Zaczęła od marginesów w szkolnych zeszytach. Tak, podczas lekcji w podstawówce, ćwiczyła swoją kreskę, która dziś jest jej znakiem rozpoznawczym. Charakterystyczne są zaś dla niej prostota, detale i… poczucie humoru. Dominika Tobor, studentka Politechniki Śląskiej, ma już za sobą w rysunku pierwsze sukcesy, a marzy o ilustrowaniu książek.  
Porównuję ją na przykład do Andrzeja Mleczki i nie przesadzam. Jej styl jest tylko inny. Rysunki 23-letniej studentki czwartego roku architektury na Politechnice Śląskiej są niezwykle oryginale i mają do siebie to, że im dłużej się na nie patrzy, tym więcej się w nich dostrzega. Chodzi o detal, którego najczęściej nie widać za pierwszym razem. Za drugim, trzecim pojawia się jakby olśnienie: „o, tego nie widziałam!”. 

Dominika ma charakterystyczną kreskę. Jej postaci są maksymalnie uproszczone. Dajmy na to, twarze – bez rysów, ust, nosów, z oczami jedynie w postaci zwykłych kropek. Mimo to każda inna, wyraźnie odróżnić można męską od damskiej. Różni je kształt głowy czy fryzura. Takie podejście do tematu powoduje, że osoby czy zwierzęta wzbudzają na ustach odbiorcy uśmiech (jak krowy z szyjami w postaci cienkich nitek).  

Dominika Tobor znalazła najwyraźniej granicę między detalem a uproszczeniem. Rysuje zawsze piórem lub cienkopisem, zawsze w kolorze czarnym. Ołówek odrzuca całkowicie jako ten, który pozwala na brak perfekcji. Bo dopuszcza popełnienie błędu – jest przecież gumka, która ów błąd skoryguje, a rysownikowi da poczucie luzu. A w profesjonalnym rysunku na ten luz pozwolić sobie nie można. Dominika tłumaczy, że rysować warto tak, by cały czas panować nad linią. I patrząc na prace 23-latki przyznać trzeba: nauczyła się tej niełatwej sztuki panowania nad kreską, którą uznała też za świetny element wypełniający postaci czy przedmioty. 

Układanka w Polin 
Lubi projekty wykonywane ręcznie. Jej zdaniem, są bardziej czytelne niż te robione w komputerowych programach. Kiedy bowiem do projektu dodaje się człowieka, dzięki „ręce” praca nabiera jakby bardziej ludzkiego wymiaru. Co oczywiście nie oznacza, że studentka nie radzi sobie z inną formą. 

Jej komputerowo wykony projekt doceniło jury ogólnopolskiego konkursu organizowanego przez Polin – Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie. Zadaniem uczestników było artystyczne  zobrazowanie (w formie grafiki, filmu lub fotografii) powodów, dla których ludzie odwiedzają Polin. Trzeba to było zrobić na podstawie jednej z wielu kartek, jakie zwiedzający zostawili w muzeum. 

Dominika Tobor zajęła trzecie miejsce za plakat „Układanka”. W formie rozrzuconych puzzli przedstawiła historię dwóch narodów, żydowskiego i polskiego, układającą się w spójną całość, jako że obie nacje żyły obok siebie niemalże od zawsze. Historię postrzeganą często jako dwa odrębne, niemające ze sobą wiele wspólnego, nurty. Dominika chciała uświadomić, że przeszłość Polaków i Żydów jest jednak spójna, zaś jej rozdzielanie to zabieg sztuczny. Wielu Żydów jest przecież Polakami, a Polaków – Żydami. 

„Układanka” pozwala odkryć brakujący element historii polsko-żydowskiej. Tobor wymyśliła plakat, na którym część puzzli ma gwiazdę Dawida, a część jest biało-czerwona. Wszystkie te elementy układanki rozchodzą się, gdzieś gubią. W samym centrum projektu widać jednak jeden element wyróżniony, łączący oba symbole. I takie właśnie „łączące” jest Polin, ukazujące historię Żydów polskich. 

SPA dla krów
Wiele projektów Dominiki jest radosnych. Pokazuje, że autorka ma spore poczucie humoru. Mój ulubiony to spa dla krów, zadanie, jakie otrzymała na trzecim semestrze studiów. Prowadzący, dr Jerzy Wojewódka, polecił swoim studentom opracowanie domków jednorodzinnych. Założeniem było, że każdy z domów miał mieć jakąś szczególną cechę. 

Dominice trafiło się właśnie spa dla krów. Zatytułowała pracę „Krowa też człowiek” i założyła, że zwierzę nie jest do domu dodatkiem, ale cały dom opiera się właśnie na nim. I tak krowa stała się podstawą funkcjonowania budynku: źródłem energii, pożywienia, pieniędzy oraz pozytywnych emocji. 

Ważnym elementem stały się na przykład... krowie „placki”, na nich oparto cały system energetyczny. A wygląda to mniej więcej tak: krowa daje kupę, kupa idzie do odpowiedniego bioreaktora, który dostarcza energii i ciepła, dom dodaje do tego odpady gospodarcze, w bioreaktorze powstaje nawóz, ten trafia na pole, pole z kolei „produkuje” odpady rolnicze (te również trafiają do systemu bioreaktora), prócz tego żywi krowy.

Dom powstał na zasadzie dawnych wiejskich chałup, podzielonych na dwie części – dla ludzi i zwierząt. Ten z projektu Dominiki jest jednak uproszczony i nowoczesny, część mieszkalna oddzielona została od obory szkłem. A co to jest za obora! Krowa wchodzi na taśmę i jest, kolejno, myta, suszona, szczotkowana z boku i z góry. Potem czeka na nią korytko z jedzeniem i wodą. 

I to jeszcze nie wszystko. Zbudowany z drewna, gliny oraz słomy dom po czasie zapadnie się, rozłoży w sposób ekologiczny. Jednym słowem: ekologia. Projekt jest wprawdzie mocno utopijny, ale Dominika twierdzi, że potencjalnie, gdyby krów była odpowiednia ilość, taki system miałaby szansę, by zadziałać.

Hamlet mieszka w bloku, kaplica rośnie w lesie
Dominika lubi swoje studia. To jeszcze ten czas, kiedy może projektami się bawić, bo nie stoi nad nią „poważny inwestor”. Owszem, w zaliczeniowych pracach muszą zostać zachowane zasady co do skali, wymiarów czy proporcji, ale prócz tego panuje spora dowolność, a wyobraźni można używać do woli. 

Sporo w pracach Dominiki, tych prywatnych, stworzonych w czasie wolnym, budynków. Jak blok, w którego mieszkaniach, przez otwarte okna, widać Hamleta z czaszką w ręku czy przeprowadzającego doświadczenia Einsteina. Czasem pojawia się i postać samej autorki (Dominika umieściła siebie na przykład w projekcie spa). 

Lubi wplatać budynki, szczególnie te znane, w przestrzeń, która z jakichś powodu z tymi budowlami jej się kojarzy. I tak słynna modernistyczna kaplica w Ronchamp skojarzyła się z grzybem, więc umieszczona została lesie, wśród grzybów właśnie i leśnych stworzeń. Podobnie z londyńskim budyniem St Mary Axe, stojącym w City. Jego kształt przypomina Dominice rakietę, więc rysowniczka odpowiednio go przetworzyła i… wysłała w kosmos.     

Dominika ma za sobą projekt, która wykonała na zamówienie jednego z lokali gastronomicznych w Bytomiu – jej rysunki zdobią letni ogródek. Tworzy też rysunki na kubkach, filiżankach, pocztówkach. 

A marzą jej się ilustracje do książek – jak w słynnych przygodach Mikołajka tworzył Jean-Jacques Sempe. 

Zachęcamy do odwiedzenia profilu Dominiki Tobor na Instagramie.  

(sława)


    
 

 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj