Przed drugim tygodniem festiwalu Ulicznicy.

Ja, Redaktora tęskniłam za Dyrekcją* i festiwalem. Poważnie. Dobrze widzieć publiczność w formie, artyści, no co ja będę tu pisać, trzeba ich po prostu zobaczyć. I choć przyznam się, że za klaunami nie przepadam, Murmuyo mnie zaintrygował. Tak właśnie. O tym też sobie gawędzimy z Dyrekcją.

Gorąco było 1 lipca. Dosłownie, czyli pogodowo, i metaforycznie, bo spektakl Murmuyo rozgrzał.
Miał też momenty, kiedy, dosłownie, starał się ochłodzić publiczność — i jest w tym chyba ładna metafora nieuchronności… wody (i może to dzięki temu zaczynamy z wynikiem Ulicznicy – Deszcz, 1:0)? A z drugiej strony — Pan Li i co ma wisieć…nie zmoknie? Ileż podtekstów, a to dopiero pierwszy dzień! A dla tych z Państwa, których to wszytko ominęło — tak, było cudnie!

Wiesz co Dyrekcjo, ludzie wręcz pragną uczestniczyć w takich ulicznych performansach. Jak myślisz, dlaczego wyskakujemy chętnie z szeregu i hyc do sztuki?
Bo, balansując na cienkiej linie banału, po to jest nam sztuka? Żeby zaspokoić to pragnienie spotkania, bycia częścią czegoś większego, czegoś…wspólnego? Bo po to jest teatr? Po to koncerty na żywo (a zwłaszcza w Polsce — umówmy się — nikt tu chyba nie chodzi na nie dla mocno kwestionowalnej jakości dźwięku, ale dla spotkania sobie podobnych, dla…wspólnoty, dla tej międzyludzkiej iskry?) I tu znów, jak bumerang, powraca Pan Li grający vis a vis Murmuyo — poznanie sekretu iluzjonisty kompletnie zabija magię i powód jego istnienia — bo, głęboko w serduszku, chcemy wierzy, że magik naprawdę ma supermoce, chcemy dać się oszuka!

A ten klaun nie klaun to niby sobie żartuje, ale tak naprawdę, jak potem odchodzisz, już po skończonym spektaklu to dopadają ci różne myśli, czasami wcale nie śmieszne. Też tak masz Dyrekcjo?
Ricky Gervais definiując, co go interesuje w stand-upie — odrzucił one-linery i proste żarty, twierdząc, że najbardziej kręci go wprowadzanie publiczności w błąd, zmyłka. Prowadzenie widza w jednym kierunku po to, by nagle wykonać zwrot i dać mu kompletnie nieoczywiste rozwiązanie. I mam wrażenie, że po to są [dobrzy] klauni. Od przesiąkniętej smutkiem rosyjskiej klaunady, po to, co, między innymi, robi od ponad dwóch dekad Murmuyo. Cudnie, kiedy całe to niby-proste uwodzenie kończy się nieoczekiwaną refleksją, wyrzuca nas na ostatnim zakręcie z utartych torów i zostawia z tym, co tam od dawna na nas czeka.

Poszperałam w słowniku i znalazłam sporo znaczeń słówka „Fuera” i chyba najlepiej pasuje to polska poza, choć mnie się bardziej podobało „wynocha”.
Ja bym nawet zinterpretował to trochę mocniej, jako „won!”. Ale kompletnie nie było sensu Państwu tego zdradzać, ani budować pompatycznych aluzji do uchodźców — no, bo jak? „Wiecie, i na koniec oni go znowu wyrzucą i zostanie sam, przyjdźcie, przyjdźcie, fajnie będzie?”. Mam wrażenie, że wracamy do tej fenomenalnej niewiadomej, którą serwuje ulica — Państwo nie macie pojęcia, co Was spotka, a my staramy się zrobić tak, żeby po wszystkim nie było rozczarowań. No, może tylko (słuszny!) żal, że się zapomniało, albo przyszło godzinę za późno?

A co za tydzień serwują Ulicznicy? Zachęć mnie i publiczność, choć jak czytam, że nasz węgierski artysta Imre jest mistrzem gimnastyki akrobatycznej to już się raduje moje redaktorskie serce.
Ha, i może tyle wystarczy? Bo to kolejny cudny, przeinteligentny wariat, który za każdym razem improwizuje z publicznością urocze niesamowitości? No, bo przecież nie chcecie chyba Państwo, żebym zdradził, że że na koniec swojego show Imre Bernath…

Festiwal jest finansowany z budżetu Miasta Gliwice, we współpracy ze Centrum Kultury Victoria
Program na www.ulicznicy.pl
*Redaktora - Małgorzata Lichecka
*Dyrekcja - Piotr Chlipalski

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj