Kiedyś nie opuszczali murów klasztornych. Bez wyjątku nosili brody. Czasem bywali mistykami. Dzisiaj spadkobiercę wielowiekowej tradycji można spotkać na ulicy. Na przykład przy Sobieskiego, w Gliwicach. W odróżnieniu od pokolenia poprzedników nie nosi zarostu. Bo ten ikonograf to kobieta, Jolanta Świątkiewicz.
Nie każdy z nas jest ekspertem sztuki, tytułem wstępu przybliżmy więc, czym zajmuje się nasza bohaterka. Ikona to obraz sakralny wyobrażający postacie świętych, sceny z ich życia, sceny biblijne lub liturgiczno-symboliczne, mówiąc wprost – zapis słowa Bożego. Potocznie kojarzony jest wyłącznie z kręgiem chrześcijańskich kościołów wschodnich, w tym prawosławnego i greckokatolickiego. Jak się okazuje – niesłusznie.

- Tradycja ikonograficzna jest żywa również w kościele obrządku łacińskiego. Może nie wszyscy maja tego świadomość, ale ikoną jest obraz Czarnej Madonny w klasztorze jasnogórskim. To typ ikony zwanej Hodegetrią, w której Matka Boża przedstawia Dzieciątko światu, prawą dłonią wskazując na małego Chrystusa, trzymanego przez nią na lewym ramieniu. Określenie nawiązuje do nazwy świątyni w Konstantynopolu, ton Hodegon, bo tam była przechowywana najstarsza ikona tego typu wizerunku Maryi i Dzieciątka – wyjaśnia Jolanta Świątkiewicz, która, dzisiaj można powiedzieć, jest znawczynią sztuki ikonograficznej. 

A jeszcze kilka lat temu niewiele wiedziała na ten temat. Z wykształcenia ekonomistka, parała się przyziemnym zliczaniem dochodów i wydatków firm. Od zawsze ciągnęło ją jednak do świata sztuki i rękodzieła. Wchodziła do niego małymi kroczkami. Najpierw próbowała sił przy wyrabianiu dekoracji ze skóry do domu. Potem była Pro Ecclesia, firma produkująca dewocjonalia z brązu i precjoza religijne. Na dłużej zatrzymała się w jednej z gliwickich kwiaciarni, z którą okazjonalnie współpracuje do dziś. 

Nie ma za sobą szkół artystycznych. Ćwiczyła rękę i oko, malując po godzinach spędzonych w biurze, wieczorami. Pomógł naturalny talent plastyczny. Nieuczona, od dziecka potrafiła ładnie rysować, z czasem wykorzystując również motywy biblijne.

- Pierwszą ikonę stworzyłam jako nastolatka, ale bez świadomości charakteru, jaki nadałam obrazowi. Po prostu namalowałam postać Matki Boskiej, wzorując się na świętym obrazku. Zachowałam dzieło na pamiątkę. Po latach, któregoś wieczoru, gdy leżałam w łóżku i wpatrywałam się w obraz, dotarło do mnie, że wykonałam klasyczną ikonę, z zachowaniem wszystkich prawideł sztuki – mówi artystka.

Dla wiernych ikona nie jest tylko obrazem, ale uosobieniem, reprezentacją przedstawianego świętego. Uważa się, że jest on obecny w danym miejscu właśnie dzięki ikonie. Ikony mają za zadanie pogłębiać życie duchowe, zapewniając łączność z Bogiem. 

- Podobnie jak ikona nie jest zwykłym obrazem, tak jej malowanie nie jest zwykłą czynnością. Ikony nie maluje się, a pisze za pomocą barw, linii i kształtów, bo obraz stanowi uobecnienie słowa Boga i samej jego istoty. To rodzaj misterium, w którym ikonograf jest tylko pośrednikiem na drodze emanacji bóstwa. Tworząc, pozwalam się prowadzić Duchowi Świętemu. Przystąpienie do pracy wymaga specjalnych przygotowań, czystości serca i wiary – mówi Świątkiewicz.

Dla wyznawców ikonografia jest sferą z pogranicza sztuki i misterium. To przenikanie się porządku ziemskiego i niebiańskiego, sacrum i profanum, sprawia, że znaczenia, utrwalonego wiekową tradycją, nabiera każdy szczegół. 

Symbolikę mają użyte materiały, barwy – w których palecie dominuje złoto, czerwień, purpura i biel, perspektywa, słowa. Tworzenie ikon podlega ścisłej kodyfikacji. Proces malowania/pisania obrazu jest czasochłonny. Świątkiewicz na przygotowanie ikony poświęca co najmniej trzy tygodnie. 

- Ikonografia, jak kapłaństwo, wymaga powołania. Swoje odkryłam dziesięć lat temu. Pretekstem były warsztaty ikonograficzne w Seminarium Duchownym w Opolu. Ale moim właściwym przewodnikiem po tym świecie okazał się ks. dr hab. Dariusz Klejnowski-Różycki. Przez dwa lata uczestniczyłam w prowadzonych przez profesora zajęciach Śląskiej Szkoły Ikonografii przy parafii św. Anny w Zabrzu, od 2013 roku sama w niej wykładam.

We współczesnych czasach emancypacji, która nie ominęła również kościoła, paranie się ikonografią nie jest niczym wyjątkowym. Co roku kursy i warsztaty poświęcone tej dziedzinie sztuki przechodzą w Polsce setki osób. W historii pani Jolanty niezwykłe jest to, że z pisania ikon zrobiła źródło utrzymania. 

- Wahałam się, czy – w związku ze świętością ikony – czyniąc z niej przedmiot zarobkowania, nie dopuszczam się grzechu. Moje wątpliwości rozwiał ksiądz Klejnowski, tłumacząc, że każda praca musi być wynagrodzona. Nie narzucam sztywnych cen, a zapłata ma raczej charakter datku. Choć, żeby być w zgodzie z porządkiem ziemskim i oddać cesarzowi, co cesarskie, musiałam sformalizować działalność.  

Ikonografka nie szuka usilnie klientów. Sami, z polecenia, trafiają do jej mieszkania przy ul. Sobieskiego. Już niedługo będą jej musieli szukać gdzie indziej. Niemal gotowa jest nowa pracownia artystki przy Barlickiego.

A jak przedstawia się wizerunek tej, której kunsztem są obrazy świętych? Już po krótkiej rozmowie wiadomo, że Jolanta Świątkiewicz jest ciepłą, sympatyczną osobą. Oczywista staje się również jej głęboka religijność. Wśród znajomych – a tak się składa, że ma paru wspólnych z autorem – stawiana jest za wzór życzliwości i empatii wobec innych. Jak można usłyszeć – święty człowiek.  

Adam Pikul 







Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj