10-letnia Ola pięknie śpiewa, sama uczy się gry na ukulele i występuje w prawdziwym teatrze. 8-letni Wojtek znalazł się w krajowej czołówce szachistów. A 7-letni Igor i 6-letni Karol liczą lepiej niż niejeden dorosły. 
Przed państwem wystąpią: Ola, Wojtek, Karol i Igor. Mieszkają w Gliwicach i Pilchowicach, są bardzo, bardzo młodzi i świetnie się zapowiadają. Ola już gra u boku śląskich sław, Wojtek jest mistrzem w szachach (ogra nawet "dużych"), a o Karolu i Igorze, którzy są jak bracia, być może usłyszymy kiedyś jako o wielkich matematykach kopiących piłkę.   

Ola i ukulele  
Kiedy dzwonię do Szkoły Podstawowej nr 9 w Gliwicach i pytam o muzyczny talent, od razu pada nazwisko 10-letniej Oli. 
Aleksandra Stangel, uczennica klasy czwartej, znana jest z tego, że pięknie śpiewa, a do śpiewu przygrywa sobie sama – na charakterystycznym instrumencie przypominającym małą gitarę. Nazywa się ukulele. Co ciekawe, dziesięciolatka, zarażona miłością do ukulele przez ciocię, nie ma żadnego nauczyciela, a tajniki gry na oryginalnym instrumencie poznaje sama, przez internet. 

- Gra się łatwiej niż na gitarze. Bo ukulele ma tylko cztery struny, a gitara sześć – tłumaczy dziewczynka. 

Przygrywa więc sobie Ola do śpiewu. A śpiewa od... sama nie pamięta. Po prostu: od zawsze. Pierwszy prawdziwy występ zaliczyła w przedszkolu, przed rodzicami, zaś w pierwszym konkursie wzięła udział jako uczennica klasy drugiej. Dobrze pamięta, to były „Jesienne Nutki”, przegląd organizowany przez studio artystyczne z Zabrza.   

Muzyczny talent dziewczynki szybko dostrzeżono i Ola została solistką szkolnego zespołu „Dziewiątka”, z którym regularnie bierze udział w przeglądach i konkursach. A ostatnio, indywidualnie, zwyciężyła w konkursie piosenki religijnej i w nagrodę, przyznaną przez dyrektora Młodzieżowego Domu Kultury w Gliwicach, czeka ją niedługo profesjonalna sesja nagraniowa.    

Czy stojąc przed publicznością się stresuje? O dziwo, nie. 
- Chyba jestem odważna – mówi. - Podczas pierwszych występów jeszcze się bałam, teraz już nie.  

Dziesięciolatka muzykę naprawdę kocha. Po lekcjach, popołudniami, uczy się jeszcze w szkole muzycznej, w klasie fortepianu. Przez siedem lat uczyła się też w prywatnej szkole baletowej. Dziś śpiewa i tańczy w Teatrze Rozrywki w Chorzowie – wzięła udział w castingu i zdobyła rolę jednej z dziewczynek ze szkoły baletowej w musicalu „Billy Elliot”. Gra obok znanych aktorów śląskiej sceny teatralnej, jak Elżbieta Okupska. 

Dziesięcioletnia Ola marzy, by kiedyś studiować na Akademii Muzycznej, a potem... nie, nie biegać z mikrofonem po scenie. Ma plany poważne i bardzo sprecyzowane: chce założyć muzyczne przedszkole i w nim uczyć.

Szach-mat Wojtka 
Wojtek Wielgus (także uczeń SP 9) ma 8 lat i od czterech gra w szachy. Od jednego z rodziców, którego syn też gra, słyszę: „Wielgus to wymiatacz”. 

I rzeczywiście. Mały szachista ma już na swoim koncie pierwsze miejsce na mistrzostwach Polski do lat 6 oraz wicemistrzostwo Polski w grupie do lat 8 (zdobył je jako siedmiolatek). W tym roku, w swojej grupie wiekowej, zajął trzecie miejsce w kraju, na 120 uczestników. Ma też za sobą mistrzostwa Europy i świata – na nich również pokazał klasę. 

Spotkaliśmy się tam, gdzie Wojtek trenuje, czyli w Akademii Szachowej przy ul. Jasnej. Wcześniej akademia organizowała zajęcia w przedszkolu, do którego Wojtek chodził. A że chłopiec wykazywał predyspozycje do wszelkich gier planszowych, bardzo szybko odnalazł się i w szachach. Błyskawicznie przyswoił reguły, grał w domu z tatą, a po roku treningów zaczął chodzić do akademii, gdzie ćwiczy pod okiem świetnych trenerów. 

Jego mama Agnieszka mówi, że dzięki szachom syn ma dobrze rozwiniętą pamięć, lepiej przyswaja naukę w szkole, uczy się systematyczności i cierpliwości. A trenerka Marlena dodaje, że w szachach Wojtek należy do polskiej czołówki w swoim roczniku.

A jak szachy pomagają w matematyce? Wojtuś tłumaczy: 
- Na przykład... Są 64 pola na szachownicy, po 8 pól z każdego boku, to jak pani w szkole pyta, ile jest 8 razy 8, to już wiem, że 64.  

Na koniec proszę ośmiolatka, by powiedział mi, jak nazywają się pionki w szachach. A on mnie, dorosłą, zawstydza: 
- Pionki nie mają nazw, nazwy mają figury. To wieża, skoczek (bo skacze), goniec, król, hetman... Pierwszy ruch musi być bardzo przemyślany, bo nie można się już wycofać – tłumaczy mi mały mistrz.  

Karol i Igor. Przyjaciele od matmy 
Karol Simon (7 lat) i Igor Cmok (6 lat). Dwaj przyjaciele z Akademii Przedszkolaka. Tacy mali, a już uzdolnieni matematycznie. Matematykę, w formie zabawy, ćwiczą z Nemezjuszem Cywińskim z Fundacji Cała Polska Liczy Dzieciom. Kiedy mówię, że słyszałam, iż są bardzo zdolnymi małymi matematykami, słyszę: „uhm”. 
- Uczymy się na grach, wcale nie mamy długopisów – opowiada Igor. 

Igor mówi też, że w matematyce jest to fajne, że można sobie policzyć, jak się nudzi. A Karol matematykę po prostu lubi. Obydwaj chłopcy lubią też sport i w przyszłości chcieliby być kopiącymi piłkę matematykami (tak przynajmniej teraz twierdzą).    

Igor to bardzo rezolutny i pogodny przedszkolak. Uwielbia zagadki, w szczególności te matematyczne. Szybko nauczył się liczyć w pamięci (już jako 5-latek dodawał liczby dwucyfrowe!). Ponieważ ta „twarda kompetencja” wymagana jest od dzieci dopiero na koniec trzeciej klasy podstawówki, trzeba było, jak mówi Nemezjusz Cywiński, ukrywać przed Igorem matematykę, by potem nie zanudził się w szkole. 

Przedszkolak bez kłopotu odpowiada na pytanie typu: 
„Było 20 dzieci na placu zabaw, co piąty poszedł do domu. Ile zostało?”. Odpowiedź: 16. A na pytanie, czy nieskończoność to liczba, odpowiada: „Nie. Nieskończoność nie ma końca, a liczba ma koniec!”. 
Niewiarygodna intuicja – przecież każda liczba jest skończona...

Karol opanował liczenie w pamięci równie szybko, co jego kolega. Siedmiolatek jest bardzo twórczy i żądny podejmowania działań. Nie siedzi, gdy ma czekać. Poszukuje sam z siebie natychmiastowego zajęcia albo buduje coś własnego z klocków, próbuje zajmować uwagę rozmową. Ma świetną pamięć. „Wypomina” na przykład Cywińskiemu, że jeszcze nie dokończyli gry. 

Tak, Karol ma świetną pamięć. Mówi mi, że swojego przyjaciela, Igora, poznał jeszcze w „maluchach” i od razu bardzo polubił. 
- Proszę pani, a ja wiem, ile jest 125 na 5.
- Tak, ile?
- 25! - po minie Karola widać, że liczenie jest piękne.

Z dziećmi spotkała się Marysia Sławańska 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj