Znajomy, zresztą bohater mojego najnowszego projektu, studiujący w Instytucie Twórczej Fotografii w Opawie, powiedział: „znam zasady kompozycji, teorię obrazu, a ty fotografujesz w taki sposób, że nic się nie zgadza, a jednocześnie wszystko pasuje”.
Z Jadwigą Janowską rozmawia Małgorzata Lichecka.

Kim są bohaterowie narodu? 
Młode pokolenie, dwudziestokilkulatkowie. Mój najnowszy fotograficzny projekt jest naturalną kontynuacją innego - Dam radę, jak dorosnę. Wtedy patrzyłam na moje rówieśnicze otoczenie w chwili przechodzenia w dorosłość, kiedy wyprowadzali się od rodziców i zaczynali żyć po swojemu. Obserwowałam zderzenie wyobrażeń snutych w dzieciństwie, że jak już nie będzie dorosłych, mówiących nam co mamy robić, i sami staniemy się tymi dorosłymi mogącymi decydować, wtedy wszystko będzie łatwe i przyjemne. Wcale tak nie jest. Po zderzeniu z rzeczywistością okazało się, że to pokolenie nie chce brać odpowiedzialności, nikt już nie chce być dorosły, wszyscy chcieliby wrócić do czasów sprzed. Czytałam ostatnio o tym, że w dobie wielu kryzysów mamy niewielki procent młodych aktywistów, większość jest umęczona braniem odpowiedzialności za błędy wcześniejszych pokoleń i woli odpuścić, cieszyć się życiem. Trochę mnie zastanawia, w którą stronę to pójdzie, bo nie można przecież ciągle uciekać od tej odpowiedzialności.

Powiedziała pani bardzo ważną rzecz o tym, że młodzi nie chcą brać odpowiedzialności i są tym zmęczeni. Z czego to wynika? Bo to trudne? Przytłaczające? Bo będą ich z tego rozliczać? A to podejście do życia, czyli lekkie, łatwe i przyjemne, faktycznie takie jest? Niczego więcej nie trzeba?
Myślę, że to się bierze z kreacji swojego wizerunku i swojego życia w internecie. Moje pokolenie jeszcze ma ten krytyczny zmysł, wie, że nikt nie żyje leżąc tylko na plaży i pijąc wino, ale młodsi, a widzę to prowadząc zajęcia z dzieciakami w szkołach, tej kreacji nie widzą, myślą, że to prawdziwe. Właśnie lekkie, łatwe i przyjemne. Sądzę, że ma to związek z postępem technologicznym, cywilizacyjnym, ale też z ucieczką od emocji, problemów, bo zawsze można się schować w wirtualny świat. A moi Bohaterowie Narodu swoją estetyką wracają do końcówki lat 90. i początków lat dwutysięcznych, czasów, gdy żyło się analogowo.

To prawda, lata 90. są teraz na topie, modne i chętnie się do nich odwołują na różnych poziomach, także w sztuce. 
Ten powrót jest szczególnie widoczny w modzie, ale także w tęsknocie za tym, że nie trzeba było kreować siebie w internecie, wystarczyło po prostu być. Spotykaliśmy się na podwórkach, przed blokami, w parku, bez tego napięcia jak wyglądam, czy dobrze siedzę, czy mam odpowiednie gadżety, czy selfie wyjdzie ok. Czuliśmy wolność i taką lekkość. I za tym tęsknimy.

Osoby z fotografii, bohaterów i bohaterki narodu, wprowadziła pani do tamtego świata z lat 90. 
Przy pierwszych zdjęciach wybierałam osiedlowe scenerie, a dla bohaterów i bohaterek bardziej sportowe ubrania. Później to oni pisali do mnie gdzie i jak chcieliby zostać sfotografowani, albo że mają na siebie własny pomysł. Tak, jak zdjęcie w sukni ślubnej na osiedlowej ławce. Niesamowita była też zmiana zachowania pod wpływem przebrania i „występu” przed aparatem: w sumie nie musiałam niczego ani kreować ani narzucać, bo osoby, które zgodziły się uczestniczyć w projekcie, wchodziły w rolę praktycznie bezwarunkowo, czując tę utraconą wolność. I to było bardzo dobre uczucie widzieć ich w takiej euforii.

Lata 90. to czas pani dzieciństwa. Analogowy, przyjemny, w tym sensie, że można było spokojnie usiąść na ławce i nie czuć się obserwowanym, bo takie są dziś konsekwencje życia online. Co pani zapamiętała z tamtego okresu? 
Ludzie byli bardziej w danym momencie, byli sobą z kimkolwiek spędzało się czas. Dziś jest mnóstwo rozpraszaczy. Tak, wychodzimy, tak, spotykamy się, ale każdy siedzi z nosem w komórce, więc nie ma nas, jesteśmy gdzie indziej. A ja bardzo tęsknię za byciem w danym momencie, z ludźmi, tęsknię za uważnością.

Przecież można nie zabierać telefonów, zrobić sobie taki detoks. 
Można. Zresztą to się dzieje. Mimo potencjalnie większej dostępności, która powinna budować równość, czujemy się odizolowani.

Czyli jesteśmy w takim technologicznym więzieniu? 
Trochę tak.

A Bohaterowie Narodu to pani znajomi i znajome, przyjaciele i przyjaciółki czy zupełnie przypadkowe osoby? 
Zaczęło się od znajomych. Oni podawali dalej, więc odzywały się kolejne osoby, które widziały zdjęcia albo słyszały co robimy w projekcie. W sumie byłam trochę zdziwiona takim zainteresowaniem, szczególnie osób, które mnie dopiero poznały. To oznaczało, że ufają mi i ta gra w lata 90. im się podoba

Dla mnie Bohaterowie narodu to trochę „dziś”, trochę „wczoraj”, trochę pastisz, ale i wyzwanie: fajnie jest być bohaterem/bohaterką narodu, jednak to poważna figura, bardzo mocno kojarzona politycznie. 
Na początku opowiadałam o głównych założeniach mojego projektu, o tym, że dla mnie ważny jest wątek podświadomego tworzenia: są w nas rzeczy, o których chcemy powiedzieć i one wychodzą w trakcie działań artystycznych. Jeśli ktoś był zainteresowany, wysyłałam link do zdjęć, a osoby same wchodziły w rolę, proponując stroje, miejsca, ustawienia, tak, jak było z ławką polską, czy zdjęciach znajomego z Krakowa, pozującego na nowohuckim osiedlu, bo to było jego dobre wspomnienie. Wiele działo się z inicjatywny moich Bohaterów i Bohaterek. To oni bardzo mocno współtworzą ten projekt.

Kiedy rozmawiałyśmy o „Dam radę, jak dorosnę” wspomniała pani o wyobrażeniach dorosłości. Jak było z panią? 
Miałam może z 15, 16 lat i wychodząc z nastoletniego buntu, myślałam to tym, że zaraz zacznę studia, pracę, może zamieszkam ze znajomymi, już bez rodziców, sama zdecyduję co będę robić. I będzie łatwiej.

Dlaczego ma być łatwiej? 
Chodzi o złudne wyobrażenie wolności. Ludziom wydaje się, że to „łatwiej ” jest wtedy, gdy nie ma zasad. A one są potrzebne po to, żeby … było łatwiej.

No dobrze, jest pani w tej dorosłości, wychodzi z domu, nie musi słuchać nakazów. Jak długo jest łatwiej?
Właśnie niedługo... W projekcie „Dam radę, jak dorosnę” fotografowałam znajomych, także przypadkowe osoby, widząc pod pozorną wolnością, a właściwie pod kreacją tej wolności, bardzo dużo cierpienia, jeszcze nie do końca uświadomionego, takiego, które wyjdzie dopiero za jakiś czas. Podczas tego dokumentowania robiłam też osobiste zapiski. Zdjęcia są dobre, z dużym ładunkiem różnych, często zniuansowanych, informacji, przekazów, jednak dopiero z perspektywy czasu doceniam wartość tamtych zdjęć. Świat się bardzo szybko zmienia i do tamtego momentu już nie wrócimy, dlatego fotografia jest takim ważnym społecznym barometrem.

Wiem, że lubi pani fotografować z użyciem flesza, to taki pani znak rozpoznawczy. 
Faktycznie... Znajomy, zresztą bohater mojego najnowszego projektu, studiujący w ITF, powiedział: „znam zasady kompozycji, teorię obrazu, a ty fotografujesz w taki sposób, że nic się nie zgadza, a jednocześnie wszystko pasuje”. To mój ulubiony komplement.

Dlaczego ten flesz? Spłaszcza obraz, sprawia, że jest sztuczny. 
Ta sztuczność w Bohaterach narodu musi być. Jeszcze bardziej uwypukla kreację. Interesuję się typologią i typografią fotografii, finalizuję pracę związaną z wystawą w Czytelni Sztuki i publikacją dotyczącą projektu False flag, gdzie opowiadam o gliwickiej Radiostacji. Tam nie ma flesza, jest bardzo dużo wieży i to dziwnie sfotografowanej.

Co można wyzyskać z tak popularnego obiektu? Co ciekawego, fotograficznie, może się tam zdarzyć? 
Bardzo często zadawałam sobie podobne pytania. Wieżę fotografowałam ponad cztery lata.

To ile to zdjęć? 
Bardzo, bardzo dużo. Oczywiście zastanawiałam się, jak jeszcze można ją sfotografować i kiedy już myślałam, że koniec, nie robię, wpadałam na kolejne i kolejne ujęcie. To chyba kwestia otwartej głowy i cierpliwości.

Z ziemi, z powietrza, z boków, w dzień, w nocy... 
Też. Ta liczba zdjęć w projekcie jest ważna, bo pokazuje rangę obiektu. Robiąc risercz do mojego projektu fascynowało mnie wyszukiwanie zdjęć po lokalizacji, po hasztagach na instagramie czy fejsbuku. Ciekawiło mnie, jak ludzie fotografują się z wieżą. I tak, Radiostacja jest obiektem, który widziałam na pewno z każdej perspektywy. Mój projekt podzielony jest na dwie części: w jednej z nich fotografuję wieżę z różnych punktów miasta i w różnych deformacjach, np. odbijającą się w szybach okolicznych domów, w lusterkach skuterów, itp., jak również przedmioty i reprezentacje graficzne, które ją przedstawiają. W drugiej części fotografuję siebie z wieżą – daję napotkanym pod radiostacją osobom aparat i proszę, aby zrobiły mi zdjęcie. Kontrast między “obiektywnymi”, bardziej topograficznymi zdjęciami masztu, a “subiektywniejszym” spojrzeniem, zamieszczającym człowieka na tle wieży, pozwala mi podkreślić turystyczny aspekt tego miejsca, jak również stanowi mój sposób poszukiwania siebie w tej przestrzeni. Aby podkreślić historyczny aspekt tego miejsca oraz jego relację z miastem i jego ludźmi, wykorzystuję również zdjęcia archiwalne (dzięki uprzejmości Muzeum w Gliwicach), wykonane podczas budowy masztu radiostacji. W całym projekcie wieża dominuje, widz może czuć się z tego powodu niekomfortowo. Obserwacja, brak wolnej przestrzeni. W projekcie wieża patrzy na widza, widz na wieżę. Wieża kontroluje, sprawdza.

Fotografia wzięła się u pani z...?
Od dziecka byłam w rozkroku między fascynacją sztuką i obrazem, a naukami ścisłymi. Nie było łatwo, bo moją decyzję o wyborze fotografii nie do końca akceptowali rodzice. Chcieli mieć w domu lekarkę, nie artystkę, martwili się o moją przyszłość po prostu. W gimnazjum i liceum dużo fotografowałam. Naprawdę dużo. Przeważnie ludzi, znajomych, także pejzaże, robiłam takie dokumentalne zapiski. Trafiłam do MDK-u, pod opiekę Sebastiana Michałuszka, twórcy grupy fotograficznej Aczkolwiek, dla której teraz pracuję jako nauczycielka. Mieliśmy wtedy bardzo silną grupę, rywalizowaliśmy, co było dobre, bo dzięki temu twórczemu napędowi wielu z nas spełnia się w fotografii na różne sposoby. Potem studiowałam w Instytucie Twórczej Fotografii w Opawie, a teraz sama uczę technik fotograficznych w gliwickim Teb edukacja.

To bardzo uświadomione podejście, od dziecięcej zajawki po zawód. Jest pani konsekwentna, co w sztuce ma znaczenie. 
Zapamiętałam słowa Jerzego Lewczyńskiego o tym, że zmienił życie na fotografię. U mnie jest podobnie. Pracę licencjacką pisałam o Gliwickim Towarzystwie Fotograficznym, a magisterską rozszerzyłam na grupy fotograficzne działające w Gliwicach w latach 1951 – 2020. Tutaj działo się bardzo dużo bardzo ważnych rzeczy jeśli chodzi o fotografię i sądzę, że niewiele osób zdaje się sprawę z tej fotograficznej energii jaką posiadają Gliwice.

Wystawę Bohaterowie Narodu, dofinansowaną w ramach Start up-u kulturalnego, konkursu organizowanego przez Centrum Kultury Victoria, można zobaczyć w Galerii Sztuki Współczesnej ESTA ( ul. Raciborska ) do 22 września.

Jadwiga Janowska. 
Urodzona w 1994 roku, mieszka i tworzy na Śląsku. Pierwsze fotograficzne kroki stawiała w gliwickiej grupie fotograficznej Aczkolwiek. Zdobyła tytuł magistra na Instytucie Twórczej Fotografii (Institut tvůrčí fotografie) w Opavie. W 2018 roku zdobyła główną nagrodę za fotoreportaż w kategorii Young Poland, na konkursie Grand Press Photo. Laureatka nagrody imienia Jana Sawki na festiwalu Fama (2021 rok). Druga nagroda na konkurs Talent Roku organizowanego przez Pix House (2021).Jej prace były prezentowane w kraju i za granicą, m.in. na Rybnickim Festiwalu Fotografii, w K Mag Art Spot, w Picture Doc, Rotterdam Photo, w Galerii Sztuki Współczesnej Esta, na wystawach i publikacjach Debuts, Eastreet, #SHOWMEYOURUFO at the Noorderlicht Photofestival; w magazynach: Contemporary Lynx , K Mag, The Lavender, Ultramaryna; zinach: Wolność, Kwas kwas i innych.

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj