Z Izabelą Raczkowską rozmawiamy o wprowadzaniu zmian w życie.

Graniczne daty – nowy rok, urodziny, koniec wakacji to momenty, w których zaczynamy myśleć o tym, aby coś zmienić w naszym życiu. 

Pomocna w tym może być znakomita książka „Ciało chore z emocji” Izabeli Raczkowskiej, znanej gliwickiej nauczycielki jogi. Z poradnika dowiedzieć się można, jak emocje wpływają na nasze ciało i jak je od nich uwolnić. O tym, w jaki sposób wprowadzić zmiany w życie, rozmawiam z autorką.

Co myślisz o postanowieniach noworocznych?
(śmiech). One są wynikiem tego, że naszym racjonalnym rozumem źle pojmujemy nieskończoność. Nieskończoność to jest za dużo. Dlatego odnajdujemy się w datach, żyjemy do wakacji, później do Bożego Narodzenia, do Nowego Roku, do świąt wielkanocnych. Widzę to również po tym, kiedy ludzie bardziej tłumnie przychodzą na zajęcia. Na pewno w styczniu jest ogromny wysyp – to właśnie efekt postanowień noworocznych. Potem po wakacjach – we wrześniu i październiku. Ile z tych osób zostaje? Nie za dużo. Ponoworoczne samozaparcie trwa… jeden karnet.

Dzięki Twojej książce można podejść do dbałości o swoje ciało bardziej systemowo. Wszystkie blokady, zniekształcenia czy objawy psychosomatyczne spowodowane emocjami łatwo za sprawą poradnika samemu w sobie odnaleźć. Jak myślisz, który z tych problemów najczęściej nas dotyczy?
Wiesz, śmiem twierdzić, że dotyka nas takie coś, co nazwałabym brakiem świadomości. Wiem, że bardzo dużo ludzi, którzy są intelektualistami (a tacy ludzie czytają książki), się z tym nie zgodzi. Ale ja pojmuję świadomość tak, jak rozumie się ją w Azji – tam pojęcia świadomości i zmian są nierozłączne. Jeśli wiem, że ogień parzy, szybko wyciągam z niego rękę, nie trzymam w nim. W naszym kręgu kulturowym spotykam się z ludźmi, którzy dużo czytali, dużo wiedzą, ale tę rękę w ogniu trzymają. Wszystkim nam brak świadomości w rozumieniu zmiany. Wydaje nam się, że jak coś wiemy, to wystarczy. Psinco! Dopóki tego nie zmienisz, w Azji mówią – nic nie wiesz. A my dalej tkwimy w tej niewiedzy…

A co z dysfunkcjami, o których piszesz w książce?
W tym kontekście myślę, że najczęstsze są choroby somatyczne. My nie mówimy własnym głosem, zgadzamy na sytuacje, na które nie mamy ochoty. Często z uśmiechem. Trzymamy w sobie bardzo wiele rzeczy – nie umiemy wyrażać emocji, w związku z czym zaczynamy chorować. Każdy z nas w większym lub mniejszym stopniu tego doświadcza, ale tego nie widzi. Gdy boli nas głowa czy kręgosłup, nie łączymy tego z tym, co czujemy.
Bardzo powszechna jest także dysfunkcja, którą nazywam postawą człowiek-ptak. Dotyczy ona nas wszystkich, używających nowoczesnej technologii, czyli smartfonów i laptopa. To protrakcja głowy, wysunięcie jej do przodu, widoczna już nawet u bardzo małych dzieci. Powodem jest smartfon, ale też nadmiar dziania się. Pragniemy spokoju, a wokoło wszystko wariuje. Mamy coraz więcej zadań, rzeczy do zrobienia, pracy, coraz więcej od siebie wymagamy, coraz więcej widzimy w Internecie i telewizji, coraz więcej więc chcemy. Dzieje się tak dlatego bo kierujemy się w życiu logiką: co ja jeszcze muszę wykonać, zrobić, co ja chce. Nie pytamy się: co czuję. Jednocześnie nie okazujemy uczuć. Jest to widoczne w naszym ciele poprzez cofnięcie klatki piersiowej, w której jest serce. Ciało mówi nam, że nie chcemy czuć. Ważniejszy jest intelekt, głowa i ją wysuwamy w przód.

Ale przecież coraz więcej mówi się o emocjach, uczuciach…
Jako gatunek ludzki osiągnęliśmy ogromny sukces, opanowując prawie wszystkie nisze w świecie, bo werbalizujemy, mamy mowę. Ale według mnie to jest pułapka. To prawda, że mowa pozwoliła nam się przez lata wydostać na szczyt ewolucyjny i często słowa, które nam przelatują przez głowę są bardzo istotne, bo przez setki pokoleń przed nami pozwalały ludziom przeżyć. Ale, często gdy rozmawiam z uczestnikami warsztatów o uwalnianiu emocji przez ciało, okazuje się, że oni wcale nie wiedzą, że czują. Oni opisują co czują, nieraz bardzo pięknie, słowami, ale nie potrafią zlokalizować tego w ciele. Sytuacje, o których opowiadają, są zupełnie niespójne z mową ciała, albo z mimiką.

Czy myślisz, że to nas ewolucyjnie zmieni?
Tak, oczywiście. Dwukrotnie przyznany już został Nobel za badania wpływu postawy i kręgosłupa na mózg. Dowodziły one m.in., że abyśmy zachowywali z wiekiem umiejętności kognitywne – nie zapominali, uczyli się, byli cały czas sprawni umysłowo - musimy mieć elastyczny kręgosłup. Drugie badanie dotyczyło właśnie pozycji głowy w protrakcji w stosunku do obręczy barkowej. Takie ułożenie powoduje wydłużenie rdzenia przedłużonego, przez to impulsy nerwowe z opóźnieniem docierają do mózgu, negatywnie wpływając na jego działanie. W jednym z amerykańskich czasopism naukowych pojawił się także tekst, który udowadnia, że przez taką postawę człowiek jest niewydolny oddechowo tak, jakby palił paczkę papierosów dziennie. Zatem wszystko jedno, czy spędzasz osiem godzin dziennie przy komputerze, czy palisz – efekt jest taki sam. Więc tak, definitywnie zmieni nas to ewolucyjnie. Będziemy coraz słabsi. Nasze ciało jest stworzone do ruchu, a myśmy się przestali ruszać. Kiedyś ludzie byli silniejsi, ale też bardziej okazywali emocje, byli bardziej otwarci, mieli mniejsze granice, dotykali się. Teraz nie wolno nam się dotykać – poklepiesz kogoś po ramieniu i możesz mieć pozew. A my jesteśmy gatunkiem stadnym. Jak się nie dotykać?

Jak wprowadzić zmiany w życie?
Odpowiadając na to pytanie, trzeba by było do każdego podejść indywidualnie. Podróżując po Azji zrozumiałam, że nie doceniamy tego, co mamy. A my już mamy wszystko, ale nie mamy tego, co w Azji się nazywa Santosha (zadowolenie). Chciałabym powiedzieć ludziom – macie już wszystko, wykorzystajcie to. Żyjecie we wspaniałym świecie, w bardzo fajnym, bezpiecznym kraju. Macie pieniądze, żeby rozmawiać przez internet, albo kupić każde jedzenie w sklepie, na jakie macie ochotę. Macie środki na wakacje, ubrania – zajmijcie się więc sobą. Zamiast patrzeć na to, co byście jeszcze chcieli, zróbcie porządek z tym, co macie. A macie naprawdę fajne życie w swoim ciele, tylko musicie je pokochać, a ono się Wam odwdzięczy stając się najlepszym przyjacielem.
Warto zacząć od razu, bo z wiekiem jest trudniej. Miałam ucznia, który rozpoczął u mnie jogę, gdy miał lat 60. W wieku 68 lat robił na jodze wszystko. Nigdy wcześniej nie ćwiczył. Oczywiście, im później, tym jest ciężej. Trzeba mieć dużo samozaparcia i siły. Konieczne jest zbudowanie odpowiednich mięśni i nawiązanie z nimi połączenia. Po 40., 50. roku życia przyrosty mięśni są wolne. Poza tym załóżmy, że ćwiczysz codziennie jogę przez godzinę (co oczywiście rzadko się zdarza), ale przez 23 godziny dziennie tego dnia robisz coś innego. Włączasz autopilota i działasz nawykowo. Co Cię bardziej rozwinie lub zniszczy – godzina jogi czy 23 godziny działania na autopilocie? Ważniejsze jest, aby uruchomić świadomość. Skoro garbienie się jest niezdrowe, prostujmy się 500 razy dziennie. Ja, ponieważ też mam tendencję do zamykania barków, ponaklejałam sobie wszędzie żółte karteczki – w przedpokoju, łazience, kuchni – żeby przypominały mi, że mam się prostować. Jestem fanem małych kroków. Jeśli założysz sobie dziś, że będziesz codziennie przed 2 godziny ćwiczyć, to nie sądzę, żebyś wytrwała do lutego, pojutrze Ci się odechce. Jeśli jednak zrobisz jedno ćwiczenie dziennie przez trzy miesiące, wejdzie Ci w nawyk. Zmiana powinna nastąpić jednocześnie w ciele i świadomości. W życiu można wszystko zmienić.

Izo, do kogo skierowana jest Twoja książka?
To jest książka dla każdego, kto czuje, że coś jest z jego ciałem nie tak. Nie umie odpoczywać, zauważa w sobie napięcie, czuje zmęczenie i zastanawia się, dlaczego nie chce mu się chcieć, dlaczego tak szybko porzuca postanowienia noworoczne, dlaczego nie czuje apetytu na życie. Książka pomoże takim nam doskrobać się do sedna. Bardzo ważna jest przy tym nauka zrozumienia swoich emocji i jednocześnie zgoda na to, że one są i nie zawsze muszą być fajne. Czas zerwać z natręctwem komfortu. Z myśleniem, że zawsze musi być super – musimy być piękne, młode, mieć najlepszą rodzinę i zawsze być uśmiechnięte. Jeśli sobie postawimy taki cel, nigdy do niego nie dobiegniemy. Będziemy zawsze nieszczęśliwi.

Rozmawiała: 
Adriana Urgacz-Kuźniak

 

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj