Człowiek zakochany w Brzezince. Adwokat, strażak, lotnik, a nade wszystko społecznik, który nie potrafi usiedzieć na miejscu. - Jestem niespokojnym duchem, który nigdy się nie nudzi – uśmiecha się.

Dorastał na Trynku w czasach, kiedy ta dzielnica nie należała do najspokojniejszych w Gliwicach. - Dzieciństwo wspominam z wielkim sentymentem. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy na podwórku. Ale była też Stacja Młodego Technika przy Rybnickiej, ministrantura w parafii św. Michała, kółka zainteresowań w szkole, harcerstwo – wylicza.

Po podstawówce (nr 26) wybrał prestiżową „piątkę”. Podkreśla, że czasy licealne wspomina najlepiej. - W latach 80. „piątka” była miejscem niezależnej myśli, takiego fermentu intelektualnego mówi. - Na przerwach kolportowaliśmy „bibułę” i inne wydawnictwa podziemne. Pamiętam spontaniczne wyjazdy do Teatru Starego w Krakowie. Były też nieprzyjemne przygody. Pewnego czerwcowego dnia 1984 r. jako wróg władzy ludowej zostałem wyprowadzony ze szkoły przez dwóch smutnych panów z SB. Siedemnaste urodziny spędziłem na komisariacie przy Akademickiej, z którego wywieziono mnie do poprawczaka. Na mocy lipcowej amnestii wyszedłem po miesiącu do domu.

Łatka wichrzyciela spowodowała, że służba bezpieczeństwa wciąż się nim interesowała i zamierzała uprzykrzać mu życie. - Musiałem zmylić ich trop - opowiada. - Po maturze ogłosiłem, że idę studiować historię na Uniwersytecie Jagiellońskim po czym w ostatniej chwili złożyłem papiery na prawo w Katowicach. Po latach przeglądając swoją teczkę w IPN widziałem pismo skierowane do władz „Jagiellonki”, żeby mnie przypadkiem tam nie przyjęto.

Studia były wprawdzie wymagające, ale znajdował też czas na dobrze płatną pracę w spółdzielniach studenckich. - Do dziś mam jeszcze w nozdrzach zapach lizolu, którymi myłem toalety w stojących na gliwickiej bocznicy wagonach – śmieje się.

Po studiach jako doradca prawny obsługiwał wiele firm. Kiedy zdał aplikację adwokacką zaczął pracę na własny rachunek.
Osobną płaszczyzną jego działań jest aktywność społeczna. W latach 80. zaangażowany był w Ruch Oazowy Światło-Życie, przez lata współorganizował słynny gliwicki festiwal Cantate Deo. Pomagał też przy Dniach Muzyki Organowej.

W 2003 r. przeprowadził się do Brzezinki i niemal od razu zakochał się w tej dzielnicy. - Kapitalni ludzie, piękne otoczenie – podsumowuje. - Chciałem się zaangażować w życie tej dzielnicy i wpadłem na pomysł utworzenia straży pożarnej. Pociągnąłem za sobą ludzi i od słowa przeszliśmy do czynów. W przyszłym roku będziemy świętowali jej 10-lecie. Szkolimy młodzież, powołaliśmy klub honorowych dawców krwi.
Jego współudział w stworzeniu straży spowodował, że stał się osobą na tyle rozpoznawalną w Brzezince, że ludzie szukając pomocy w różnych sprawach odwiedzali go w domu. Ten fakt przełożył się z kolei na jego kolejną aktywność w radzie dzielnicy, w której pełni funkcję przewodniczącego. - Cieszę się, że wiele spraw udało nam się załatwić dla mieszkańców. Wspomnę tylko o budowie ronda, placu zabaw czy też działalności naszego klubu sportowego.

Wolny czas spędza aktywnie – rower, narty, podróże. Czasem lubi polatać (ma licencję pilota), bardzo dużo czyta, szczególnie literatury historycznej.

Tomasz Włoczyk. Lat 55. Absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Śląskiego. Adwokat i społecznik. Współzałożyciel Ochotniczej Straży Pożarnej w Gliwicach-Brzezince i jej prezes, Stowarzyszenia Mieszkańców „Brzezinka” oraz tamtejszej rady dzielnicy, w której pełni funkcję przewodniczącego. Jest członkiem rady programowej Międzynarodowego Festiwalu Dni Muzyki Organowej. W niedalekiej przeszłości zasiadał w zarządzie Aeroklubu Gliwice. (s)

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj