Osteria Sielska Beka. Niepozorny budynek niemal na końcu drogi. Choć od miasta oddalona jest o kilkanaście kilometrów, jej klientelę stanowią w dużej mierze gliwiczanie i mieszkańcy ościennych wiosek.

Niektórzy w Osterii zatrzymują się podczas przejażdżki rowerem, innych przywiodła tu chęć zasmakowania w wegetariańskich przysmakach WegeAnki.

To musiała być Osteria

Osteria to we Włoszech rodzaj niewielkiej przydrożnej karczmy, ze zmiennym, krótkim menu. W Tworogu Małym ustala je Ania Liśniewska, a spisuje pięknym kaligraficznym pismem Justyna z Piórem Pisane. Choć lista pomysłów na dania zdaje się nie mieć końca, jedno pozostaje niezmienne – nie uświadczy się w nich mięsa. Ta kuchnia, dość nietypowa jak na miejscowość w środku lasu, ma już swoją wierną klientelę, a do tego przekonuje do siebie kolejnych, nawet mięsożernych smakoszy. Flaczki, bigos, krokiety, pita – wszystko, czego spróbowaliśmy było pełne umami, co w języku japońskim dosłownie oznacza „esencję pyszności”, opisywaną często jako smak mięsisty, pikantny, pogłębiający doznania smakowe.
- Kuchnia jarska, bo od ponad 20 lat nie jem mięsa. I nie lubię go brać do ręki – śmieje się Ania. – Nie potrafiłabym go nawet przyrządzić.
Łukasz, partner życiowy i współgospodarz Osterii nie jest aż tak radykalny w swoich kulinarnych preferencjach, bo mięso je, choć niezwykle rzadko. Jego zdaniem, to dostępne w Polsce jest fatalnej jakości.
Osteria Sielska Beka w Tworogu Małym to miejsce stosunkowo młode – otwarte zostało zaledwie w maju. Co ciekawe, potrawy gotowane są w Gliwicach, w „kuchni domowej” WegeAnki, w której wcześniej prowadziła także warsztaty kulinarne. Tak było przed wojną. Z chwilą pojawienia się uchodźców WegeAnka zaangażowała się w pomoc dla nich i, razem z kilkunastoma znajomymi i nieznajomymi chętnymi pomóc wolontariacko, gotowała potrawy właśnie dla nich. Trafiały one m.in. do uchodźców oczekujących na pomoc na polskiej granicy i do ukraińskich wolontariuszy po jej drugiej stronie.
Od 2,5 lat dania przygotowywane przez Anię można także kupić od niej osobiście, lecz na wynos w miejscu prowadzenia przez nią kuchni domowej. Dziś, rozsmakowani w jej potrawach klienci często odwiedzają ją w nowym miejscu, które staje się stałym punktem na mapie ich rowerowych wycieczek.

Zmieniła togę na fartuch kucharski

- Jesteśmy z Gliwic, tu mieszkał mój tato, który niestety zmarł. Byliśmy w Tworogu Małym częstym gościem. Z zawodu jestem adwokatem i mam swoją kancelarię, choć obecnie już raczej na papierze, bo – jak widać – przekwalifikowałam się – opowiada Ania Liśniewska.
Ania przyznaje, że praca, którą dotąd wykonywała, niosła ze sobą duże pokłady stresu, które jak bagaż przynosiła z kancelarii do domu.
- W pewnym momencie zaczęło się to kłócić ze mną. Zaczęłam chodzić na jogę, szukać wyciszenia. A potem szłam na salę sądową gryźć się z przeciwnikiem w czyimś imieniu. Dziś jestem świetnym dowodem na to, że jak się czegoś chce i do tego dąży, to osiągnięcie celu nie okazuje się wcale takie trudne. Tym co mają odwagę marzyć, wszechświat sprzyja. Ja od całkiem niedawna rozmarzyłam się by mieć własną Osterię – mówi WegeAnka.

Daleko od miasta

Program telewizyjny „Daleko od miasta” opowiada o osobach, które zmęczone pracą w korporacjach, rzuciły wszystko i zamieszkały na wsiach, by żyć w symbiozie z naturą. Słuchając historii Ani, trudno nie odnieść wrażenia, że i ona wraz z partnerem Łukaszem poszła podobną drogą.
- Po śmierci taty wiosenno-letnią część roku mieszkaliśmy w jego Tworogu Małym, bo trzeba było dbać o dom i spore obejście. Tworóg Mały stawał się naszym Tworogiem. Trzy lata temu przeprowadziliśmy się tutaj, gdzie zupełnie inaczej się żyje. Gdy dojeżdża się z Gliwic do Sośnicowic, zegar zwalnia, czas biegnie w innym tempie – wyjaśnia Ania.
Tak, niespiesznie, w rytmie slow powstała Osteria, wegetariańska karczma w środku lasu. Ci, co o niej wiedzą, nie czują się zaskoczeni. Gdy jednak trafia do niej osoba przypadkowa…
- Zdarza się, że przyjdą i kręcą nosem. Mówią, „dajcie nam piwo, żebyśmy się mogli oswoić” – mówi Łukasz Skalski. - Ci, którzy podejmują rękawicę, są bardzo zaskoczeni i chwalą, choć oczywiście nie wiemy, czy to nie zwykła kurtuazja (śmiech).

Adriana Urgacz-Kuźniak
 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj