Deska sosnowa, wyrzynarka, nóż do tapet, klej, farba i żona, która potrafi malować. To przepis na anioła. Drewnianego anioła. Kilka takich pięknych skrzydlatych postaci wisi w przedpokoju 46-letniego pilchowiczanina Sławomira Paci.
   
Człowiek stąd, urodził się i przez ponad 20 lat mieszkał w sąsiedniej Wilczy. Najpierw skończył podstawówkę, potem zawodówkę (bo, jak mówi, szło się tam, gdzie koledzy – albo do górniczej, albo do Koksoremu w Knurowie). Potem było technikum gazownictwa i studia: pedagogika resocjalizacyjna. Na co dzień pracuje w pilchowickim OPS-ie i zajmuje się pomocą osobom niepełnosprawnym intelektualnie. Kiedyś był terapeutą zajęciowym, dziś koordynuje pracę innych, szefując działowi opiekuńczo-terapeutycznemu. I właśnie ta praca z ludźmi obudziła w nim pasję tworzenia.

- Mój ojciec wzorem zaradności raczej nie był – śmieje się pan Sławek. – Był bardzo pracowitym człowiekiem, ale zdolności manualnych nie miał. W sumie nie wiem, po kim ja je odziedziczyłem. Od zawsze lubiłem majsterkować. Jako młody chłopak robiłem mamie jakieś kwietniki i inne rzeczy, gromadziłem narzędzia. Chciałem być stolarzem, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Wróciłem do dłubania w drzewie w momencie, kiedy zacząłem pracować jako opiekun i terapeuta zajęciowy w OPS-ie. Przynosiłem swoje prace, pokazywałem moim podopiecznym, podobało im się to i wymyśliłem, że fajnie byłoby robić coś razem. Zrobiliśmy atrapę kominka. Ja wyrzynałem kształty, oni papierem ściernym szlifowali. Potem było kolejne rzeczy i jeszcze kolejne.

Przełożonym pana Sławka spodobała się inicjatywa i pomogli mu utworzyć pracownię, którą sukcesywnie zaczęto wyposażać w narzędzia. Działa do dzisiaj.

Pacia kocha drzewo. W jego domu mnóstwo tego materiału. Boazerie, deski wtopione w tynk i udające mur pruski. Na ścianach wiszą wielkie anioły.  Na stole, przy którym siedzimy, pan Sławek postawił kilka swoich prac. Ptaszki, konie, kotki, serduszka.
- Inspiracji szukam, gdzie się tylko da – wyjaśnia. – Gdzieś jadę, coś podejrzę i już próbuję to odtworzyć. Czasu mi jednak brakuje, bo dzisiaj trzeba pracować na kilku etatach i tak jest ze mną. Ciągle z sentymentem wspominam czasy, kiedy byłem tylko terapeutą i mogłem poświęcać się mojej pasji. Jest coś w tym powiedzeniu: rób, co kochasz, a nie będziesz musiał pracować ani jednego dnia.

Mój rozmówca jest częstym bywalcem zaprzyjaźnionej stolarni i stamtąd przynosi deski z odpadów. Potem pomysł, wyrzynarki, precyzyjne wycinanie, klejenie i kawałek drzewa dostaje duszę. Całość gotowa jest po kilku godzinach. – Malowaniem i zdobieniem tego, co zrobię, zajmuje się moja żona Izabela. Ma do tego talent – chwali małżonkę Pacia.
 (san)

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj