- Jaki jestem? Jestem sobą! Mam swój styl życia, ubierania, poglądy. Cenię sobie bardziej praktyczność od elegancji i dobre relacje z ludźmi. Nie znoszę obłudy, zazdrości i lekceważenia. Moją zasadą życiową jest być dobrym człowiekiem, ale nie dać się przy tym zdołować i zwariować – mówi.
Urodził się 56 lat temu w Gliwicach i z kilkuletnią przerwą na naukę wierny jest naszemu miastu. – Dorastałem na Sikorniku, nieopodal SP 41. Miałem szkołę tak blisko, że mogłem do niej w papciach chodzić – śmieje się. - To był dobry czas. Godzinami graliśmy w piłkę na asfaltowym szkolnym boisku, jeździliśmy na rowerach, wyprawialiśmy się w okolice pobliskiego poligonu, a zimą zjeżdżaliśmy sankami na Wilczych Dołach.
W podstawówce fascynowała go geografia i historia (to za sprawą nauczycielki Aleksandry Mądry), a w wolnych chwilach lubił czytać… o statkach pożarniczych, okrętach i tematyce wojenno-morskiej. Był też współzałożycielem szkolnego kółka wędkarskiego
- Generalnie od dziecka uwielbiałem wodę - przekonuje. - Pływałem na basenie przy ul. Jasnej, a kiedy pierwszy raz - mając cztery lata - zobaczyłem morze, zakochałem się w nim bez pamięci. Do dziś uwielbiam spędzać wolny czas na polskim wybrzeżu.
Ten zachwyt Bałtykiem spowodował pewnie, że zamiast wybrać szkołę średnią na Śląsku wyjechał do Gdańska, by uczyć się w tamtejszym Technikum Budowy Okrętów „Conradinum”. - Mieszkałem w internacie i naukę łączyłem z realizacją moich zainteresowań – opowiada. - W tamtych czasach oczarowała mnie fotografia, która z czasem stała się moją życiową pasją. Robienie zdjęć to część mnie. Wkładam w to całe serce. W fotografii lubię spontan, improwizację i naturalność. Nie obrabiam wykonanych zdjęć. Nimi staram się dodawać ludziom radości, uważam że zdjęcia zachowują życie, a nie kradną duszy.
Gdańskie czasy to także jego aktywność turystyczna, ekologiczna i… głoszenie ewangelii. - Rajdy, wycieczki piesze po Kaszubach, działalność w młodzieżowym ruchu ekologiczno-pokojowym „Wolę Być”, który przeciwstawiał się m.in. dewastacji Bieszczad, czy budowie elektrowni atomowej w Żarnowcu oraz ewangelizacja. Z nią zetknąłem się po raz pierwszy w 1988 r. na festiwalu muzyki rockowej w Jarocinie - wylicza.
Po maturze pozostał na wybrzeżu i podjął pracę w nieistniejącej już Morskiej Stoczni Remontowej w Świnoujściu. Był tam niecały rok, bo diametralnie postanowił odmienić swoje życie i wstąpił do zakonu Salezjanów. Ten etap też nie trwał jednak długo, prawie rok. W czerwcu 1991 r. wrócił na Śląsk. Pracował m.in. w ZREMB-ie, KWK Gliwice, teraz zatrudniony jest w jednej firm na terenie Zabrze.
Jego praca zawodowa to jedno, drugie to wspomniana fotograficzna pasja. W ostatnich kilkunastu latach mało było imprez w mieście, które nie dokumentował aparatem. Mecze, koncerty i inne wydarzenia. On, aparat i rower, który jest jego znakiem rozpoznawczym. – Jednoślad jest najwygodniejszym środkiem transportu – przekonuje. – Mniej szpanu, a więcej zdrowia. Wychodzę z założenia, że rowerem mam dojechać, a nie się na nim zajechać. Kiedy odwiedzam stare kąty nad Bałtykiem i jadę tam pociągiem, zawsze biorę ze sobą mój bicykl.
Poznajcie ulubione miejsca w naszym mieście Wojtka Barana, gliwickiego fotografa na rowerze.
(s)
Gliwiczanin, lat 56. Absolwent prestiżowego Technikum Budowy Okrętów „Conradinum” w Gdańsku. Słynny gliwicki fotograf na rowerze. Jedna z najbardziej rozpoznawalnych i lubianych osób w naszym mieście.


Komentarze (1) Skomentuj
Wojtek, jesteś jaki jesteś ale gdyby Ciebie nie było, byłoby pusto. Trzymaj się. Pomorze.