Żegnamy Uliczników. A Dyrekcja zaprasza na następną edycję.

No to już po. Zleciało. Festiwal przechodzi do historii. A Redaktora * z Dyrekcją podsumowują, marzą i kłaniają się nisko (to bardziej Dyrekcja).

Wysmakowane, energetyczne, a w zasadzie szalone, widowisko braci Luisa i Pedro Sartori do Vale. Ja nawet nie wiem jak to opisać, bo to trzeba było zobaczyć. Tak, to faktycznie doskonałe zakończenie festiwalowe, bo wzmaga apetyt.
W imieniu braci dziękuję ślicznie i… obawiam się, że to było nasze danie główne i deser zarazem… teraz dieta interwałowa i jeśli los będzie nam łaskawy - jeszcze 11 miesięcy i może znów coś zaserwujemy?

Ten miesiąc przeleciał bardzo szybko i żałuję, że Ulicznicy nie pozostali w starej, dwumiesięcznej formule. A ty?
To chyba trochę jak z PRLem, łezka się w oku kręci, że tak można było, ale pomysł, w którym znów cztery dni w tygodniu, przez dwa miesiące trzeba tego wszystkiego doglądać, odrobinę przeraża… Ale, gdyby nagle znalazł się na to budżet faktycznie moglibyśmy, dla odmiany, choć raz odrobinę urosnąć : przywrócić niedziele, może dorzucić koncertowe piątki?

Nie może oczywiście zabraknąć wątku pogodowego: wspaniale się udało. I miałeś rację: padało a publiczność pod dachem, czyli w teatrze.
To było dość ryzykowne proroctwo, ale… chyba pierwszy raz się tak ładnie sprawdziło. Aż się boję rozważać, co to może oznaczać w kosmicznej perspektywie (śmiech).

Jak już podsumowujemy, to w moim prywatnym rankingu prowadzą rzemieślnicy i łucznicy. A u Ciebie Dyrekcjo, jak z rankingami?
U mnie to chyba trochę zero-jedynkowe (zapraszam, bo cudne, albo nie zapraszam, bo… o tym za chwilę), a trochę zespół równań bardzo przeplecionych, bo z jednej strony ciągle szukam rzeczy pięknych, porywających, wzruszających, a z drugiej — albo brakuje terminów (jak już sobie tak ładnie marzymy — dorzucam kontrakt na dwa-cztery lata, który pozwoliłby znów sensownie planować) albo budżetu (to akurat marzenie z kategorii oczywista-oczywistość). A potem wchodzimy w mentalne okrążenie o tym, czy jeśli coś podoba się mojej głowie, to czy spodoba się widzom; ba, więcej — czy skoro podoba mi się tu i teraz, na jakimś festiwalu, czy będzie mi się podobało, gdy zobaczę to znów, w oderwaniu od kontekstu? Wreszcie — czy nadal spodoba się ulicznikowej publiczności, która nie ogląda tego pomiędzy innymi spektaklami, w bardzo konkretnym „flow”, ale inwestuje całą energię w ten jeden moment, ewentualnie z powidokami poprzednich festiwali? I tak dalej, i tak dalej…

Ja się tak zastanawiam co do przestrzeni - bo w zasadzie to Rynek i park, incydentalnie pod dach czyli do teatru lub Ruin. Nie myślałeś o innych miejscach? A może wcale ich w mieście nie ma tak wiele?
Kiedy jeszcze robiliśmy na Ulicznikach kino (łza w oku, serio!) — próbowaliśmy z Objazdowym Domem Kultury, błąkając się radośnie po dzielnicach. I chyba trochę tego samego próbowały Kreatywne Podwórka zmajstrowanie przez CK Victoria, na które w tym roku pożyczaliśmy na warsztaty teatry dla dzieci — i to z jednej strony absolutnie ma sens, bo bliżej dla mieszkańców dzielnic, ale z drugiej - automatycznie dalej dla wszystkich innych. Może jednak środeczek miasta robi robotę? Wreszcie, z trzeciej strony, mam wrażenie, wymaga to olbrzymich nakładów energetycznych - trochę jak budowanie nowych pod-festiwali, nowej publiki. I nadal to tylko wróżenie z fusów na temat wędrówek ludów dzielnicowych. No i, na koniec, jak bumerang, wracamy do kwestii zasobów i tego krawca, co tak kraje, jak mu budżetu staje…

Już tak na koniec końców proszę cię o przesłanie do widzów. Wiesz, takie uliczne pozdrowienie. No i dziękujemy różnym instytucjom pewnie.
Drogie Państwo, zaszczytem było serwować Wam te okruszki piękna, więc gdybyście nie mogli bez nich żyć — polecamy się! A w kwestiach dziękczynnych (mogę? mogę?) — poza oczywistościami (artystom, chmurom, ekipom Palmiarni, Qubusa, TitoTito i naszej dzielnej ochronie i fotografom), myślę że absolutnie należy się kapelusz z głowy za tegoroczną współpracę z CK Victoria, a bezapelacyjnie, personalnie, Sandrze Kłosowskiej, która poza koordynacją naszej współpracy z CK, samozwańczo stała się w tym roku ultra-pilotką dla artystów, kiedy niezłomni panowie (Sebastian Rak, Adam Malinowski — ukłony!) ogarniali sprzęt ciężki. Wreszcie Teatrowi Miejskiemu, jako miejscu po raz pierwszy, ale jako jego od lat cudnie wspierającej nas personifikacji — Adamowi Prażuchowi i jego ekipie za — jak twierdzą bracia Sartori do Vale — najlepszą obsługę techniczną w historii tego spektaklu. Przyjemność pracować w takim składzie.

Aaa, moje życzenie: chętnie zobaczyłabym znowu Muzikantów :)
Oj. Ja od lat, co do zasady, nie wpycham się na cudze festiwale, dopóki same nie zadzwonią — a już, Boże Broń, na własny (śmiech, skromny). Więc, jakimś takim, mam nadzieję, eleganckim, wytrychem było prezentowanie naszych premier… A równocześnie mam trochę tak, że z najdzikszą rozkoszą wróciłbym do Gliwic z Objazdowym Niemym Kinem, bo to cudny spektakl jest, a do tego chyba kroi się 10-lecie naszego wesołego ensembla, ale to temat na długie dyskusje między hersztem Muzikantów a Dyrekcją i jej festiwalowym imperatywem moralnym (śmiech, filozoficzny). Tymczasem ja kłaniam się Państwu nisko!

Festiwal jest finansowany budżetu Miasta Gliwice, we współpracy z Centrum
Kultury Victoria
*Redaktora - Małgorzata Lichecka
*Dyrekcja - Piotr Chlipalski

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj