Ciekawa świata, otwarta na ludzi. Razem z mężem 9 lat temu otworzyli Marinę Gliwice, miejsce przyjazne entuzjastom turystyki wodnej. Rejsy statkami wycieczkowymi, obcowanie z naturą, historią. Zaskakujące piękno w środku górnośląskiej aglomeracji. Poznajcie miejsca ważne w Gliwicach dla Ewy Sternal, właścicielki Mariny Gliwice, miejsca wyjątkowego na mapie regionu.
Urodziła się wprawdzie w Kaliszu, ale całe życie związana jest z Gliwicami. Dorastała na Sikorniku. -Cudowny czas - wspomina. -Wiele przyjaźni szkolnych, podwórkowych i harcerskich. Z tej ostatniej mam zresztą męża – Czesława (śmiech). Pamiętam zimowe eskapady na Wilcze Doły, na których zjeżdżało się na sankach, a nieodśnieżona ul. Pliszki idealnie nadawała się do jazdy na łyżwach.

Po podstawówce, wzorowa uczennica SP 41, wybrała LO nr 1. Trochę potem żałowała, bo jak mówi, tej szkole (w przeciwieństwie np. do LO 5) brakowało trochę duszy.

W dzieciństwie spędzała wakacje u dziadka w Kaliszu. Zapalony ogrodnik zaszczepił w niej miłość do natury. -Starałam się tę pasję rozwijać i po maturze poszłam na Akademię Rolniczą w Krakowie, ale po pierwszym semestrze przekonałam się, że nie był to najlepszy wybór. Wróciłam na Śląsk i zaczęłam studia na Wydziale Biotechnologii Politechniki Śląskiej.

W tzw. międzyczasie urodziła córkę i niemożliwym stało się pogodzenie codziennej nauki, wykładów z wychowywaniem dziecka. Przeniosła się na studia zaoczne, na kierunek bliski jej dzisiejszymi zainteresowaniom zawodowym: zaopatrzenie w wodę na wydziale inżynierii środowiska. -Jestem inżynierem ds. zaopatrzenia w wodę, utylizacji ścieków i odpadów – uśmiecha się.

Dyplom nie przydał się jednak w rozkręceniu biznesu. -Rodzinnie zawsze żeglowaliśmy, syn nawet startował w regatach, ale na pomysł powstania Mariny wpadliśmy trochę z przymusu. Mąż stracił pracę pod koniec 2011 roku i poszukiwał sensownego zajęcia. Po różnych doświadczeniach związanych z turystyką wodną, uznaliśmy, że to ona może ​​być ciekawym sposobem na życie i zarabianie pieniędzy, tym bardziej, że w Gliwicach mieliśmy zapomniany trochę port i szlak wodny, czyli Kanał Gliwicki. Postanowiliśmy spróbować otworzyć marinę. Liczyliśmy na dofinansowanie do naszego interesu, ale ostatecznie musieliśmy się obejść smakiem.

Otwarciu obiektu, w kwietniu 2012 r., towarzyszyło niesłychane zainteresowanie. Do portu przyjechały ogólnopolskie media. Tłumy ciekawskich. - Wcześniej zawarliśmy umowę z władzami portu, zbudowaliśmy niezbędną infrastrukturę, kupiliśmy 5 małych łódek motorowodnych do wypożyczalni - wylicza. -Początek był obiecujący. Potem okazało się jednak, że niekoniecznie ludzie chcą takiej formy turystyki wodnej. Przeorientowaliśmy nasze myślenie i postawiliśmy na większe jednostki, chociaż w w pandemii powróciło zainteresowanie indywidualną turystyką. Pewnie dlatego, że pozwala ona we wąskim gronie odkrywać świat. Jeśli ktoś jest chętny, bez problemu przeszkolę. 

W 2014 zamówili pierwszy mały statek Samba, a po dwóch latach kolejny - Foxtrot. To był strzał w dziesiątkę. -Organizujemy rejsy turystyczne, ale także tematyczne (muzyczne, kulinarne, rowerowe) - opowiada. -Najdłuższe do Kędzierzyna-Koźla i Krapkowic,​ przez marinę w Ujeździe, ale są też krótkie wyprawy, np. przez śluzę do Łabęd. Bardzo popularny jest rejs do kolonii kormoranów. Każdego roku przyjeżdżają do nas tłumy turystów.
Marina Gliwice i turystyka wodna, to nie tylko jej praca, ale także niesłabnąca pasja. -Uwielbiam spędzać czas na wodzie, bo podążając ​w nieznane zawsze szukam inspiracji.

Ewa Sternal 
Lat 51. Gliwiczanka. Absolwentka Politechniki ​Śląskiej,​na Wydziale Inżynierii Środowiska. Współwłaścicielka mariny w Porcie Gliwice na Kanale Gliwickim. Dzięki jej zaangażowaniu ten szlak wodny staje się miejscem popularnych wycieczek, nie tylko dla okolicznych mieszkańców, ale ludzi z całej Polski, a nawet świata. To tutaj w 2016 r. przypłynęła łódź ze Szwajcarii.

SPACEROWAŁ ANDRZEJ SŁUGOCKI,
FOTOGRAFOWAŁ MICHAŁ BUKSA

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj