Za nami ogólnopolski strajk nauczycieli i pracowników oświaty. W piątek, 31 marca protestowali przeciw wprowadzanej reformie, która, ich zdaniem, będzie oznaczała chaos. Nauczyciele walczyli też o zwiększenie wynagrodzenia i obronę miejsc pracy, bo, jak mówią, w przeciągu kilku lat reforma edukacji może spowodować liczne zwolnienia. 
W Gimnazjum nr 4 przy ul. Asnyka w Gliwicach spośród 35 nauczycieli tylko jedna osoba nie przystąpiła do strajku. Przez cały dzień pedagodzy siedzieli w pokoju nauczycielskim, nie prowadzili zajęć. Zresztą nie musieli, bo żaden z gimnazjalistów w szkole się nie pojawił.

Ta reforma jest nieprzemyślana
– Czeka nas nieprzewidywalny chaos, który towarzyszyć będzie wprowadzanym zmianom – mówi Michał Bilczewski, polonista i informatyk w Gimnazjum nr 4. - Wszyscy, jak tutaj siedzimy, jesteśmy niezadowoleni z majstrowania przy oświacie. Czy minister Zalewska nie rozumie, że te rewolucyjne zmiany prowadzi się na żywym organizmie? Tego nie da się zrobić w tak krótkim okresie, jaki rząd sobie założył. My, nauczyciele, aby dobrze nauczać, potrzebujemy jedynie stabilizacji. I ją próbuje się nam brutalnie zabrać. Ta reforma jest kompletnie nieprzemyślana.

Bilczewskiemu wtórują inni. Maria Kania uczy matematyki, jest też wicedyrektorką szkoły. 
- Nauczanie przedmiotowe zaczyna się w klasach piątych. Jeśli już ktoś chciałby zmienić strukturę oświatową w Polsce, to najrozsądniejszym rozwiązaniem byłby system 4+4+4. Cztery klasy podstawówki, cztery lata gimnazjum i cztery szkoły średniej. 
  
Anna Janecka-Białek, nauczycielka historii: – Przy tworzeniu nowych podstaw programowych nikt nie słuchał nauczycieli. Pięćset stron uwag nie zostało zaakceptowanych przez ministerstwo. Nie zdążono ich nawet przeczytać. Wydawnictwa wysyłają nam teraz próbki podręczników, które przypominają te z lat 80. Nikt z nas nie wymyśliłby tak złej wersji reformy! Do głowy by nam nie przyszło, że można tak zmieniać polską oświatę. W takim pośpiechu, z takimi podstawami programowymi. Mam dziecko w klasie piątej, to jeden z trzech tzw. straconych roczników. Uczniowie w przyszłym roku będą się uczyli historii od środka. Teraz kończą materiał na 1989 roku, a w siódmej klasie zaczną od 1815. Są dwa wyjścia: albo trafią na nauczyciela, który będzie uzupełniał ich zaległości, albo takiego, który powie, że ma to wszystko w nosie.
                            
Obyś cudze dzieci uczył
- Boli nas, że przy okazji wprowadzania tej reformy jesteśmy przez niektórych obrzucani błotem – mówi Janecka-Białek. - Zarzuca nam się wygodnictwo i dbałość wyłącznie o własne interesy. A to bardzo krzywdzące. Reforma dopychana kolanem pewnie wejdzie w życie, ale jej wprowadzanie obciąży tylko i wyłącznie nauczycieli. Jak zwykle: ktoś wymyśla zmiany, a polski nauczyciel, podobnie jak w przypadku wprowadzania gimnazjum, naharuje się, narobi, żeby jak najmniej poszkodowane były dzieci. Są tacy, którzy mówią, że jest nam tak fajnie, pracujemy tylko 18 godzin tygodniowo, mamy dwa miesiące wakacji. A czy ktoś pomyśli, że będę musiała poświęcić kilka tygodni, by należycie przygotować się do nowych warunków nauczania? 

- Powstanie instytucja nauczyciela obwoźnego – zauważa Małgorzata Kwaśnica, która uczy geografii. - Nie będziemy mieli czasu na dobrą pracę z dziećmi, bo gros naszej aktywności pochłonie przemieszczanie się po mieście. Za trzy miesiące kończy się rok szkolny, a ja nie wiem, czy dalej będą miała etat i gdzie. W moim przypadku zapowiada się, że będę uczyła w trzech szkołach. Czy o to chodzi w tej reformie? 
Kania dodaje: - Wprowadzane zmiany w oświacie to zagrożenie zwolnieniami. Pani minister szermuje zapewnieniami, że nikt pracy nie straci. Być może, ale nauczyciele będą musieli szukać zatrudnienia w różnych szkołach. Dwie lekcje tu, pięć tam, trzy kolejne jeszcze gdzie indziej. Bolą mnie opinie, że nauczyciel to nieudacznik, który nic nie potrafi robić. 

Bilczewski przyznaje, że kiedy dwadzieścia lat temu wprowadzano w Polsce gimnazja, ZNP protestował. 
- Byłem wówczas bardzo negatywnie nastawiony. Ale w końcu wypracowaliśmy metodologię i nauczyliśmy się pracować z uczniem gimnazjalnym. I teraz się to burzy. W Europie jesteśmy w czołówce w zakresie nauczania gimnazjalnego. Owszem, każdy system potrzebuje korekt, ale nie rewolucyjnych zmian, dodatkowo robionych tak pośpiesznie. 
                             
Nie o przywileje nam chodzi
- Przeciwnicy strajku mówią, że walczymy tylko o zachowanie swoich przywilejów i dodatkowe pieniądze – mówi Bilczewski. - Powiem tak: rząd może już dzisiaj zlikwidować kartę nauczyciela, a my zaczniemy pracować na zasadach zapisanych w kodeksie pracy. Kiedyś sprawdzono, ile pracujemy. Mnie wyszło, że ponad 50 godzin tygodniowo. Zazdroszczę ludziom, którzy siadają wieczorem i oglądają telewizję. Ja w tym czasie albo sprawdzam klasówki, albo przygotowuję się do lekcji. Wolałabym 26 dni urlopu, który mógłbym wykorzystać np. w maju albo we wrześniu, kiedy wczasy są znacznie tańsze niż w lipcu czy sierpniu. 

Na koniec zapytałem rozmówców o wykształcenie i zarobki.
Anna Janecka-Białek: - Ukończyłam dwa kierunki studiów, pracuję 10 lat w zawodzie i mam 2,6 tys. zł na rękę.
Maria Kania: - Jestem nauczycielem 32 lata. Ukończyłam studia na politechnice, za sobą mam też trzy rodzaje studiów podyplomowych. Co miesiąc otrzymuję 3,3 tys. zł.
Michał  Bilczewski: - Uczę 31 lat, mam dyplom studiów uniwersyteckich i również studia podyplomowe, na trzech kierunkach. A na pasku co miesiąc niewiele ponad 3 tysiące.
                                                            
(san)

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj