Inżynier chemik z wykształcenia, rolnik i ogrodnik z wyboru. Nauczyciel i trener organizacji pozarządowych. Potrafi zaprząc konia do pracy na polu, ma też prawo jazdy na traktor. Aktywistka o wielkiej wrażliwości, która zaraża społecznym działaniem kolejne pokolenia młodych gliwiczan.

Urodziła się 67 lat temu w Chorzowie, ale swoje beztroskie – jak podkreśla - dzieciństwo spędziła w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie jej rodzice znaleźli pracę. - Mama była lekarzem w szpitalu psychiatrycznym, który był niezwykle pięknie położony – wspomina. – Skąpany w zieleni, otoczony starym parkiem, sadami i polami. Cudowne miejsce. Ojciec miał przydomową pasiekę. Dorastając w takim otoczeniu nie przypuszczała pewnie, że spora część jej życia będzie związana z ciągłym obcowaniem z naturą i „dłubaniem w ziemi”.
Kiedy miała 12 lat, rodzice zdecydowali się wrócić na Śląsk. Zamieszkali w Tychach. Po maturze, w 1968 roku, przyjechała do Gliwic studiować chemię na Politechnice Śląskiej.

Na ostatnim roku wyszła za mąż za kolegę z wydziału, urodziła dziecko. Jeszcze studiując, marzyła o pracy w dużym kombinacie petrochemicznym. Życie przynosi jednak rozmaite niespodzianki. – Mój teść miał na Kujawach spory kawałek ziemi, a czasy gierkowskie sprzyjały rolnikom - opowiada. - Postanowiliśmy z mężem, że niczym pionierzy wyjedziemy na północ i będziemy uprawiać ziemię. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale rolnikami i tak zostaliśmy. W 1978 r. wydzierżawiliśmy 1,5 ha ziemi w Łabędach i… okazało się, że nie tylko nie mamy wiedzy oraz doświadczenia, ale też żadnych narzędzi.

Powoli zaczęli się uczyć rolnictwa. Miejscowi wołali na nich „sztudenty”. Mąż pracował na etacie w Polskiej Akademii Nauk, ona zajmowała się uprawą. Posadzili pierwsze warzywa, potem kolejne. Wzięli kredyt. Wsparcie maszynowo-techniczne znaleźli w kółku rolniczym. – Przez 15 lat byłam rolnikiem – mówi z dumą. - Potem kilka kolejnych „badylarzem”. Kupiliśmy spory kawałek ogrodu i  postawiliśmy tunele foliowe. Z sąsiadem hodowaliśmy tam kwiaty cięte. Ale i to się skończyło.

W latach 80. poznała Jana Sznajdera, prezesa gliwickiego koła Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta. Intensywnie zaangażowała się w działalność społeczną. W 1993 roku, wspólnie z kilkoma społecznikami, założyła Centrum Inicjatyw Społecznych.

Otwórzcie galerię zdjęć i poznajcie miejsca ważne dla Joanny Sarré, gliwickiej społeczniczki.

                                                       

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj