Podlatują pod kominy i błyskawicznie namierzają truciciela. Pomagają straży miejskiej i pozwalają na intensyfikację kontroli palenisk. Nad polskimi miastami przybywa dronów monitorujących, czym mieszkańcy palą w piecach. W Gliwicach się nie pojawią, bo w ratuszu nie widzą z nich pożytku. 
Nasze miasto od lat nie opuszcza niechlubnej czołówki najbardziej zanieczyszczonych w Polsce i Europie. Za fatalny stan powietrza odpowiada głównie tzw. niska emisja, czyli spaliny z domowych palenisk węglowych. Wysokowydajne energetycznie, o małej emisji szkodliwych substancji piece V klasy to wciąż rzadkość. Najczęściej nasze mieszkania ogrzewają te przestarzałe technologicznie. Wyrzucają tony brudu, a w dodatku potrafią strawić paliwo nawet najbardziej marnej jakości. 

Gliwice w walce ze smogiem stosują szereg rozwiązań. Największym zainteresowaniem cieszą się finansowe zachęty do zastąpienia węglowych palenisk czystszymi źródłami ogrzewania. W związku ze ślimaczym tempem wymiany jeszcze długo z krajobrazu nie znikną kopcące kominy. 

Korzystając z  danych gliwickiego urzędu, można w przybliżeniu przyjąć, że na likwidację czeka powyżej 10 tys. palenisk węglowych. W tej sytuacji szczególną wagę ma sprawdzanie, czym się w nich pali. 

Teoretycznie do pieców powinien trafiać tylko węgiel lepszej jakości. Od 2017 zabronione jest stosowanie mułu, flotu, mokrego drewna, węgla brunatnego. Od wielu lat obowiązuje oczywiście zakaz palenia plastikiem i innymi odpadami. 

Jak mieszkańcy stosują się do przepisów, mówią smoliste dymy nad dachami, stan naszego samopoczucia oraz regularność, z jaką dołują wyniki pomiarów smogu w Gliwicach. 

Do odmiennych wniosków prowadzą natomiast statystyki kontroli straży miejskiej w tym zakresie. Wynika z nich, że wszystko jest, prawie, w porządku: „truciciele” stanowią zaledwie 3-4 proc. użytkowników pieców (98 przypadkó na 2332 kontrole w 2018 i 54 wykroczenia w związku z 1910 kontrolami w 2019 r.). 

Pytanie w takim razie, skąd się biorą czarne kłęby dymu nad dachami i duszący smród spalin w szczytach okresu grzewczego oraz gdzie znajdują odbiorców hurtownicy  flotu i mułu, obecni na przykład na portalach sprzedażowych?

Najprościej byłoby zbadać problem u źródeł, czyli przy kominach. I tutaj niezastąpione wydają się drony antysmogowe. Bezzałogowe statki powietrzne, wyposażone w kamery i systemy pomiaru gazowych oraz pyłowych zanieczyszczeń powietrza, umożliwiają monitorowanie jakości spalanych paliw w piecach. Pozwalają również usprawnić i zwiększyć częstotliwość kontroli – zamiast chodzić od domu do domu, jak robią to teraz strażnicy, dużo łatwiej byłoby przelecieć nad kominami i znaleźć te, które trują. 

Podobne założenia musiały kierować gliwicką strażą miejską, gdy w 2018 roku przystępowała do testów z użyciem dronów antysmogowych. Pilotaż prowadzony był w ramach współpracy miasta z gliwicką firmą Flytronic, producentem bezzałogowców. 

Z rozwiązaniem łączono duże oczekiwania. Media zapowiadały przełom w walce z trucicielami, mówiono o dużym ułatwieniu dla strażników i zwiększeniu skuteczności ich działań. Drony miały zapewnić szybką kontrolę całych ulic, a nawet znaczniejszych obszarów pod kątem emisji szkodliwych substancji, pochodzących najprawdopodobniej ze spalania śmieci.

Entuzjazm okazał się na wyrost. Pilotaż nie znalazł dalszego ciągu, bo w opinii strażników i przedstawicieli ratusza dron nie zdał egzaminu. 

- Technologia jest jeszcze zawodna i wymaga dopracowania. W trakcie testów czujniki nie wykrywały nieprawidłowości tam, gdzie bezpośrednie kontrole strażników ujawniły spalanie odpadów. Na niekorzyść dronów przemawia też fakt, że prawo lotnicze pozwala używać bezzałogowców tylko przed zapadnięciem zmierzchu, a więc poza porą największej emisji dymu ze spalania w piecach grzewczych. Należy również podkreślić, że w Polsce nadal brakuje norm czystości spalin, do których można odnieść  wyniki pomiarów - wyjaśnia Łukasz Oryszczak, rzecznik prasowy prezydenta Gliwic.

Aktualnie Gliwice nie planują wprowadzenia  monitoringu z użyciem dronów.

Podobnych zastrzeżeń nie mają gospodarze innych miast. Rośnie popularność dronów jako narzędzia do kontrolowania tego, co trafia do pieców. Maszyny badają, co wydobywa się z kominów w Krakowie, Łodzi, Nowym Sączu, Poznaniu, Lublinie. 

Adam Pikul









wstecz

Komentarze (0) Skomentuj