Niemożliwe nie istnieje? A jednak żywy dowód mieszka w powiecie gliwickim i udowadnia, że wszystkie bariery są tylko w naszej głowie. Daria wzięła udział w programie telewizyjnym, gdzie w pół roku zmieniła swoje życie o 180 stopni. Jednak to jeszcze nie koniec, „Kanapowczyni” ma wielki apetyt, by zgubić jeszcze kilka kilogramów.  

Daria Larysz to 33-latka, która na co dzień mieszka w Smolnicy razem ze swoją rodziną. Kobieta postanowiła wziąć udział w pierwszej damskiej odsłonie programu telewizyjnego „Kanapowczynie”. Taksówkarka pobiła rekord, w sześć miesięcy zrzuciła 43 kilogramy.

Zgłoszenie się do udziału w programie telewizyjnym to duża odwaga, ale jeszcze większa chęć i motywacja do radykalnych zmian w swoim życiu. Skąd pomysł, by rozpocząć walkę z nadmiernymi kilogramami, zgłaszając się do programu telewizyjnego? To była ostatnia deska ratunku dla Pani? 
Należę do tych osób, którym potrzebny jest impuls do działania. Zawsze sobie powtarzałam, że muszę w końcu coś ze sobą zrobić, ale… od poniedziałku (śmiech). Często człowiek sam przed sobą mówi, że czas się zabrać w końcu za siebie, bo wiedziałam, że już po prostu jest źle. Moja rodzina zaczęła zauważać, że zmieniłam się mentalnie oraz psychicznie, że zamknęłam się w sobie, przez to, jak wyglądam. Brakowało mojego charakteru, uważali, że jestem nijaka przez to, że się tak pozamykałam. Były różne momenty w moim życiu, kiedy im większy impuls do działania, tym lepsze rezultaty osiągałam, więc stwierdziłam, że kiedy, jak nie teraz. Może akurat zgłoszenie się do programu odmieni moje życie i nigdy bym nie pomyślała, że tak też może się stać.  

Dostała Pani szansę udziału w pierwszej kobiecej edycji „Kanapowczyń”. Liczyła się z tym Pani?
Informacja o tym, że dostałam się do castingów, spowodowała, że zaczęłam się śmiać. Przyszedł czas, by powiadomić rodzinę o moim pomyśle, a oni stwierdzili, że jeżeli to ma mi  pomóc, to jak najbardziej mi kibicują i wspierają. Zgłosiłam się na ten casting, zobaczyłam, jak to wszystko będzie wyglądać i postanowiłam, że zadziałam. Przyznam, że w tym momencie nie miałam większych obaw, pierwsze pojawiły się przy nagraniach. Zaczęłam się obawiać, że jeżeli pójdzie emisja, a ja nie osiągnę żadnego wyniku, to po prostu będzie dramat. Cały czas sobie wmawiałam, iż kiedy będę mieć wypracowany sukces, to będę miała gdzieś to, jak ja wówczas wyglądam.

Kobiet o wiek i wagę nie powinno się pytać, jednak jest się czym pochwalić…
Nawet o tym nie marzyłam, zgłaszając się do programu, że osiągnę taki wynik, a mowa o zrzuceniu prawie 43 kilogramów. Liczyłam, że jak schudnę i dojdę do 85 kg, a więc zrzucę niecałe 30 kg, to będzie dla mnie kosmos. Obawiałam się, czy to będzie w ogóle realne, by zrzucić około 30 kg, a co dopiero ponad 40 kg, to przerosło moje możliwości. W pół roku udało mi się z wagi prawie 112 kg zejść do 69 kg.

Pół roku wyrzeczeń, potu i łez, ale zapewne także myśli, że nie dam rady, a może zrezygnuję… 
Zdecydowanie kryzys to powinno być moje drugie imię (śmiech). W moim przypadku tych kryzysów było naprawdę bardzo dużo. Walka z kilogramami to była dla mnie wojna, gdzie po prostu nie raz przegrywałam bitwy, jednak udało mi się wygrać ostateczną wojnę. Analizując zadania, którym byłyśmy poddawane, to można stwierdzić, że na wielu z nich po prostu poległam, zaczynając od Spodka, gdzie nie ukończyłam zadania z firankami, czy eksperymentu ze strojem, w którym nie dotrwałam do końca. Wiele zadań nie zostało wykonanych z powodu moich ograniczeń, czy to ciała, czy po prostu zdrowotnych. Często było tak, że głowa chciała, ale ciało po prostu poległo i nie dawało już rady.

Może lepiej było wrócić na wygodną kanapę? Pani zawzięcie do końca walczyła.
Zdecydowanie ta druga opcja. Prawda jest taka, że ja potrzebuję dostać nieraz ostro po czterech literach, by zauważyć, że jest problem. Jak ktoś mi powie, że mi się nie uda czegoś dokonać, to ja zawsze mam taką myśl, że ja ci jeszcze pokażę. Ludzie po prostu nie wierzyli we mnie, nie dawali mi najmniejszych szans, ze względu na nocny tryb życia, jaki prowadzę. Nawet jak trener przyjechał do mnie z dietą, to powiedział, że najbardziej boi się o mnie. Pomyślałam sobie wtedy, że ja Ci pokażę, a wynik mówi sam za siebie.  

Czy waga idzie dalej w dół? 
Obecnie waga skacze między 65, a 66 kg.

Jest ochota, by podkręcić wynik i zejść o kilka kg? A może to jest ta wymarzona waga?
Taką wagę ostatni raz miałam, będąc nastolatką, a więc było to bardzo dawno temu. Jest super, choć do idealnej wagi, jeśli chodzi o moją posturę, to musiałabym jeszcze trochę zrzucić, a jeszcze jest z czego. Przyznam szczerze, że ja się teraz naprawdę dobrze czuję we własnej skórze, więc jeżeli nie schudnę, to dla mnie tragedii nie będzie, może tak zostać jak jest.

Jak program wpłynął na Pani życie? 
Całe życie miałam kompleksy, zawsze był większy tyłek, grube nogi. Teraz czuję się, jakbym powróciła do dawnej siebie, takiej sprzed ciąży, gdzie wróciła mi energia, chęć do życia. Jestem w stanie dużo więcej zdziałać, zdecydowanie więcej mi się chce, a co najważniejsze bardzo dużo nauczył mnie ten program, mowa tutaj o organizacji czasu. Zawsze narzekałam na brak czasu, a w programie trzeba było tak sobie zorganizować ten czas, by na wszystko starczyło i dało się to zrobić. Chociaż często człowiek szuka wymówki, żeby czegoś nie zrobić, a teraz okazuje się, że jak się chce, to można. Program się skończył, więc odzyskałam trochę czasu, by poświęcić go rodzinie. Ostatnie przygotowania do finałowego biegu były mocno obciążające, było bardzo dużo treningów, teraz trochę nadrabiam, ale jedno jest pewne, że nie zrezygnuję z aktywności fizycznej i zdrowego trybu życia.

Czy to prawda, że wszystko siedzi w głowie, a odpowiednie ułożenie spowoduje upragniony sukces? 
Zdecydowanie, największą sprawę robi głowa w tym wszystkim. Nie może być tak, że własna głowa będzie nas sabotować, ale gdy wszystko odpowiednio sobie ułożymy, to nie ma tak naprawdę dla nas rzeczy niemożliwych. Zdarzało się, że podczas zadań dostawałam pierwszy raz w życiu ataków paniki, gdzie po prostu trzeba było wziąć się w garść, kilka głębokich oddechów i ustawić sobie głowę, wówczas można było iść kolejny krok do przodu. Jeżeli damy się opanować głowie, to staniemy w miejscu, dlatego jest to kluczowe w całym procesie.

Czy pozwala sobie Pani na jakąś słodycz?
Pozwalam, a jakże, choć wszystko w granicach zdrowego rozsądku, bo uważam, że wszystko jest dla ludzi.
/c
 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj