Wracamy do tragedii z  początku czerwca. W czechowickim jeziorze utonął 17-latek. Doświadczeni ratownicy mówią, prawie ze stuprocentową pewnością, że gdyby na plaży był wówczas ktoś z wodnego pogotowia, chłopak zostałby uratowany. Nie było jednak nikogo, bo miasto płaci tylko w sezonie, który z kolei, uchwałą radnych, rozpoczęto w połowie czerwca.  
10 czerwca w jeziorze na terenie ośrodka wypoczynkowego w Czechowicach, podczas kąpieli, utonął 17-letni Damian, piłkarz Centralnej Ligi Juniorów Piasta Gliwice. Chłopak pochodził z województwa świętokrzyskiego, a w naszym  mieście, jako uczeń jednego z techników, mieszkał w internacie. W upalną niedzielę wybrał się wraz dwoma kolegami i koleżanką do Czechowic. Młodzi ludzie byli trzeźwi, pływali w jeziorze. Jak twierdzą świadkowie, kiedy chłopak zaczął tonąć, koledzy próbowali go ratować – nie udało się. Gdy na miejsce przyjechała pomoc, na ratunek było już za późno. 

Od razu pojawiło się pytanie: czy tej tragedii można było uniknąć. Nasi rozmówcy, doświadczeni ratownicy (proszą o anonimowość), przekonują, że tak. - Na 99,9 procent ratownicy zdążyliby z pomocą – mówi jeden z nich. Skąd ta pewność?

Ratownik twierdzi, że 17-latek tonął w miejscu, w którym woda nie była głęboka. Osunął się z podwodnego uskoku, widać było (co zarejestrował monitoring), jak próbuje się ratować i macha rękami. Najwyraźniej nie miał dużych umiejętności pływackich, dlatego sobie nie poradził. Ratownik pewnie by go zauważył.  

Szanse Damiana wzrosłyby kilka dni później. 15 czerwca oficjalnie zaczął się bowiem w Gliwicach sezon kąpielowy, a wraz z nim nad jeziorem pojawiło Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. 

10 czerwca, kiedy doszło do tragedii, w czechowickim ośrodku wypoczywały tłumy, jak i we wcześniejsze, majowe weekendy. Lato, to niekalendarzowe, zaczęło się bowiem w tym roku wyjątkowo wcześnie – gorące dni były już w kwietniu.  Upalne wiosny pojawiają się zresztą od lat kilku. Normalne jest więc, że gliwiczanie ciągną nad wodę dużo wcześniej, nie czekając na wakacje. I właśnie maj oraz czerwiec są najbardziej niebezpiecznym miesiącami, co potwierdza Bogdan Kozłowski, prezes WOPR w Gliwicach. 

- O tym, że najwięcej nieszczęśliwych wypadków na kąpieliskach zdarza się w maju i czerwcu, mówią statystki z całej Polski – Kozłowski tłumaczy, że dzieje się tak między innymi dlatego, że temperatura powietrza w tych miesiącach jest już wysoka, zaś wody jeszcze niska. Kiedy ludzie wskakują nagle do akwenu, ich organizm przeżywa szok. Bardzo często dotyczy to osób młodych, które w czerwcu przychodzą nad wodę na wagary.

Kozłowski zapewnia, że WOPR chce pracować już w maju i jest do tego w pełni przygotowany. Decyzja, kiedy ruszy nad wodę, zależy jednak od rady miasta, wydającej odpowiednią uchwałę.

Przez 50 lat, jeszcze kiedy ośrodkiem w Czechowicach zarządzały inne podmioty, ratownicy wodni pełnili weekendowe dyżury od maja, potem codzienne przez wakacje. Czasem, w zależności od pogody, przeciągały się one na wrzesień. 

- Teraz, od trzech, może czterech lat tych weekendowych dyżurów nie ma – mówi anonimowy ratownik. - WOPR oczywiście o nie postulował, ale nie było dobrej woli ze strony urzędników. Owszem, radni podejmują decyzję odpowiednią uchwałą, ale z tego, co wiem, to MZUK wnioskował o skrócenie czasu naszej pracy nad wodą. Dlaczego? Chodzi o pieniądze. Nikt nie chce za dyżury płacić - nasz rozmówca twierdzi, że urzędnicy w ogóle źle traktują ratownictwo wodne. - Urzędnicy chcieliby, żebyśmy pracowali za darmo. 

- Chyba uważają, że nic nie robimy, tylko siedzimy na plaży, opalamy się i podrywamy dziewczyny – dodaje inny ratownik. Obydwaj panowie twierdzą z całą stanowczością: opieka medyczno-ratownicza powinna być na kąpielisku zapewniona dużo wcześniej. 

Ośrodkiem wypoczynkowym w Czechowicach zarządza obecnie Miejski Zarząd Usług Komunalnych w Gliwicach. To on płaci WOPR-owi, który wygrał przetarg na usługi w zakresie ratownictwa wodnego w czechowickim ośrodku ceną 113 724 zł. Niewiele, biorąc pod uwagę zamożność Gliwic.  

- O rozpoczęciu sezonu decyduje uchwała rady miejskiej, a my trzymamy się tego, co radni uchwalą – informuje Iwona Janik, rzecznik prasowy MZUK. - W tym roku, działając oczywiście na podstawie Prawa wodnego, zdecydowano, że zgody kąpielowe obowiązują od 15 czerwca do 2 września – dodaje.

Zaglądamy więc do Prawa wodnego. Artykuł 37. mówi, że oficjalny sezon kąpielowy rozpoczyna się w Polsce 1 czerwca, kończy 30 września. Rada danej gminy określa zaś, poruszając się w wyznaczonych Prawem wodnym granicach, jak długo sezon trwa na jej terenie. 

Z uchwały gliwickiej rady wynika więc, że radni, na wniosek prezydenta, okres ten skrócili. Wcześniej, przez 50 lat, miasto płaciło ratownikom już od pierwszego majowego weekendu, czyli długo przed rozpoczęciem oficjalnego sezonu. 

- Wiem, że kiedyś funkcjonowały weekendy z ratownikami. Umowę z WOPR-em zawarto jednak jeszcze w czasach, gdy ośrodkiem w Czechowicach zarządzał TUR – mówi rzeczniczka MZUK. I szczerze przyznaje: - Było to kosztowne. Ratownikom trzeba płacić czy jest pogoda, czy jej nie ma.

Pytanie, kto kilka lat temu wnioskował do rady, by rozwiązać dotychczasowy model współpracy z wodnym pogotowiem. MZUK? Tego rzeczniczka nie wie. Nie pamięta tego też nikt z reprezentowanej przez nią instytucji. Nie pamięta i radny Zdzisław Goliszewski, który przewodniczy komisji bezpieczeństwa. Wspomina za to, że na ostatnim, czerwcowym posiedzeniu komisji w Czechowicach problem poruszono. Radni chcieli, by sezon kąpielowy, podczas którego w ośrodku pracowaliby ratownicy, zaczynać jednak wcześniej, najlepiej 1 czerwca. 

- MZUK nie zgodził się jednak, tłumacząc to problemami proceduralnymi, dotyczącymi na przykład umów z WOPR – twierdzi Goliszewski. - Zgodzono się jedynie, by jeszcze przed oficjalnym sezonem umieścić na jeziorze boje, które wskażą, gdzie kąpiel jest bezpieczna.

Co do niezgody na pracę ratowników - być może chodzi o to, że komisja na pomysł wpadła za późno, bo dopiero w czerwcu. Rzeczniczka MZUK pozostawia jednak nadzieję: - Rzeczywiście, lato rozpoczyna się teraz dużo wcześniej, więc może w przyszłym roku rozważymy, czy nie zacząć wcześniej sezonu – mówi Janik.        

Oby. Skoro bowiem statystyki dowodzą, że najwięcej osób tonie w maju i czerwcu, warto wrócić do dobrych praktyk, jakie stosowano w Gliwicach przez kilkadziesiąt lat. 

Na bezpieczeństwie oszczędzać nie wolno. Tym bardziej w tak zamożnym mieście jak Gliwice, w którym są przecież fundusze na drogie hale i stadiony. Próżno teraz gdybać, ale, z drugiej strony, trudno też przed „gdybaniem” uciec. Gdyby więc sezon w Gliwicach rozpoczął się nie piętnastego, ale pierwszego czerwca (jak dopuszcza Prawo wodne), felernej niedzieli, gdy tonął Damian, nad czechowickim jeziorem czuwałby ratownik. 

Marysia Sławańska






wstecz

Komentarze (0) Skomentuj