Kiedyś pani Józefa wiosną pierwsza spośród sąsiadów wyciągała kosiarkę. Dopiero warkot jej maszyny budził mieszkańców okolicznych domów z zimowego snu i zachęcał do pielęgnacji trawnika. Przez 3 dekady mieszkanka starej szkoły w Niekarmii zużyła zresztą kilka kosiarek, które co 2-3 lata wydawały ostatni dech na spadzistym, nierównym gruncie. Dziś pani Józefa ma 90 lat, mieszka z córką Jolantą i obie panie nie mają ani siły, ani zdrowia do koszenia tak wielkiego obszaru. Niestety, pomocy dotąd nie było znikąd.

Dopóki zdrowie dopisywało…

- Jak tu się wprowadziłam w 1991 roku, 30 lat temu, to trzeba tu było utrzymać porządek. Trwa była po pas – pani Józefa wymownym gestem pokazuje wysokość przydomowego zielska. – Wyczyściłam teren i przeznaczyłam na ogródek. Część na kwiaty, część na warzywa – opowiada.

Najpierw pani Józefa kosiła kosą i mechaniczną kosiarką. Potem zdecydowała się na elektryczne urządzenia, te jednak wytrzymywały ledwie 2 lata. Za namową zakupiła zatem droższy – w domyśle bardziej porządny – sprzęt, na paliwo. Ten jednak również spełnił swoją funkcję przez 2 sezony. Jego naprawa wyceniona została na 1700 zł.

- Co dwa lata kupowałam kosiarki, bo mi się psuły. Czynsz płacę ponad 1000 zł. Do tego dochodziły kosiarki, naprawy, paliwo – wszystko to kosztuje. Ale nie zwracałam na to uwagi – mówi mieszkanka Niekarmii.

Tak było przez jakiś czas. Później część ogrodu pani Józefy przeznaczona została na drogę dojazdową do placu zabaw. Ta część, która została, nie nadaje się na uprawę niczego. Rośnie tu tylko trawa.

- 3 lata temu miałam operację jednego oka, potem drugiego. Nie wolno mi się schylać, ani nic podnosić – mówi pani Józefa. Córka, Jolanta, również ma chore oczy, leczy także problemy z kręgosłupem – zdrowie i jej nie pozwala kosić.

Powiedzieli, że to moja sprawa

Na dole starej szkoły, w której mieszkają panie Józefa i Jolanta, znajduje się świetlica, do której raz w tygodniu przychodzą dzieci. To ten sam budynek, zatem i teren wokół wydaje się wspólny. Nikt jednak nie poczuwa się do tego, aby pomóc starszej pani w utrzymaniu zieleni. „Pan z budżetówki” powiedział, że to jej sprawa. Interwencja instancję wyżej także nie przyniosła skutku.

- Usłyszałam: „co, może jeszcze podłogę mam pani myć?” – pani Józefa mówi, że bardzo ubodły ją te rzucone w jej stronę słowa.

Celowo nie piszemy kto odmówił pomocy starszej mieszkance Niekarmii, zwłaszcza, że pojawił gest dobrej woli.

Gest dobrej woli

W sprawie pani Józefy dzwonimy do Urzędu Gminy Rudziniec – zgodnie z naszą ścieżką pozyskiwania informacji - do działu promocji gminy. Urzędniczka przyznaje, że nie zna sprawy mieszkanki Niekarmii, ale obiecuje dowiedzieć się, czy gmina może jej pomóc. Oddzwania mniej więcej dwie godziny później. Jak wyjaśnia, co do zasady tereny przy budynkach gminnych jeśli te budynki są dzierżawione, utrzymywane są przez dzierżawców, którzy najczęściej przeznaczają je m.in. na ogrody. Ze względu na wiek pani Józefy, w tym konkretnym przypadku Zakład Gospodarki Mieszkaniowej pójdzie mieszkance na rękę i weźmie na siebie koszenie sąsiadującej z domem działki.

Dla porządku…

31 maja, na kilka dni przed naszą interwencją, teren przy domu pani Józefy został skoszony. Wysłani przez gminę pracownicy ledwie w godzinę uwinęli się z niemałą działką. Koszenie zbiegło się w czasie z festynem z okazji Dnia Dziecka, który był organizowany na placu zabaw za płotem. Niestety, panowie zapomnieli uprzątnąć trawę, a że kosili podkaszarkami, siano gęsto ściele się na całej połaci działki.

- Może poprosić starsze dzieci, które przychodzą do świetlicy, by zagrabiły siano? – rzucam, myśląc na głos.

- Proszę pani, dziś dzieci takich rzeczy nie robią – kiwa głową pani Józefa. Opowiada jak była świadkiem, gdy poproszone o podniesienie patyka dziecko odparło buńczucznie, że przecież mu za to nie płacą. 

Myślę o tym, jaka to wielka szkoda, że nie umiemy dziś obudzić w najmłodszych głosu empatii, zrozumienia, szacunku dla starszych i chęci pomocy.

Adriana Urgacz-Kuźniak

 

 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj