„Rób to, co kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu”. 40-letnia Katarzyna Liszka z Pławniowic dumnie prezentuje tabliczkę z wypisanym na niej tym właśnie hasłem. – Uwielbiam rękodzielnictwo: szycie, klejenie, malowanie. Daje mi to mnóstwo satysfakcji – mówi z zadowoleniem. – Zawodowo zajmuję się czym innym: jestem kelnerką, barmanką i kucharką w jednym, ale kiedy wracam, do domu moim królestwem staje się pracownia.

Zdolności manualne zdradzała już od najmłodszych lat i odziedziczyła je po babciach. Obie były krawcowymi, więc mała Kasia „pomagała” im w pracy. – Nazywały mnie „cinka”, bo zawsze miałam w ręce nożyczki i przycinałam, co się tylko dało. Firany, ceraty, obrusy. Inaczej być nie mogło, zostałam krawcową. Najpierw uczyłam się w szkole odzieżowej. Potem szukałam swojego miejsca na świecie. Studiowałam, pracowałam, rodzina, mąż, dzieci. I od dzieci się zaczęło rękodzielnictwo. Kiedy urodziła się moja pięcioletnia córka, robiłam jej na szydełku czapeczki, buciki. Tak to się zaczęło. Potem były bransoletki, biżuteria.

Siedzimy przed domem pani Kasi, sześciomiesięczna Czika, berneński pies pasterski łasi się do mnie i każe głaskać. – To moje 30 kg szczęścia – mówi z dumą Katarzyna Liszka i pokazuje pierwszą swoją pracę: broszkę wykonaną w technice sutage. – Biżuteria sutasz to sztuka komponowania kamyków i sznureczków, wstążek przeżywa podobno nowo swój renesans – tłumaczy. – Nie powiem jednak, by ta technika mną zawładnęła. Wolę na przykład szyć torebki filcowe albo ekotorby z banerów reklamowych.
W pracowni pani Kasi, która jest też rodzajem wystawy, wisi kilka torebek. Sama wymyśla ich formy, sama szyje. Starannie wykonane, mogłyby być ozdobą niejednego damskiego ramienia.

- Ostatnio przeprosiłam się też z decoupagem – śmieje się. – Nakleja się różne płaszczyzny i motywy tak, aby sprawiały wrażenie ręcznie namalowanych. Przyklejam na przykład zwykłą serwetkę ozdobną na deseczkę, pudełko czy podłogowy panel, potem kilkakrotnie maluję specjalnymi farbami, by udawał stary, spękany obraz. Na końcu pociągam całość kilkukrotnie lakierem bezbarwnym. Uwielbiam też tworzyć tabliczki, na których pojawiają się różne napisy. Bardzo pomaga mi przy tym mój mąż.

Takich decoupage’owych prac jest w pracowni pani Kasi kilkanaście. Motywy rozliczne, na innych napisy. Jej ulubione hasło brzmi:  „Rób to, co kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu”. Są też inne: „Kochać człowieka, to pragnąć zestarzeć się razem z nim” albo „Bóg nie może być wszędzie, dlatego stworzył mnie”.
Katarzynę Liszkę doceniają inni. Podczas wielkanocnego gminnego konkursu wygrała w technice „nowoczesne zdobienie jajek”. Robota wymagająca precyzji i pewnej ręki. Efekty są  jednak imponujące. Ozdabia gęsie wydmuszki dremelem czyli narzędziem wielofunkcyjnym. – Wszyscy się śmieją, że od męża na 40. urodziny dostałam miniwiertarkę. A ja taki właśnie prezent sobie wymarzyłam. Przydaje się do wiercenia rozmaitych motywów na wydmuszkach

Marzeniem pani Kasi jest otworzenie własnej działalności gospodarczej i rękodzielnictwo, które dawałoby jej nie tylko zadowolenie, ale także pieniądze.
(san)

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj