, ani też województwa”, czytamy we wstępie listu otwartego do p. o. prezydenta, pod którym podpisali się właściciele 11 zakładów fotograficznych w naszym mieście. 

Protest odnosi się do decyzji podjętych jeszcze za prezydentury Zygmunta Frankiewicza. Środowisko zjednoczyło oburzenie na złamanie dotychczasowych reguł gry. Punkt foto w urzędzie to potencjalna żyła złota. Do tej pory magistrat trzymał ją jednak pod kluczem, w imię równych szans dla wszystkich. Mało kto potrzebujący zdjęcia do dokumentu będzie szukał gdzieś indziej, jeżeli może je zrobić, nie wychodząc z budynku. 

„Przez lata urząd miejski nie wyrażał zgody na wykonywanie usług fotograficznych na jego terenie, co więcej – nie było możliwości zostawiania żadnej informacji o lokalnych punktach fotograficznych. Uzasadniano to m.in. tym, że nie chce faworyzować żadnej z firm, a nie da się umieścić informacji o wszystkich przedsiębiorcach, którzy prowadzą działalność fotograficzną w Gliwicach – bo jest ich za dużo. Dwa lata temu, w momencie przeniesienia wydziału paszportowego, pani naczelnik na zapytanie, czy będzie utworzony punkt świadczący usługi fotograficzne w urzędzie, odpowiedziała, że nie ma takiej możliwości”, twierdzą autorzy listu. 

Uśpieni syrenim śpiewem urzędników fotografowie mogli przegapić ogłoszenia, które ukazały się w „Gazecie Wyborczej” i „Miejskim Serwisie Informacyjnym” na przełomie września i października. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że przykułyby ich uwagę, gdyby nie enigmatyczność informacji. 

Zawiadomienie prezydenta Gliwic, że na parterze siedziby urzędu oraz stronie Biuletynu Informacji Publicznej zostało umieszczone ogłoszenie o przetargu ustnym z ograniczeniem branży pod nazwą „Wynajem powierzchni użytkowej zlokalizowanej na terenie budynku urzędu miejskiego”, nie mówiło za wiele nawet bezpośrednio zainteresowanym. Nie podejrzewali, że zawoalowana forma kryje żywotną dla nich decyzję.

Gdyby sięgnęli do źródła na czas, dowiedzieliby się, że ogłoszenie dotyczy przetargu na wynajem dotychczasowego punktu ksero na parterze urzędu. Oprócz tej działalności obowiązkowej wynajmujący dopuścił jednak inne, m.in. usługi poligraficzne, sprzedaż materiałów biurowych, inkaso opłaty skarbowej. Oraz usługi fotograficzne. 

Co spowodowało zwrot urzędu w związku z działalnością foto? Aleksandra Janik-Gajówka, naczelnik wydziału organizacyjnego, przekazuje, że z jednej strony powodem był brak zainteresowania lokalizacją w związku z dotychczasowym zakresem usług (w przetargach w latach 2016 i 2019 startował tylko jeden oferent), z drugiej – oczekiwania związane z uruchomieniem punktu fotograficznego (tylko w okresie 2017-2018 wpłynęły do urzędu cztery formalne zapytania). 

Wyjaśnienia prowadzą do pytania, czym podyktowana była przyjęta forma upublicznienia informacji o przetargu, która w efekcie nie dotarła do bezpośrednio zainteresowanych. Co, na przykład, stało na przeszkodzie, by opublikować w mediach ogłoszenie w pełnym brzmieniu? 

Naczelnik Janik-Gajówka w wyjaśnieniach ucieka się do urzędniczego żargonu. Wobec wątpliwości dotyczących trybu postępowania sięga po… przepisy je wprowadzające. 

Wymagania dotyczące publikacji ogłoszeń wynikają z wprowadzonego prezydenckim zarządzeniem regulaminu, który przewiduje zamieszczenie ogłoszenia na elektronicznej tablicy ogłoszeń w urzędzie oraz w BIP. Natomiast zawiadomienie w prasie o ogłoszeniu wykraczało poza regulaminowe minimum i miało na celu dotarcie z informacją do jak najszerszego grona potencjalnie zainteresowanych. 

Odpowiedzi nie doczekało się jednak wprost postawione pytanie, czemu urząd zatrzymał się w pół drogi i nie puścił w prasie wyczerpującej informacji o przetargu. 

Jak szerokie było to grono zainteresowanych, do którego dotarła informacja, już wiemy. Ktoś jednak zwrócił uwagę na szansę. Miejscowym przeszła niezauważona koła nosa, ale z Opola dostrzegła ją Magdalena Wiązania. 

Są dwa wyjaśnienia. Albo przedsiębiorczyni nad wyraz pilnie śledzi strony urzędu w Gliwicach, albo jej uwagę zwrócił ktoś dobrze zorientowany w sprawie. Czyli dostała tzw. cynk.

Oferta opolanki była jedyną, która pojawiła się w dniu przetargu, 10 października. Do wygranej wystarczyło jej minimalnie przelicytować stawkę wywoławczą. 20 metrów w idealnej lokalizacji kosztować ją będzie 320 zł miesięcznie, czyli 16 zł za metr kwadratowy. W cenie zawierają się również pełne opłaty eksploatacyjne, w tym za ogrzewanie i wywóz odpadów.

– 16 zł za metr w ścisłym centrum, z pozycją uprzywilejowaną wobec konkurencji w pakiecie? To skandalicznie mało. Rynkowe stawki w tym rejonie wynoszą przynajmniej trzy razy tyle. Około 50 zł za metr w ścisłym centrum uchodzi wciąż za stawkę atrakcyjną – ocenia ekspert gliwickiego rynku nieruchomości, który z uwagi na konieczne kontakty z urzędem woli zachować anonimowość.

„Boli nas i martwi fakt, że miasto (…) promuje wyłącznie jednego przedsiębiorcę, pomijając fotografów gliwickich. Pragniemy przypomnieć, że w najbliższym sąsiedztwie urzędu miejskiego znajduje się kilka miejsc, w których klienci mogą (…) wykonać zdjęcia „na poczekaniu” (…). Nowa sytuacja – z nierówną konkurencją – pogorszy i tak już trudną sytuację fotografów gliwickich. Wykonywanie zdjęć do dokumentów jest jednym z głównych źródeł naszych dochodów”, napisali teraz do p. o. prezydenta właściciele punktów foto. 

W dalszej części listu dają też wyraz negatywnej opinii o sposobie przeprowadzenia przetargu. Fakt, że zgłosiła się tylko jedna osoba, i to spoza miasta, świadczy ich zdaniem o tym, że w postępowaniu nie zachowano wymogu transparentności. Na zakończenie apelują do adresata o przemyślenie decyzji w związku ze świadczeniem usług foto w budynku urzędu. 

„Panie Prezydencie, nasze środowisko oczekuje od urzędu miasta decyzji wspierających działalność drobnych przedsiębiorców i rzemieślników, a nie godzących w ich funkcjonowanie”. 

Choć wątpliwości w sprawie nie brakuje, urząd nie wycofa się z decyzji. Jak przekazała nam osoba pełniąca obowiązki rzecznika prasowego p. o. prezydenta Gliwic – Janusz Moszyński nie widzi ku temu podstaw. 

Adam Pikul
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj