Podczas weekendu odebrano 2-letnią córkę pijanemu mężczyźnie z Łabęd. Po weekendzie mieszkająca w Łodzi żona gliwiczanina zgłosiła się na pogotowie z martwą 4-letnią córką. 
W sobotę, 3 grudnia po godzinie 22.00 zgłoszono gliwickiej policji, że w Łabędach, w mieszkaniu przy ul. Wolności, trwała alkoholowa libacja, a jej uczestnicy wychodzą właśnie i wszczynają burdy. Jak twierdzili świadkowie, w mieszkaniu miało znajdować się małe dziecko. 

Mundurowi natychmiast pojechali na miejsce. Imprezowicze zdążyli się już rozejść, zaś w samym w lokalu panowała cisza. Ponieważ nikt nie odpowiadał na wezwania, funkcjonariusze poprosili o pomoc straż pożarną. 

Do okna podstawiono drabinę, strażacy weszli po niej i zajrzeli do mieszkania. Ktoś w nim był. Jednak mimo piętnastominutowego walenia w okno oraz drzwi nikt nie dawał znaku życia. Wtedy strażacy otwarli drzwi łomem. W środku znaleziono śpiącego pijanego mężczyznę oraz śpiące małe dziecko.    

Mężczyzna, 44-latek, został zatrzymany. Miał we krwi 1,7 promila alkoholu. Po wytrzeźwieniu usłyszał zarzut narażenia dziecka na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Jego 2,5-letnia córeczka trafiła pod opiekę rodziny zastępczej.

Matka dziewczynki to podejrzana z Łodzi 
Dziś ogólnopolskie media obiegła informacja, że we wtorek, 6 listopada w godzinach popołudniowych na pogotowie ratunkowe w Łodzi zgłosiła się 27-latka z martwą czteroletnią córką. Kobieta twierdziła, że dziecko spadło z huśtawki – tak miał jej przekazać konkubent. Obrażenia na ciele dziewczynki wskazywały jednak, że prawdopodobnie znęcano się nad nią fizycznie. Jak informuje Komenda Miejska Policji w Łodzi, nie wyklucza się w jej zgonie udziału osób trzecich. 

Ze wstępnych informacji uzyskanych od lekarzy wynika, że dziecko posiadało liczne ślady mogące świadczyć o pobiciu. Łódzka policja ustaliła z kolei, że dziewczynka znajdowała się pod opieką konkubenta matki. W pewnym momencie 33-latek zadzwonił do kobiety z żądaniem, by natychmiast pojawiła się na pogotowiu i zajęła dzieckiem. Przed budynkiem przekazał jej córkę, a sam się oddalił. 

Po zatrzymaniu 33-latka ustalono, że dziecko straciło przytomność w mieszkaniu. Wówczas mężczyzna pojechał na pogotowie, gdzie spotkał się z partnerką. 

Okazuje się, że istnieje związek pomiędzy sprawą z Łodzi, a tą gliwicką. Otóż 27-latka jeszcze rok temu mieszkała w Łabędach – mężczyzna, o którym piszemy wyżej, był jej mężem, a dwuletnia dziewczynka – drugą córką. W sierpniu 2015 r. kobieta zgłosiła gliwickim stróżom prawa przemoc w rodzinie, założono jej wtedy tzw. niebieską kartę. Po tym zgłoszeniu gliwiczanka wyjechała do Łodzi i zabrała ze sobą starszą córkę, młodszą zostawiła z ojcem. Niedawno zamieszkała z nowym partnerem.     

27-latka została zatrzymana wraz z konkubentem. Oboje byli trzeźwi. Kobieta jest w trzeciej ciąży. Prokuratura w Łodzi podejmuje decyzję co do postawienia parze zarzutów. 
Przyczyna zgonu dziewczynki będzie znana dopiero po przeprowadzeniu sekcji zwłok.

(sława)

Na zdjęciach: policjanci konwojują zatrzymanego konkubenta gliwiczanki. 


Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj