Rozporządzenie sobie, Gliwice sobie. W lipcu ubiegłego roku rząd obniżył pensje samorządowcom. W Gliwicach rozporządzenie w tej sprawie zdaje się raz działać, raz nie, w wyniku czego prezydent zachował pensję w nienaruszonym stanie. Teraz sprawie przyjrzy się nadzór prawny wojewody. 
Nowe przepisy posiadały moc do 8 listopada, gdy magistraccy urzędnicy zaproponowali radzie obniżenie poborów prezydenta do kwoty 10,940 zł brutto, czyli górnego limitu z rozporządzenia. Miesiąc później już jej nie miały. Na sesji 13 grudnia pojawił się projekt przywracający Zygmuntowi Frankiewiczowi poprzednią gażę, w wysokości ustawowo maksymalnej. 

Jak podano w uchwale, na pensję prezydenta składa się wynagrodzenie zasadnicze - 6,2 tys. zł oraz dodatki: funkcyjny - 2 tys. zł, specjalny - 3,085 tys. i za wieloletnią pracę w wysokości 1,24 tys. Łącznie to 12,525 tys. zł miesięcznie. 

Za pozostawieniem wynagrodzenia prezydenta bez zmian głosowało 20 radnych, pięciu (z PiS) wstrzymało się od głosu. 

Z uzasadnienia uchwały dowiadujemy się, że konieczność korekty jest wynikiem "wnikliwej analizy" przepisów. Konkluzja prawniczego wywodu stanowi, że w opinii autorów projektu, Rada Ministrów nie ma delegacji do ustalania stawki wynagrodzenia zasadniczego pracownikom pochodzącym z wyboru, w tym prezydenta, a jest to wyłączna kompetencja rady miasta. Ograniczenia wprowadzone rozporządzeniem mają dotyczyć jedynie wysokości dodatku funkcyjnego. 

Skąd diametralna zmiana interpretacji przepisów na przestrzeni zaledwie paru tygodni? Zapytaliśmy o to przewodniczącego rady miasta Marka Pszonaka, jako  wnioskodawcy uchwały idącej pod prąd rozporządzeniu. 

- To ja osobiście nabrałem wątpliwości w związku z pierwszą z uchwał. Przygotowali ją pracownicy bez mojego udziału. Druga powstała w porozumieniu z dyrektor urzędu oraz radcą prawnym rady. Ale również w pierwotnej zwrócono uwagę, że do obniżenia pensji dochodzi bez przesłanek merytorycznych. Zakres zadań i odpowiedzialności na stanowisku prezydenta nie uległ przecież zmianie. Nie ulega również wątpliwości, że piastuje je osoba o najwyższych kwalifikacjach. Nowy projekt to postawienie kropki nad "i"  - mówi Pszonak.

Teoretycznie na pierwszej linii oporu stanął przewodniczący rady. Ale można też założyć, że to wybieg dla uniknięcia niezręczności zabierania głosu we własnej sprawie. Dla każdego, kto zna zwyczaje w gliwickim samorządzie, jest jasne, że  o decyzji musiał wiedzieć wcześniej prezydent miasta. 

Zostawiając na boku zasadność zarzutów pod adresem kontrowersyjnego rozporządzenia, warto zauważyć, że jest ono aktem obowiązującym. W magistracie nie mają złudzeń, że uchwała utrzyma się w nadzorze prawnym. Czemu więc służy? 

- Ewentualne rozstrzygnięcie podważające uchwałę otworzy możliwość wyjaśnienia wątpliwości na drodze sądowej. Być może za naszym przykładem pójdą inne samorządy, bo rozporządzenie budzi  sprzeciw nie tylko w Gliwicach - mówi  Pszonak.

Decyzja utrzymująca dotychczasowe pobory prezydenta nie jest pierwszym działaniem gliwickich samorządowców przeciw obniżaniu pensji szefom miast i gmin. Na zakończenie poprzedniej kadencji radni skierowali do Trybunału Konstytucyjnego apel o zbadanie przepisów rozporządzenia z ustawą zasadniczą. Wielokrotnie na ten temat wypowiadał się krytycznie również sam Frankiewicz, nie tylko jako prezydent, ale również prezes Związku Miast Polskich. 

Cięcia pensji gospodarzom miast to kość niezgody między samorządami a rządem. Przedstawicie PiS twierdzą, że rozporządzenie jest odpowiedzią na oczekiwania społeczne. Zdaniem opozycji, obniżenie wynagrodzenia samorządowcom miało na celu przykrycie skandalu z nagrodami dla ministrów premier Beaty Szydło. W opinii przedstawicieli ZMP, rozwiązanie psuje też  państwo. Osoby o wysokich kwalifikacjach nie będą chciały podejmować zatrudnienia w samorządach, a w konsekwencji ucierpią obywatele.        

Uchwała gliwickiej rady trafiła do wojewody jeszcze w grudniu, ale nadzór prawny - jak nam przekazano - zajmie się nią dopiero w nowym roku.                        
(pik)
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj