Pandemia, trochę jak osad, zmienia wszystkie konteksty.
Z Piotrem Chlipalskim, twórcą i dyrektorem artystycznym festiwalu Uliczników, rozmawia Małgorzata Lichecka.
Będzie dużo punktów widzenia, osobistych, intymnych, dużo spotkań oko w oko, mimo tego szaleństwa, wbrew szaleństwu… a może wręcz, żeby nas od szaleństwa uchronić? Pandemia Cię zmiotła czy uskrzydliła?
Mam wrażenie, że dała wreszcie czas na stare, nowe, inne rzeczy. Myślę, że upieranie się, że ma być w życiu tak, jak sobie wymyśliliśmy, za wszelką cenę i w każdym czasie, jest… nierozsądnie naiwne, więc kiedy Bóg daje Ci cytryny… poproś o dżin z tonikiem. Nawet jeśli z tą chininą to mit, na pewno nie zaszkodzi!
Nie mogę sobie Ciebie wyobrazić, jak siedzisz gdzieś zaszyty i czekasz na lepsze czasy dla artystów. Bo nigdy nie ma przecież dobrych czasów, albo zawsze są, tylko trzeba umieć z nich korzystać.
Bo ja chyba trochę nie rozumiem podejścia, że się nam (tu wpisz swoją ulubioną grupę zawodową, czy to będą rolnicy, górnicy, fotografowie, skrzypkowie czy poeci)… się należy. Jasne, co rusz dorzucamy się do społecznego kapelusza wszystkimi fikuśnymi, mniej lub bardziej widocznymi podatkami i systemowymi karami za istnienie. I z tej puli, teoretycznie, wypadałoby nas ratować w przypadku katastrofy, ale raczej dlatego, że się dorzuciliśmy, albo dlatego, po prostu, jesteśmy istotami ludzkimi, ale na pewno nie dlatego, że ktoś nauczył się grać na bałałajce i teraz mu się, jako, bo ja wiem, bardziej wartościowemu bytowi ludzkiemu, coś należy. Nic się nie należy, więc w trudnych czasach się zakasuje rękawy i się robi inne rzeczy, na które wcześniej tego czasu zabrakło… albo wymyśla takie, na które normalnie by się nie wpadło. Na ten przykład, w drugim lockdownie z Szymonem Jachimkiem, który wziął się w niej za poezję i piosenki, cudnie mądrą książkę przetłumaczyliśmy (i nawet Ci o niej lata temu już wspominałem) - Amanda Palmer, „Sztuka Proszenia”. Lada dzień powinna wylądować w księgarniach, a mądra jest tak, że ojej!

Uliczników nie da się przenieść na Zooma, więc była roczna przerwa. W 2021 starujecie 3 lipca, kończycie 1 sierpnia. Tęskniłeś?
Wielu rzeczy się nie da przenieść na Zooma ale, niestety, wszyscy się uparli, że im się akurat uda. Szumna „kultura w sieci” ma sens pod warunkiem, że robi się rzeczy adekwatne dla sieci, a nie kasuje pieniądze, stawia smartfona i bierze dotację. Dla mnie to trochę jakby robić relacje radiowe z zamkniętego kina - może i fajna koncepcja, ale nie udawajmy, że to to samo, albo że ma to jakikolwiek sens dla widza. Nie to medium, nie te środki wyrazu, i chyba szkoda zmarnowanych czasu, pieniędzy i cierpienia obydwu stron. A w kwestii tęsknot… Cóż. Na pożegnanie edycji 2019 dostałem od Łaskawie Nam Panującego Wydziału Kultury karę w wysokości 9 tysięcy złotych za to, że ulicznikowy spot na LED-ach zafundował nam sponsor, więc zgodnie z umową nie musieliśmy go konsultować, ale skoro nie konsultowaliśmy… to go nie było, bo jeżeli był, to był nieskonsultowany, a na to mamy przygotowane dla Pana inne 9 tysięcy kary. Taki lokalny paragraf 22. Stąd moja tęsknota chyba zakrawałaby o syndrom sztokholmski (śmiech… przez łzy). Ale, oczywiście… druga strona medalu jest taka, że w całym pandemicznym chaosie szansa na realne międzyludzkie spotkanie artystyczne i chwilę zapomnienia jest nam ciągle całkiem potrzebna…więc działamy.

Ta przerwa – nie przerwa skłoniła cię do jakiś przemyśleń co do festiwalu? Coś dodać, ująć, czy zostać w ulubionej przez widzów formule?
Wiesz, to zawsze były dwa równoległe, od czasu do czasu, przylegające do siebie przez ułamek sekundy, światy — między tym, co bym chciał, a co da się zrobić w ramach dostępnego budżetu… Więc będzie całkiem kameralnie — raz, że wspomniany budżet stopniał o możliwości sponsorskie (ale fakt, że Forum gra z nami mimo wszystko i będzie bonus w postaci Wojtka Tremiszewskiego, cieszy mnie niemożebnie). Dwa, stopniał o dodatkowy weekend (w 2020 było ich cztery, w tym roku jest pięć, ale… w tym temacie, Panie Piotrze, niestety nic się nie udało przez rok zrobić). Wreszcie, dość symboliczna obecność gości zagranicznych, bo to ciągle troszkę wróżenie z fusów. Łapiemy się za ręce z krakowską Ulicą, a jednego wariata sami ściągamy na tydzień. Ale będą dwa mocniejsze uderzenia wizualno-muzyczne i bardzo kameralne, ale pełne wdzięku i szaleństwa, zdarzenia pomiędzy.

Czy pojawią się w programie pandemiczne akcenty ? To znaczy nie, że wszyscy w maseczkach, ale może filozoficznie o zarazie będzie.
Będą „Ślepcy” Teatru KTO. Spektakl intensywny, mroczny, absolutnie malowniczy, nagle jeszcze bardziej na czasie, trochę łamiąc naszą ulicznikową jasną stronę mocy (za to wjeżdżając z megapowidokami), ale mam wrażenie, że to naprawdę fenomenalna okazja na takie międzypandemiczne katharsis. Będą nasi (Muzikantów) „Synowie Muzytronu”, mocno pandemią zainspirowani, wreszcie będzie wędrowny Romantic Botanic, który planowaliśmy jeszcze przed pandemią, a dziś nabiera trochę nowego kontekstu: improwizowany z publicznością, bazujący na gliwickiej roślinności i… towarzyszący w sposób odrobinę absurdalny lokalnej historii. No i pandemia, trochę jak osad, zmienia wszystkie konteksty. Sposób oglądania też się zmieni, bo Wielka Loteria Obostrzeniowa w plenerze nakazuje nam równocześnie maseczki, dystans i ogranicza liczbę widzów, więc będą… krzesełka.

No dobrze, porzucam tę pandemię, bo pewnie zaczynasz się irytować. Przejdźmy zatem do programu: jakie uliczne atrakcje się szykują?
W stałym rytmie: coś dla dzieciaków co sobotę o 16.00, a potem coś dla małych i dużych (może z wyjątkiem wspomnianych „Ślepców”, to dla tych trochę większych). Będzie cudnie z innego świata „Pelat”, magiczny, magnetyczny Joan Català, którego próbowałem ściągnąć od lat. Będzie nowa, samodefiniująca się kategoria w postaci Pana Li i jego pokazu iluzjonistycznego, będzie Teatr Delikates, którego przed pandemią pogonił deszcz. Szukając klucza, dużo punktów widzenia, osobistych, intymnych, dużo spotkań oko w oko, mimo tego szaleństwa, wbrew szaleństwu… a może wręcz, żeby nas od szaleństwa uchronić?

Co ty obejrzysz z przyjemnością, czyli spostrzeżenia dyrekcji.
Muszę tu wyciągnąć odrobinę zdartą płytę: ja już to wszystko widziałem. Ciekaw jestem co zrobimy premierowo jako Muzikanty, ciekaw jestem, jak po takim czasie zdalnego kontaktu ze światem dzieciaki przyjmą spektakle na żywo. Trochę, jak z pierwszym seansem kinowym, na który idziesz po roku - nagle ludzie dookoła reagują, śmieją się, otwierają pochowane w kieszeniach puszki. Intrygujący czas.
Będą dwie premiery: Muzikanty pokażą Synów Muzytronu i niejaki pjoter da pokaz interaktywny improwizowany pod jakże znamiennym tytułem Kawaler.
Obie trochę przetestowane. Z Muzikantami walczyliśmy parę tygodni temu w strugach deszczu w Kaliszu, potem z wariującą od wilgoci elektroniką w Łomży, więc to w zasadzie trzecie podejście do tej samej premiery. A że żadne dwa nasze grania nie są takie same, tym bardziej intryguje mnie gdzie wylądujemy. Z kolei „Kawaler” prapremierował rok temu w stodole w Lubiążu u Sambora Dudzińskiego, a potem kształtował się w Krakowie i przed Gliwicami znów wyląduje w Lubiążu (Slot-Art) i Krakowie… więc o tego pana jestem całkiem spokojny, produkt prawie dojrzały, sezonowany.

Opowiesz o Kawalerze? Co będzie wyrabiał z widzami? Zdjęcie ze strony zapowiada wykwintne (bo wino czerwone i sofka w stylu Biedermeier), a jednocześnie swojskie (Crocsy) opowiadanie o życiu. Improwizowane. Ale przecież nawet impro ma jakiś scenariusz.
Jest coś niesamowicie silnego w (pół)otwartych formach, niby wiesz, gdzie zaczynasz, wiesz, gdzie chcesz wylądować, ale dajesz sobie (i widzowi) wolność szukania rozwiązań alternatywnych. Dosłownie słyszysz po raz pierwszy słowa, które wypowiadasz, tak jak i widzowie… totalna magia. A do tego to taka dość szczególna, autobiograficznie zmyślona opowiastka na czterdziestkę, o życiu, tęsknotach i… oj, przyjdziesz zobaczyć, prawda?

Słuchaj to już 14. edycja festiwalu, może przy 15. pokusisz się o monografię ? Tak na pamiątkę, no i byłby niezły gadżet.
Frank Zappa zapytany o nagrania jego utworów przez londyńskich filharmoników odpowiedział, że nie ma w tym żadnego splendoru - po prostu jest amerykańskim kompozytorem, który zapłacił brytyjskim muzykom za to, żeby zagrali jego muzykę, a on planuje sobie to nagranie zabrać do domu i słuchać, ale raczej nie rozpatruje tego w kategorii czegoś, czego świat potrzebuje, a bardziej, jako fanaberię kompozytora. Nieśmiało zauważę, że gdyby żył, z Zappą mielibyśmy może, w najlepszym razie, czasem wspólną fryzurę i mój absolutny dla niego podziw, a ja swój prywatny budżet chyba wolałbym spożytkować na dobrą kolację i ewentualne opowieści „jak to drzewiej bywało”, niż na całe ryzy nikomu do niczego niepotrzebnego papieru… ale wzruszony jestem sugestią!

Sponsorem głównym festiwalu jest Samorząd Miasta Gliwice.
Program na www.ulicznicy.pl

Piotr Chlipalski: 
Performer, scenarzysta, producent teatralny, fotograf, filmowiec dokumentalista, twórca ruchomych obrazków; pomysłodawca i dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Artystów Ulicy „Ulicznicy”; współzałożyciel Open Street a.i.s.b.l. z siedzibą w Brukseli. Dawno temu Laureat Nagrody Prezydenta Miasta Gliwice w Dziedzinie Kultury.
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj