W szpitalu miejskim katastrofa organizacyjna i lecznicza. Na oddziałach brakuje lekarzy i pielęgniarek, część wypowiedziała umowy dotyczące dyżurów, inni złożyli wypowiedzenia. W byłym „wojskowym” nie pracuje ortopedia, lada dzień ten oddział stanie również w Gliwickim Centrum Medycznym. Miasto nie reaguje i uważa, że szpital jest dobrze zarządzany.
Bilans otwarcia dla nowej szpitalnej spółki jest dramatyczny: w obydwu szpitalach zamieszanie administracyjne i kryzys kadrowy: personel, zniechęcony latami rządów prezesa Mariana Jarosza, zwalnia się. Dodatkowym bodźcem są nowe, ujednolicone, zasady wynagradzania, niekorzystne dla pracowników byłego Gliwickiego Centrum Medycznego. Już od lipca, a nie, jak zapewniano, od października, pracują zgodnie z regulaminem obowiązującym w byłym „wojskowym”.   

Taka piękna katastrofa  

 -Wszystko stoi na głowie - mówią wściekli pracownicy. I  dodają, że nowe umowy są pogwałceniem wcześniejszych uzgodnień. - Nie dość, że przez ostatnie lata notorycznie łamano prawo pracy, to teraz oszczędza się kosztem ludzi. Ale taka polityka prezesa i miasta ma krótkie nogi - lekarze mówią „nie” i zwalniają się, a nowi nie przychodzą, bo w mieście i regionie aż huczy o tym, co dzieje się w Gliwicach.      
Scalanie wygląda jak rozwalanie: codziennie na liście zagrożonych oddziałów  pojawiają się nowe. Nie ma ortopedii w „wojskowym”, a dla zamaskowania sytuacji zarządzono remont, chirurgia pracuje na granicy bezpieczeństwa, od lipca na ortopedii w GCM zostaje jeden lekarz (pozostali wypowiedzieli dyżurowanie), nie będzie interny (zwolnienia), nie ma i nie będzie chirurgii dziecięcej, choć prezes utrzymuje lekarza z tego oddziału, wypowiedzenia złożyły pielęgniarki z bloku operacyjnego, ważą się losy nowo otwartego oddziału kardiologii inwazyjnej. I tu ciekawostka: prezes Jarosz mógł podjąć decyzję o jego uruchomieniu już dwa lata temu, wtedy szpital zarabiałby na tej dochodowej dziedzinie. Dziś nie ma na to szans, bo konkurencja jest zbyt duża.

Miasto: nie widzimy, nie słyszymy, nie reagujemy                  

Od kilku tygodni usiłowaliśmy zapytać prezesa Jarosza o przyszłość szpitala, ten jednak unika odpowiedzi. Interesowało nas, które oddziały połączy, a które zlikwiduje, jak wygląda codzienne funkcjonowanie do czasu uzyskania nowego kontraktu, ilu lekarzy zamierza zwolnić po rocznym okresie zamrożenia ruchów finansowo-kadrowych, ilu będzie miało zmienione warunki wynagradzania. Chcieliśmy także poznać strategię pozyskiwania lub zatrzymania pracowników, dowiedzieć się, dlaczego z „wojskowego” znika oddział ortopedyczny i wyjaśnić powód ucieczki lekarzy. Interesowała nas likwidacja chirurgii dziecięcej, która nie odbyła się, jak informowali prezes i miasto, za sprawą NFZ , a dlatego, że zmanipulowano informację, nie podjęto kroków, by zatrzymać lekarzy i ratować oddział.

Zadaliśmy więc te pytania prezydentowi Zygmuntowi Frankiewiczowi. W jego imieniu odpowiedział rzecznik Marek Jarzębowski. - Po połączeniu szpitali, Gliwickiego Centrum Medycznego oraz szpitala nr 4, nie ma na najbliższy czas planów likwidacji oddziałów. Do momentu podpisania nowego kontraktu, tak jak codziennie do tej pory, szpital będzie przyjmował i leczył pacjentów. Nie zamierzamy zwalniać lekarzy, a przyjęcia będą odbywały się zgodnie z zapotrzebowaniem oddziałów. Ruchy kadrowe, nie tylko wśród kadry lekarskiej, są rzeczą normalną. Zwolnienia i przyjęcia odbywają się stale. Odczucia personelu szpitalnego co do warunków pracy są sprawą subiektywną i niejednokrotnie wynikiem porównania z jednostkami, które z różnych powodów są lepiej sytuowane niż nasz szpital. Według uzyskanych informacji, nie ma zagrożeń w funkcjonowaniu wymienionych oddziałów. Nie przewiduje się likwidacji chirurgii dziecięcej - zgodnie z prawdą lekarze złożyli wypowiedzenia i zgodnie z prawem ich umowy wygasły. Równocześnie szpital czynił i czyni starania pozyskania lekarzy tej specjalizacji. O ile nie zostaną zatrudnieni, oddział będzie wygaszony - wyjaśnia rzecznik.

Klub radnych Platformy Obywatelskiej przygotuje wniosek o odwołanie kierownictwa szpitala

Zapewnili o tym dr Ewa Potocka i dr Zbigniew Wygoda, radni i członkowie komisji zdrowia. - Kilka razy uczestniczyliśmy w spotkaniach z panem prezesem i prezydentem, byli nawet parlamentarzyści, ale ani razu nie uzyskaliśmy odpowiedzi na pytanie dotyczące trudnej sytuacji szpitali. Zamiast tego zasypano nas danymi, być może wiarygodnymi, ale bez szans na weryfikację - mówi Potocka, przewodnicząca komisji zdrowia. Wygoda zaś jest zdania, że jeśli nowa spółka nadal będzie zarządzana w ten sposób, dojdzie do tragedii. - Dlatego, jako klub radnych, planujemy złożenie wniosku do prezydenta miasta, organu nadzorczego spółki i kształtującego politykę zdrowotną, o zmianę sposobu zarządzania, łącznie z kadrą kierowniczą -  tłumaczy. Jednak radni nie precyzują, kiedy to wszystko nastąpi.

Związki zawodowe mówią „nie” i zgłaszają votum nieufności dla prezesa Jarosza  

- Spółka zarządzająca szpitalem praktycznie nie zapewnia ciągłości pracy personelu i opieki medycznej. Sprawę przedstawiono na posiedzeniu zarządu okręgowego w Tychach. To nasze votum nieufności - wyjaśnia dr Anita Rogalska, szefowa związków zawodowych lekarzy z byłego szpitala „wojskowego”. Pismo informujące o sytuacji oraz działaniach związkowców z Gliwic  zostanie przesłane również do prezydenta, przewodniczącego rady miasta, rady nadzorczej i prezesa szpitala. - Nie będzie można się teraz uchylać od problemu - dodaje Rogalska.
Szefowa związków potwierdza złą sytuację w szpitalach: w „wojskowym” nie pracuje ortopedia, więc bardzo szybko ogłoszono remont oddziału, nie wypełniono także  listy czerwcowych dyżurów, a to oznacza brak ciągłości pracy. 30 maja w GCM, na ortopedii, anestezji i kardiologii wypowiedziano umowy dyżurowe, więc i tam  zagrożona jest ciągłość świadczeń. -  A to dla NFZ niedotrzymanie warunków kontraktu, więc może się okazać, że fundusz wstrzyma wypłaty i zerwie kontrakt -  dodaje Rogalska.
Z krytyką lekarzy spotyka się także wprowadzany od lipca równoważny system wynagradzania.  A to ma znaczenie dla bezpieczeństwa chorych. Związki nie doczekały się  obiecanego w styczniu 2017 roku okrągłego medycznego stołu. Zamiast tego, z drugiej ręki, dowiedziano się o spotkaniu z parlamentarzystami. A przecież to lekarze są stroną, która ma wiele do powiedzenia. I właśnie to robią, informując o utracie zaufania do prezesa.              

Małgorzata Lichecka               
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj