Z Adamem Sajnukiem, reżyserem spektaklu „Dwunastu gniewnych ludzi” oraz aktorką Kamillą Baar rozmawia Małgorzata Lichecka .  Premiera w Teatrze Miejskim w Gliwicach - 12 grudnia.  
W dramacie sądowym Reginalda Rose`a najważniejszy jest wymiar sprawiedliwości. Te dwa słowa niosą ze sobą wiele znaczeń. W jakim ujęciu zobaczymy go na scenie Teatru Miejskiego w Gliwicach? 

Adam Sajnuk: Jednym z powodów, dla którego sięgnąłem po ten tekst, jest aktualność tematu: na naszych oczach toczy się dyskusja o roli wymiaru sprawiedliwości, o tym, na ile etyka sędziów, prokuratorów, adwokatów, tych, którzy bronią i oskarżają, jest istotna.  

W sztuce amerykańskiego dramaturga mamy ławę przysięgłych – u nas ciało  nieznane w takim kształcie i znaczeniu. 

Adam Sajnuk: Rzeczywiście, w Polsce nie funkcjonuje ona w takim kształcie, zatem w spektaklu to jedynie fantazja, wariacja na temat wymiaru sprawiedliwości. Przysięgli, mimo że nie są mianowanymi sędziami, decydują o czyjejś winie lub jej braku. W „Dwunastu gniewnych ludziach” mowa o karze śmierci. 

Zatem w ich rękach ludzkie życie. 

Adam Sajnuk: Nie będzie to opowieść wprost o urzędnikach, bo w obecnej sytuacji mogłaby zostać odczytana dosłowne. A tak nie chcę, bo ten tekst ma w sobie bardzo uniwersalne wartości. To przede wszystkim opowieść o ludziach z bardzo różnych środowisk, o odmiennych biografiach, przeszłości, a co za tym idzie – ludziach z często skrajnymi światopoglądami. Postaci są w różnym wieku, spektakl jest więc pokoleniową mozaiką. 

Lecz przede wszystkim spotkaniem dwóch światów: kobiecego i męskiego.  Do sztuki wprowadziłem parytet i jest to zupełnie nowe spojrzenie. Zresztą, był to mój warunek, nie wyobrażam sobie nawet hipotetycznej ławy przysięgłych bez kobiet – ich głos jest znaczący, zaś w mojej ławie stanowią większość. W początkach pracy nad spektaklem miałem nawet taką myśl, żeby wystąpiły same kobiety, ale stwierdziłem, że to jednak zbyt rewolucyjne. 

Dlaczego? Przecież w oryginale mamy samych mężczyzn i nikt się nie bulwersował. Mógł pan zaryzykować.   

Adam Sajnuk: Wycofałem się z pomysłu, bo mógł być odebrany zbyt jednoznacznie. Wspieram feministki, pojawiam się na protestach, mam wielu zaangażowanych przyjaciół. Ale chciałbym powiedzieć kobiecie komplement i nie zostać za to zruganym. Jakoś sercem czuję, że to nie obraża. Ależ zabrnęliśmy w dyskusję...

Bardzo istotną, bo ten feminizm, parytet, o który pan zabiegał, pokazuje, jak można zbliżyć płcie. Wyrównać szanse.  

Adam Sajnuk: Powodem, dla którego wprowadziłem do tekstu kobiety, nadając im równoprawną, a nawet główną rolę, jest ich głos rozsądku. Głęboko wierzę, że kobiety go mają. Bohaterki „Dwunastu gniewnych ludzi” są bardzo różne: mamy „moherowy beret” z ogromnymi uprzedzeniami, postać zagraną przez Izabellę Dąbrowską. Jest feminizująca lesbijka, bardzo nowoczesna w sposobie bycia i wypowiadania się. Wreszcie bohaterka zagrana przez Kamillę.  

Kamilla Baar: Jestem Jessiką - instalachonem, nową generacją kobiet żyjących z telefonem, non stop podłączonych do internetu i tam rozgrywających swoje życie.     

Adam Sajnuk: Głosem rozsądku obdarzyłem Martę Klubowicz, główną postać – Ósemkę, w filmie graną przez Henry`ego Fondę. Od początku wiedziałem, że ma to być kobieta właśnie, żeby konflikt między głównym antagonistą, w którego wciela się Przemysław Chojęta, a postacią broniącą chłopca, był też dyskusją między płciami. Dla mnie „Dwunastu gniewnych ludzi” jest ciekawym eksperymentem społecznym: na wiele godzin zamykamy w jednym pomieszczeniu ludzi z bardzo różnych grup społecznych, dajemy problem do rozwiązania, w rogach pokoju ukrywamy kamerę i śledzimy efekty. To prawdziwy teatr!   

A mężczyźni? Kim są?     

Adam Sajnuk: Narodowiec, kibic z bardzo rasistowskimi poglądami, a na drugim biegunie uchodźca z Iranu. I obaj muszą decydować o kimś trzecim, a co ważniejsze - muszą ze sobą rozmawiać i się dogadać. Wszyscy są w konflikcie, w sporze, co rusz pojawią się spięcia i nieprzyjemne sytuacje, ale ostatecznie eksperyment się udaje: ci ludzie, ta hipotetyczna ława przysięgłych, podejmuje decyzję. Mimo tego że jedni są z kościoła, inni ze stadionu, uniwersytetu czy internetu. Obserwujemy wielką emocjonalną debatę, w której bohaterowie i bohaterki tracą swój profesjonalizm. Zaczynają wchodzić na prywatny grunt i opowiadać prywatne historie. Okazuje się, że decyzja, wyrok, jaki mają wydać, obwarowana jest ich przeszłością, tym, co się w niej zdarzyło. 

Taki rewanż? Odwet? 

Adam Sajnuk: Także kompleksy, żal, rodzaj gniewu na grupę reprezentowaną przez oskarżonego. To wystarczy, by prywata wzięła górę nad rozsądkiem. Ale oni się wszyscy podczas tego spektaklu zmieniają i z tej sali wychodzą jako inni ludzie. 

Czy ten filozoficzno-emocjonalno-prawny przekaz wzmocni scenografia? 

Adam Sajnuk: Nie lubię scenografii realistycznej. Szukam symbolu, odniesienia. A wijące się schody bezpośrednio odnoszą się do wymiaru sprawiedliwości. Wyższej instancji, czuwającej nad wszystkimi. Będzie to również rodzaj współczesnej rzeźby – trochę to stół, trochę schody, droga, rodzaj dziwnej bieżni prowadzącej donikąd. 

Jest pani jednym z elementów tej psychologicznej układanki. Mówiliśmy o wymiarze sprawiedliwości, feminizmie, jest i władza, bo przecież ława przysięgłych decyduje o życiu lub śmierci. 

Kamilla Baar: Rzecz dzieje się w dwóch wymiarach. Po pierwsze, decydujemy o życiu chłopca, a równolegle widać, co dzieje się między poszczególnymi postaciami. A mnie ciekawi psychologia grupy, kolektyw kontra jednostka i jak to się ze sobą w spektaklu przenika. Okazuje się, że tworzymy jeden organizm, jedno ciało. 

Najpierw układają się role liderów naszej grupy, później wszyscy sobą manipulują. Jak na dłoni widać, kiedy ulegamy wpływom, zatracamy poczucie sprawiedliwości tylko dlatego, że ktoś próbuje nam wmówić swoją wersję rzeczywistości. Ten aspekt spektaklu jest szalenie ważny: każdy z nas, ja jako „ Dwunastka”, wchodzimy na salę ze zdecydowanym zdaniem, ugruntowaną opinią. Nasze spotkanie poprzedza sześciodniowy proces, poznajemy wszystkie okoliczności zdarzenia i mamy wydać werdykt. Kiedy zamkną się drzwi, emocje, zrazu powściągane, eksplodują. Dla aktora to bardzo ciekawe zadanie: przerzucamy między sobą temat, role się odwracają, zmieniają, prowadząc do zaskakującej puenty. 

Adam Sajnuk: Tekst jest też o tym, jak względna bywa prawda. Wystarczy kilka kroków w tył i zmienia się perspektywa, osąd, praktycznie wszystko. Czy zatem w sali mamy dwanaście prawd? A może jedną, obiektywną? 

Kamilla Baar: Kto ma władzę, panuje nad niezdecydowanymi, mniej wyrazistymi, nad ludźmi o biografii niepozwalającej im być odważniejszymi, panuje nad takimi, którzy się wahają. Kto ma odwagę głoszenia własnych poglądów, zarządza resztą. Tak dzieje się w „Dwunastu gniewnych ludziach”. 

Przeżycia, często graniczne, podczas wielogodzinnej dyskusji, odmieniają nas. Bohaterowie i bohaterki dowiadują się, kim są, kim mogli być, co stracili, widzą swoją beznadziejność, a jednocześnie mają szansę przeżyć coś, czego nie zakładali. Bo nałożyli maski, które raptem    zaczynają pękać, prowadząc do nieoczekiwanych rezultatów.  

Adam Sajnuk: Kamilla poruszyła istotną sprawę: potrzebę lidera. Bardzo silnego, bez względu na to, czy to ksiądz wygłaszający kazanie, polityk, celebryta,  mówiący nam, jak żyć, w co się ubierać i co jeść. Lubimy podążać cudzą ścieżką,  zrzucając z siebie  w ten sposób  odpowiedzialność za decyzje. W „Dwunastu gniewnych ludziach” głos nie znika w tłumie, wręcz przeciwnie, słuchać go bardzo wyraźnie i jest decydujący.    

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj