Taki jest główny motyw wystawy fotografii Arkadiusza Branickiego. W trakcie tego wyjątkowego wydarzenia obecny będzie nie tylko fotografik, ale również jego muza Natalia Trafankowska – solistka baletowa z Teatru Wielkiego w Poznaniu.
Rozpoczęta w 2012 roku współpraca artysty-fotografa z artystką-tancerką zaowocowała powstaniem wielu znakomitych prac, nagradzanych na festiwalach i upowszechnianych poprzez autorskie kalendarze fotograficzne, które Branicki wybrał jako formę prezentacji swojej twórczości. - Tradycja kalendarzy ma już chyba z sześć, siedem lat. Chciałem zrobić kalendarz tylko dla najbliższych znajomych i sympatyków moich prac. Z czasem okazało się, że tych ostatnich przybywało, ale kalendarzy i tak robiłem niewiele. Każdy osobiście sygnuję i wysyłam. Mam awersję do rzeczy masowo produkowanych i we wszystkim co robię, staram się by były to rzeczy indywidualne, unikatowe. Czasem tworzę je całkowicie sam, czasem we współpracy z dużymi partnerami. Ciekawym przeżyciem była praca nad ubiegłorocznym kalendarzem wspólnie z firmą GATTA, a jeszcze ciekawsze tworzenie „polskiego Pirellego”, czyli kalendarza z firmą Virako. Chociaż świadomość, że w tym projekcie brali udział tacy giganci, jak Niedenthal, Horowitz, Pągowski czy Jodi Bieber, nieco mnie stresowała – mówi Branicki. 
 
Kalendarz na rok 2022, sygnowany i wydrukowany w ograniczonej ilości, zobaczymy na otwarciu wystawy. Za tegoroczny temat kalendarza fotografik wybrał dwanaście zdjęć powstałych na przestrzeni dziesięciu lat współpracy z Natalią Trafankowską. Jest to zarazem moment symboliczny, ponieważ artystka kończy właśnie karierę jako solistka baletowa. 
 
- Natalia to niezwykły człowiek. Trzeba ją poznać, aby to zrozumieć. Proszę pamiętać, że tworzenie obrazu fotograficznego to nie tylko „pstryk”, a kilka godzin wspólnej pracy, poszukiwań, również rozmów. Pamiętam doskonale naszą pierwszą sesję. I to, pod jakim byłem wrażeniem jej profesjonalizmu: skoncentrowanie na celu, upór w dążeniu… wiele mnie to nauczyło. I do tego wspaniałe opanowanie ciała, jakby każdy mięsień, każdy centymetr był całkowicie pod kontrolą jej woli. Jej energia powaliła mnie na kolana. Fotografując przeważnie po trzech godzinach jestem już zmęczony, a Natalia dopiero się rozkręcała i jej „co dalej robimy?” powodowało, że czułem się zawstydzony swoją słabością – wspomina Branicki. 
 
Taniec, według słów jej mamy towarzyszy Trafankowskiej od drugiego roku życia - podobno w telewizji zobaczyła koncert muzyki poważnej, która porwała ją do tańca. A robi to praktycznie wszędzie. Na jednym ze zdjęć, zrobionych późną jesienią, migawka aparatu uchwyciła ją w ogrodzie z liśćmi. - Moja pierwsza nauczycielka zaproponowała, abym zdawała egzaminy do szkoły baletowej. Pomimo tego, że zdecydowana większość mojej rodziny była przeciwna, mama ukradkiem zawiozła mnie na egzaminy, i zostałam przyjęta. Postawiliśmy więc rodzinę przed faktem dokonanym. I tak balet pochłonął mnie całkowicie. Świat tańca jest dla mnie jak powietrze i nawet w najtrudniejszych sytuacjach życiowych balet był moją ostoją – opowiada artystka. 
 
Warto wspomnieć, iż wkrótce minie dekada odkąd, w galerii prowadzonej przez Słabickiego, odbyła się pierwsza wystawa fotografii Arkadiusza Branickiego. 
Drugą odsłoną sobotniego wydarzenia będzie przegląd wszystkich zdjęć Natalii Trafankowskiej, które nie zmieściły się w kalendarzu, wykonanych przez Arkadiusza Branickiego. Pokaz odbędzie się zaraz po wernisażu, w restauracji „Good Place”.
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj