Mój dziadek był żołnierzem osławionego regimentu Strzelców Bytomskich, niestety, zginął w obozie koncentracyjnym zaraz po wejściu wojsk hitlerowskich do Rybnika, gdzie mieszkał i pracował w policji państwowej.

Z prof. Arkadiuszem Mężykiem, rektorem Politechniki Śląskiej, Gliwicjuszem 2019, rozmawia Małgorzata Lichecka. 

Panie profesorze, całe życie z Politechniką Śląską. Od studenta do rektora. Wybór uczelni był dla pana oczywisty, czy może politechnika dawała po prostu zawodową stabilizację? 
Moje rodzinne strony to Jastrzębie-Zdrój, w tamtejszej kopalni pracował mój ojciec i brat, a mnie kopalnia ufundowała stypendium. Po wojsku, z którego wróciłem w 1989 roku, praktycznie od razu miałem podjąć pracę. Niestety, w tamtym czasie górnictwo miało już problemy i nie było łatwo, więc musiałem jakoś wybrnąć: uczyłem się po to, by wrócić na kopalnię. Ale znalazłem sposób, proponując spłatę stypendium. Szczęśliwie dyrekcja poszła mi na rękę. Bardzo interesowała mnie również branża zbrojeniowa i chciałem pracować w OBRUM-ie, lecz ten pomysł nie wypalił. Zatem, odpowiadając na pani pytanie: mój wybór nie był taki oczywisty, ale zaraz po studiach związałem się z Politechniką Śląską. Nie zapomniałem jednak o zbrojeniówce: do OBRUM-u wróciłem po latach, już jako profesor. 

Skąd takie militarne zainteresowania? Spełnienie dziecięcych marzeń? 
Nie, bardziej pragmatyzm. Gdy kończyłem studia, politechnika kształciła specjalistów dla przemysłu zbrojeniowego, a ja wybrałem „maszyny specjalnego przeznaczenia” na wydziale mechanicznym i ten kierunek ukończyłem. 

Politechnikę zna pan od podszewki. Ale inaczej postrzega się uczelnię jako student, inaczej jako dziekan czy wreszcie rektor. 
Uczyłem się jej przez cały okres mojej pracy. To prawda, przeszedłem wszystkie szczeble zawodowej kariery, więc faktycznie znam uczelnię od podszewki. Dlatego w chwili, gdy rozpoczęła się transformacja, związana z wprowadzeniem nowej ustawy o szkolnictwie wyższym, wykorzystałem swoje doświadczenia, by w jak najlepszy sposób politechnikę zorganizować. Co więcej, spędziłem pół roku na bardzo dobrej duńskiej uczelni technicznej i miałem okazję obserwować, jak funkcjonują zachodnie szkoły wyższe. Chciałem, żeby Politechnika Śląska stała się właśnie takim europejskim liderem wśród uczelni technicznych. Stąd nasze działania związane z programami projakościowymi, zwiększaniem rozpoznawalności czy uzyskaniem statusu uczelni badawczej. Jesteśmy na dobrej ścieżce.

Panie rektorze, zarządza pan korporacją naukową. Jakie cechy w tym pomagają, a jakie przeszkadzają? 
To bodaj jeden z najtrudniejszych systemów do zarządzania: ilu pracowników, tyle pomysłów. Przede wszystkim staram się wsłuchiwać w bardzo różne głosy i opinie, ale też racjonalnie prezentować swoje decyzje i propozycje. Drugą, nie mniej ważną kwestią, jest otaczanie się osobami z pasją, chcącymi działać i widzącymi w tym swój cel. To bardzo pomaga w zarządzaniu. Myślę też, że procentuje uczciwość w stosunku do ludzi. 

A co przeszkadza? 
Hmmm… mamy obecnie dość skomplikowaną sytuację. Zmieniła się ustawa o szkolnictwie wyższym, w tym praktycznie wszystkie przepisy regulujące pracę uczelni, jednak ludzie są przyzwyczajeni do funkcjonowania w starych trybach, na obowiązujących przez lata zasadach. Dlatego trzeba czasu, żeby zmiany zostały w pełni zaakceptowane, a to trudny proces. Mamy zatem dość dużą bezwładność systemu, ale wszystko zmierza w dobrą stronę. Zauważam to szczególnie teraz, gdy zespoły badawcze, studenci, pomimo tego, że większość pracuje zdalnie, włączają się do walki z epidemią. 

Rok 2019 był dla politechniki bardzo dobry, przede wszystkim ze względu na zdobycie statusu uczelni badawczej. Czy to była trudna ścieżka, jak wyglądało wyznaczanie pól badawczych i z czego musiał pan, jako rektor, zrezygnować? 
Już w 2016 roku przygotowaliśmy strategię rozwoju uczelni. Mówię w liczbie mnogiej, bo zajmował się tym zespół złożony z prorektorów, dziekanów, dyrektora administracyjnego oraz kwestora. To wówczas wyznaczyliśmy sobie główne cele – przede wszystkim ten, który uczyni Politechnikę Śląską uczelnią rozpoznawalną na rynku międzynarodowym. Postawiliśmy na ludzi, programy projakościowe, inwestowanie w rozwój badań naukowych. Pod koniec 2019 mieliśmy już takich programów ponad dwadzieścia, i to z bardzo różnych obszarów, dlatego gdy ogłoszono konkurs „Inicjatywa doskonałości – uczelnia badawcza”, wynikający z ustawy o szkolnictwie wyższym i nauce, niejako w naturalny sposób rozwinęliśmy mechanizmy już wcześniej na politechnice funkcjonujące. Innymi słowy, byliśmy dość dobrze przygotowani i było nam znacznie łatwiej, bo nie musieliśmy tych programów tworzyć od podstaw. 

Staraliśmy się także wykorzystać doświadczenia z zagranicznych staży, obserwacji tego, jak funkcjonują europejskie uczelnie. Nasz projekt wsparliśmy głęboką analizą mocnych i słabych stron, szans i zagrożeń, wykorzystując doświadczenia tych uczelni, które już taki proces miały za sobą i pomyślnie go przeszły. Wspieraliśmy się także opiniami i audytami międzynarodowych firm rankingowych, w tym między innymi instytutu przygotowującego ranking szanghajski. Mieliśmy oczywiście na to wszystko ministerialne dofinansowanie. 

Przygotowany przez Politechnikę Śląską projekt wynikał z jednej strony z czteroletnich doświadczeń we wdrażaniu strategii rozwoju uczelni, z drugiej – z doświadczeń innych uczelni. Co do oceny naszego wniosku – minister nauki przekazał ją w ręce zagranicznych ekspertów, było ich piętnastu i, co istotne, nie byli oni w żadnym zakresie związani z polskim systemem szkolnictwa. Eksperci bardzo szczegółowo analizowali każdą linijkę statutów i programów, przyglądali się każdej zadeklarowanej złotówce i wskazali 10 uczelni, w tym Politechnikę Śląską. Chciałem tylko przypomnieć, że ta dziesiątka to pięć największych polskich uniwersytetów, tylko cztery uczelnie techniczne i jedna medyczna. Znaleźliśmy się w prestiżowym gronie. 

Politechnika Śląska kończy w tym roku 75 lat. Gdyby miał pan wskazać kluczowe momenty w bogatej przecież historii uczelni, które to? 
Rok 1945, moment utworzenia. W mieście wcześniej należącym do innego państwa nie było szkoły wyższej i nagle rzucono pomysł stworzenia uczelni technicznej jako wsparcia dla przemysłu. A budowali ją, od podstaw, pasjonaci z Politechniki Lwowskiej. Przyjechali tu praktycznie tak, jak stali, wielu miało za sobą traumatyczne wojenne przeżycia. W Gliwicach stawiły się więc osobowości i osobistości naukowe, bardzo wiele ciekawych postaci, kadra najwyższego sortu. Zawsze mówię, że kapitał założycielski politechniki był znakomity, teraz staramy się go tylko dobrze spożytkować. Politechnika zaczynała od czterech wydziałów: mechanicznego, elektrycznego, inżynieryjno-budowlanego oraz chemicznego, choć początkowo miał być hutniczy, jednak nie udało się zebrać kadry. 

75-letnia historia obfitowała w trudne momenty – stan wojenny, strajki studenckie. Ważny był rok 1989, czas transformacji, kiedy całkowicie zmieniał się system szkolnictwa. Myślę, że takim bardzo przełomowym był i 2018, gdy po raz kolejny wprowadzono nową ustawę, całkowicie przebudowując kompetencje uczelni. To duża zmiana, trudny okres, do którego musimy się przyzwyczaić. 

No i wspomniany już status uczelni badawczej, będący szansą nie tylko na zmianę postrzegania Politechniki Śląskiej, ale i całego regionu. Musimy zbudować wizerunek Śląska jako miejsca odmienionego gospodarczo i technicznie. Nie ma już przemysłu ciężkiego i górniczego, jest zaawansowana technologia, w tym informatyczna, przemysł samochodowy. To, że po epidemii będzie kryzys, jest pewne, chcemy, by uczelnia stała się w tym czasie zapleczem technologiczno-naukowym, a także partnerem do współpracy dla przemysłu i innych uczelni. 

Mieszka pan na osiedlu, które powstało w latach 30., a wybudowano je za kadencji radcy budowlanego Karla Schabika. Wiem, że bardzo interesuje się pan historią Gliwic. Czy są jakieś szczególne historyczne miejsca, które lubi pan odwiedzać? 
Karl Schabik zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii Gliwic. Jego rozwiązania i układ urbanistyczny miasta są wzorcowe. Sądzę też, że wielu współczesnych urbanistów powinno z tej idei korzystać oraz uczyć się, jak projektować miasto ogród. Wprawdzie nie pochodzę z Gliwic, a z Jastrzębia, ale z Gliwicami miałem kontakt od najmłodszych lat: duża część mojej rodziny (babcia, trzech wujków i ciocia) po wojnie przeprowadziła się właśnie tutaj. Rodzina mieszkała w kamienicy na rogu Tarnogórskiej i Świętojańskiej. Babcia czasami zabierała mnie do centrum – dla mnie to był zupełnie inny świat. Jastrzębie miało swoją uzdrowiskową część, bardzo malowniczą, ale Gliwice zachwycały wielkomiejskością. Potem, już na studiach, odwiedzałem kolegę, który mieszkał na stancji przy ulicy Na Wzgórzu. Był maj, wszystko kwitło, było cudownie, no i zakochałem się w tej dzielnicy. Postanowiłem wtedy, że właśnie tutaj zamieszkam. Udało się to marzenie spełnić. 

W Gliwicach jest wiele miejsc pięknie wpisujących się w historię, pomijam układ urbanistyczny czy wspaniałe kamienice (o tym zresztą moglibyśmy z panią rozmawiać godzinami). Zresztą i kampus politechniki ma znane architektonicznie budowle, choćby Czerwoną Chemię, obecny budynek wydziału elektrycznego z wieloma zachowanymi detalami architektonicznymi, wreszcie budynek wydziału inżynierii środowiska i energetyki, dawne liceum von Eichendorffa. 

Bardzo lubię moją trasę dom – praca. Przemierzam ją dwa razy dziennie, przechodząc przez starówkę, która zmienia się z każdą porą dnia i roku. Lubię ją szczególnie rano, wtedy wygląda zupełnie inaczej, niż w godzinach szczytu. Klimat jest wówczas niepowtarzalny – czasami, gdy zauroczy mnie jakiś widok, robię zdjęcie telefonem. 

Co do historii, bardzo lubię okres dwudziestolecia międzywojennego i to zarówno jeśli chodzi o Gliwice, jak i Górny Śląsk. Zresztą, mój dziadek był żołnierzem osławionego regimentu Strzelców Bytomskich, niestety, zginął w obozie koncentracyjnym zaraz po wejściu wojsk hitlerowskich do Rybnika, gdzie mieszkał i pracował w policji państwowej. 

W młodości uprawiał pan judo. Czy jeszcze gdzieś się pan na matach wyżywa? 
Nie wiem, gdzie pani wygrzebała tę informację! Na studiach należałem do sekcji judo, moim trenerem był pan Garncarz, wielce zasłużona osoba dla AZS-u i śląskiego judo. Po studiach zarzuciłem tę dyscyplinę, ale trochę nurkowałem. Teraz biegam, choć w ostatnim czasie musiałem, ze względu na sytuację, ograniczyć ten rodzaj aktywności. Bardzo mi tego brakuje. No, ale został codzienny spacer. 

Jakie jest marzenie rektora, a jakie prywatnie Arkadiusza Mężyka?
Prywatnie – od czasu do czasu dobrze odpocząć. Móc skorzystać z wakacji, choć te najbliższe na pewno wszyscy spędzimy w domach. Mam szczęście, że mieszkam w najpiękniejszej dzielnicy Gliwic i teraz przydaje się niewielki ogródek. Jako rektor przede wszystkim chciałbym, żeby uczelnia się rozwijała, żebyśmy po siedmiu latach pracy ze statusem uczelni badawczej przeszli weryfikację i znowu znaleźli się wśród najlepszych. Jestem przekonany, że trudny czas przejdzie i będziemy się rozwijać jako uczelnia o międzynarodowych kontaktach oraz programach badawczych. 
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj