Silna, twarda, ale sporo w niej kobiecej wrażliwości. Uwielbia spędzać czas ze swoją rodziną.
Odpowiedzialna, kreatywna, odważna, ale też wrażliwa. Uwielbia zwierzęta (sama ma dwa koty, a do niedawna również owczarka collie) i naturę. 
Poznajcie miejsca ważne w Gliwicach dla Magdaleny Budny, wieloletniej radnej, wcześniej dyrektorki Domu Dziecka nr 2, sekretarza powiatu a obecnie prezeski miejskiej spółki.
Gliwiczanka z urodzenia. Wychowywała się w kwartale ulic Warszawskiej, Świętojańskiej, Gierymskiego i św. Andrzeja. - Mieliśmy cudowne i bezpieczne podwórko z mnóstwem zieleni i czereśnią, na którą latem się wspinaliśmy i pałaszowaliśmy owoce -  wspomina. - Pamiętam, jak budowaliśmy namioty z koców, zabawy w dom, sklep, szaleńcze jazdy na rowerze i wrotkach, bo samochodów w czasie mojego dzieciństwa było jak na lekarstwo.
W młodości trenowała szermierkę i to sport ukształtował jej charakter. - Jestem silna i twarda, ale też sporo we mnie kobiecej wrażliwości. Jestem czuła na krzywdę innych i otwarta na niesienie pomocy. Pewnie dlatego postanowiłam po maturze studiować resocjalizację na Uniwersytecie Śląskim – tłumaczy. 

Po studiach kilka miesięcy nie pracowała. - Kiedyś przypadkowo przechodziłam ulicą Zygmunta Starego i przystanęłam przed bramą prowadzącą do Domu Dziecka nr 2.  Pomyślałam, może wejdę i zapytam o pracę? Okazało się, że pani dyrektor, śp. Maria Kula, poszukuje wychowawcy. Wtedy nie przypuszczałam, że z tym miejscem zwiążę się na długie 28 lat.

Od razu została rzucona na głęboką wodę, dostała najstarszą i najtrudniejszą grupę wychowanków. Jak mówi, była to dla niej niezła szkoła życia. Trzynaście lat pracowała jako wychowawca, a potem przez sześć jako dyrektor placówki (2000-2006 r.), która przeszła ogromną metamorfozę. I nie chodzi tu wyłącznie o efektowne remonty, ale przede wszystkim o otwarcie domu dziecka na środowisko lokalne, a nawet ogólnopolskie. - Zaczęliśmy organizować dni otwarte, bo gliwiczan interesowało, jak mieszkają nasi podopieczni - mówi. - Dzieci piekły ciasta i częstowały gości. Jakie one były dumne, kiedy je zewsząd chwalono. Potem zrodziła się idea jeszcze szerszego wychodzenia na zewnątrz. Postanowiliśmy robić koncerty charytatywne. Zrobiliśmy ich pięć, jeden na placu Krakowskim, cztery na kąpielisku Leśnym. Zawsze mogliśmy liczyć na ludzi dobrego serca, którzy nam pomagali w organizacji. Co roku przyjeżdżali do nas najlepsi polscy muzycy: Perfect, Myslovitz, T.Love, występowali za darmo. Ależ to były widowiska, szczególnie to z 2004 r., związane z wejściem Polski do Unii Europejskiej. Kilkanaście tysięcy ludzi było na Leśnym! Wymyślaliśmy też inne rzeczy. Wspólnie z wychowawcą Wojtkiem Kijewskim stworzyliśmy w naszym domu klub piłkarza i zapraszaliśmy najwybitniejsze osobowości polskiego futbolu. Jeździliśmy z dzieciakami na zawody sportowe, z których przywoziły one naręcza medali. Zawsze chcieliśmy, aby nasi podopieczni nie czuli się gorsi od swoich rówieśników i z dumą mogli przekraczać próg domu dziecka. 

W 2006 r. prężnie działającej dyrektorce miejskiej jednostki oświatowej prezydent Zygmunt Frankiewicz zaproponował start w wyborach samorządowych. Choć umieszczono ją na jednym z końcowych miejsc na liście wyborczej, ku ogromnemu zdziwieniu wielu osób dostała się do rady miasta. Radną była 12 lat. 

Praca radnej wymusiła oczywiście konieczność rezygnacji z funkcji dyrektora domu dziecka. Nie  zerwała jednak związków z tą placówką, bo na kilka lat była w niej wychowawcą. 

Tę pracę łączyła od 2007 r. z funkcją sekretarza powiatu gliwickiego. W starostwie spędziła 12 lat. - Bardzo ceniłam sobie, że jako dyrektor tego urzędu mogłam kreować jego wizerunek, realizować rozmaite projekty. To był bardzo ciekawy czas w moim życiu zawodowym. 

Mocno stawia na rozwój osobisty (właśnie robi czwarte studia podyplomowe), lubi nowe wyzwania i aktywności. Dlatego, kiedy pojawiła się propozycja objęcia fotela prezesa Przedsiębiorstwa Składowania i Utylizacji Odpadów, długo się nie zastanawiała i od roku stara się nadać tej spółce nową jakość. 

Odpoczywa aktywnie. Zimą narty (nauczyła się na nich jeździć po czterdziestce!), latem rower, rolki, wrotki i przydomowy ogród. Pasjonuje ją również malarstwo impresjonistyczne. Uwielbia spędzać czas z mężem, dziećmi i czworgiem wnucząt.

SPACEROWAŁ ANDRZEJ SŁUGOCKI,
FOTOGRAFOWAŁ MICHAŁ BUKSA

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj