Pracowity, sumienny, aktywny społecznik. Czuje się Ślązakiem i taką narodowość zadeklarował w spisie powszechnym. - Ta lokalna, czy szerzej regionalna tożsamość jest dla mnie ważna. Ubolewam, że z biegiem lat słabnie ona na Górnym Śląsku – zauważa.
Nie jest rodowitym gliwiczaninem. Urodził się w Wodzisławiu Śląskim, a część swojego życia spędził w podwodzisławskich Czyżowicach, gdzie ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu była jazda na rowerze. Nauka przychodziła mu z łatwością, pewnie dlatego, że rodzice, nauczyciele matematyki, umiejętnie motywowali go do tego. - Gdzieś się tam ocierałem o bycie kujonem – wspomina z uśmiechem.
Podstawówka, gimnazjum, liceum o kierunku matematyczno-fizycznym i matura. Wybór uczelni wydawał się być naturalnym – Politechnika Śląska. - Początkowo chciałem studiować architekturę, ale po roku intensywnego kursu rysowania uznałem, że to jednak nie to i wybrałem informatykę - mówi. - Studia były trudne i wymagające, a nie wszystkie przedmioty ciekawe. Główną atrakcją były weekendowe wypady pociągiem na dyskoteki do Katowic (śmiech).
Już pod koniec nauki, podobnie jak inni jego koledzy z roku, zaczął pracować w branży informatycznej. Po obronie dyplomu pozostał na uczelni. Łączył pracę nauczyciela akademickiego z posadą programisty w firmie Future Processing, w której zatrudniony jest po dziś dzień. Po trzech latach zrezygnował z pracy na politechnice. Pozostał jednak w Gliwicach, którym wierny jest po dziś dzień. - Mieszkam już tutaj 15 lat, założyłem rodzinę. Lubię Gliwice, ale uważam, że wiele rzeczy należałoby tu zrobić inaczej i stąd moje zaangażowanie w działalność społeczną – przekonuje.
Jako zapalony rowerzysta, dla którego jednoślad jest głównym środkiem transportu, zaczął zauważać niedociągnięcia w infrastrukturze przeznaczonej dla gliwickich cyklistów. - Moje zaangażowanie zaczęło się od wysłania maila do Zarządu Dróg Miejskich w sprawie poprawy oznakowania ścieżki rowerowej nieopodal firmy, w której pracuję - opowiada. - Równolegle dowiedziałem się, że w mieście istnieje stowarzyszenia, które kiedyś nazywało się Gliwicka Rada Rowerowa, a dziś nosi nazwę Rowerowe Gliwice. Zacząłem w nim działać. Dwa lat później wybrano mnie prezesem. Najogólniej rzecz ujmując nasza praca opiera się na dwóch filarach. Pierwszy to wpływanie na politykę rowerową w mieście i wskazywanie władzy koniecznych zmian w tych obszarach, drugi to organizacja imprez promujących szeroko rozumianą cyklistykę.
Działalność w Rowerowych Gliwicach popchnęła go w kolejny nurt aktywności społecznej. - Od dziewięciu lat mieszkam na Sikorniku i postanowiłem robić coś pożytecznego dla tamtejszej społeczności - wyjaśnia. - Wystartowałem w wyborach do rady dzielnicy i jestem członkiem tego gremium.
Wolne chwile lubi spędzać aktywnie. Cyklicznie startuje w imprezach biegowych, a w najbliższą niedzielę czeka go najpoważniejsze do tej pory wyzwanie – start w półmaratonie. - Impreza wybrana nieprzypadkowo – Maraton Śląski – uśmiecha się szeroko.
(s)
Komentarze (0) Skomentuj