Dam z siebie wszystko!
Oliver Ntuk ma prawie 17 lat, a na swoim koncie bogatą kolekcję medali i dyplomów, w uznaniu jego umiejętności bokserskich. Tę dyscyplinę sportu trenuje od 4 lat, obecnie w GUKS Carbo. Z młodym sportowcem rozmawiamy o jego pasji i drodze do niej, a także o tym, co poza sportem jest dla niego najważniejsze w życiu.

Jak trafiłeś na ring?
Zacząłem boksować w klubie Kodokan, w wieku 13 lat. Wcześniej trenowałem judo, razem z bratem Samuelem. Doszliśmy do żółtego pasa, ale wtedy poczułem, że to nie moja droga. Potem chwilę piłkę nożną, ale to również okazało się nie trafione. Stanąłem przed wyborem. Tak się złożyło, że pewnego dnia wraz z tatą oglądałem walkę bokserską w telewizji. Spodobało mi się, poprosiłem więc rodziców, żeby zapisali mnie do klubu. Przyciągnęła mnie do tej dyscypliny rywalizacja, adrenalina. To, że jeden odpuszcza, a inny nie, bo jest wytrzymały psychicznie. To było dla mnie coś nowego, fascynującego.

Nie bałeś się bólu, który z boksem się wiąże?
Podczas walki jest adrenalina i nie odczuwam bólu. Jestem skupiony na swoim celu i po prostu dalej boksuję.

Trenujesz od 4 lat. To chyba niewiele jak na kogoś, kto odnosi takie sukcesy?
Właściwie od tych 4 lat można by częściowo odjąć czas pandemii. Nie zrezygnowałem wprawdzie z treningów, ale wyglądały zupełnie inaczej. Rodzice i dziadek powiesili dla mnie w domu duży worek treningowy i zamontowali poprzeczkę, żebym mógł się podciągać. Tak zresztą zaliczałem wtedy w-f (śmiech). Po pandemii stopniowo wróciłem do treningów.

W jakiej wadze walczysz?
Niedawno miałem zmianę kategorii, co samo w sobie stanowi dla zawodnika spore wyzwanie. Wcześniej jest się kadetem, walczy się dwie minuty, w zupełnie innych rękawicach. Obecnie walczę w wadze do 75 kg. W boksie zawodowym to kategoria średnia. 

Jak Ci idzie?
Mam już za sobą łącznie około 40 walk, w tym zaledwie 7 przegranych. Trzy razy zdobyłem Mistrza Śląska, w tym niedawno już po zmianie kategorii.

Czy łączysz swoją przyszłość z tym sportem?
Muszę nad tym jeszcze pomyśleć. Uwielbiam boks, ale mam też szkołę, która jest dla mnie równie ważna. Uczę się w trzeciej klasie, na profilu matematyczno-geograficznym. Tu ważna jest systematyczna nauka. A potem matura, wiadomo. Zdarza się, że muszę dokonywać wyboru między pójściem na trening a nauką. To jest dla mnie naprawdę trudne. Można powiedzieć, że toczę wewnętrzną walkę.
Natomiast co do sportu zawodowego - droga do niego nie jest trudna. Potrzebny jest jedynie promotor, który znajdzie kontrakt na walkę zawodową. Potem wystarczy podpisać i… walczyć.

Jesteś nastolatkiem, trenujesz widowiskowe sport walki. Jak to jest odbierane w Twoim środowisku rówieśniczym?
Na pewno wielu kolegom się ten sport podoba. Gdy walczyłem w Mistrzostwach Śląska kilku z nich przyjechało mi kibicować. Niektórzy nawet sami zaczęli trenować.

A koleżanki? Masz niebanalną urodę, jesteś sportowcem, masz ciekawą osobowość…
Nie narzekam (śmiech). Ale tak naprawdę mam dziewczynę, Anikę. Jesteśmy ze sobą już prawie rok.

Czy myślisz, że boks dał Ci takie umiejętności, które będziesz mógł wykorzystać w poza-sportowym życiu?
Na pewno mnie ukształtował. Dzięki niemu mam dużą odporność na stres nawet w naprawdę podbramkowych sytuacjach. Myślę, że umiem dość szybko się uspokoić, nie daję się sprowokować. To są rzeczy, które wykorzystuję na ringu. Oczywiście umiejętność bicia się też może się okazać przydatna, choć wolałbym nie być zmuszony do jej użycia. Zwykle zażegnuję konflikt uśmiechem.

No tak, jest naprawdę zabójczy (śmiech).
Przepraszam, inaczej nie umiem (śmiech).

Twój tata jest Nigeryjczykiem. Domyślam się, że Twoje dzieciństwo było nieco inne, niż dzieciństwo większości gliwiczan? Miałeś szansę poznać dwie odmienne kultury.
Tak. Tata często opowiada mi o swoim dzieciństwie i o młodości w Nigerii, choć w Polsce mocno już zapuścił korzenie. Ja niestety jeszcze nie byłem Nigerii, choć coraz częściej myślę o tym, żeby ją poznać. Natomiast na pewno można w naszym domu spróbować nietypowych potraw, których moi koledzy nie jedzą w swoich domach. 

Kto jest Twoim bokserskim idolem?
Może nie nazwałbym go idolem, ale wzoruję się na sposobie walki Muhammada Ali czy Floyda Mayweathera. Podczas walki nie są spięci. Oddają ciosy z taką lekkością… Jakby w ogóle nie wkładali w swoją walkę pracy, jakby przychodziła im z łatwością.

Czego potrzebujesz, żeby osiągać sukcesy podobne do ich sukcesów?
Na pewno przydałby mi się sponsor. Sport na takim poziomie wymaga sporych nakładów, m.in. na sprzęt czy profesjonalne buty. Moim rodzicom trudno jest podołać – mam jeszcze dwóch braci. Dlatego chciałbym tym artykułem zachęcić właścicieli firm do tego, aby mnie wsparli. Obiecuję, że jak dotąd – będę dawał z siebie wszystko.

Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?
W czerwcu odbędą się Mistrzostwa Polski. Wiadomo, jadę po złoto. Mam nadzieję, że uda się je zdobyć. Na pewno będę ciężko trenował, żeby to się udało. Ale wiadomo, dochodzenie do sukcesu to jest proces. Dobre owoce długo dojrzewają.

Pięknie do tego podchodzisz. Filozoficznie…
Dużo czytam, interesują mnie zwłaszcza książki filozoficzne. Myślę, że to również mnie kształtuje.
Rozmawiała: 
Adriana Urgacz-Kuźniak
 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj