Klubów, w których można potańczyć, pośmiać się na stand-upie czy wziąć udział w koncercie nie ma w Gliwicach wiele, choć – trzeba przyznać – ostatnio pojawiają się takie, których obecność warto odnotować. Tak jest z Powstańczą – miejscem dedykowanym rozrywce, które wyróżnia się tym, że ze ścian na bawiących się ludzi patrzą śląscy powstańcy.

To nie są typowe wnętrza

Pierwsza Powstańcza otwarta została na rybnickim Rynku i to tam narodził się pomysł na nazwę nawiązującą do powstań śląskich. Trudno dziś powiedzieć, czy wynikało to z zainteresowania walkami  lokalnej ludności o polskość, czy raczej z chęci nawiązania do trudnej historii Śląska.
Potem w regionie otwartych zostało kilka lokali pod tym samym szyldem, jednak ostatecznie – po pandemii – ostały się dwa: w Rybniku i w Gliwicach. Gliwicka Powstańcza otwarta została w listopadzie ubiegłego roku. Przez kilka miesięcy trwał remont. Pomieszczenia były dość mocno zaniedbane i – jak mówi obecny właściciel – zapomniane przez boga i ludzi. Realizacja wnętrz okazała się na tyle efektowna, że zainteresował się ją jeden z magazynów dla architektów, wpisując na listę najciekawszych projektów lokali gastronomicznych ubiegłego roku.
Powstańcze akcenty znaleźć można nie tylko na ścianach lokalu. Inspirowane tym historycznym wydarzeniem ilustracje pojawiają się także na kartach menu.

Na Rynku powstanie hostel

Powstańcza składa się z dwóch poziomów. Dolna część ma charakter klubowy. Tu odbywają się m.in. stand-upy i koncerty. Górny poziom to pub i restauracja. W lokalu odbywa się m.in. Gliwicka Liga Darta.
- Planujemy wprowadzić imprezy z tańcem okresu dwudziestolecia międzywojennego, a dokładniej – swingiem i twistem – wyjaśnia Michał Kołodziej, właściciel lokalu. - Posiadamy również pomieszczenia, które zamierzamy przeznaczyć na apartamenty na wynajem, czy też – jak dziś popularnie się to nazywa – hostel – zdradza najbliższe plany.
Lokal nie narzeka na brak zainteresowania ze strony gliwiczan, w różnym zresztą wieku. Rzecz jasna to, co do niego przyciąga związane jest bardziej z ofertą, niż wystrojem, nas jednak zainteresowało to drugie. Nie zwykliśmy w Polsce łączyć poważnych, często dramatycznych wydarzeń historycznych z rozrywką, choć w niektórych miejscach na świecie, w tym w Stanach Zjednoczonych, bywa to praktykowane. Może to dobra droga do popularyzacji historii regionu, zwłaszcza wśród młodych ludzi?
Jak myślicie?

aku 

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj