To jest dla nas duże wyróżnienie. Nawet nie ze względu na samą Marylę. Dla nas jest wyróżnieniem to, że gramy w piątek podczas „Wieczoru z hip-hopem”, przed artystami mainstreamu, o dużej popularności i rozpoznawalności. O.S.T.R. jest nazywany legendą polskiego hip-hopu, Paluch też ma swoją renomę. I właśnie ze względu na renomę tych artystów traktujemy to zaproszenie jako wyróżnienie – mówi Jarosław Krupa z gliwickiego zespołu K.K.O., którego utwory usłyszeć będzie można już w najbliższy piątek, podczas pierwszej odsłony Dni Pyskowic.

Jak długo gracie?
Gdyby tak zliczyć, tych lat będzie ok. 10. Przy czym pierwszy etap naszej działalności przypada na lata 2004-2010, a później nasza aktywność trochę zmalała, bo zaczęło się życie zawodowe i rodzinne. Do aktywności studyjnej i koncertowej wróciliśmy tak na dobre 3 lata temu.
To się zadziało podczas pandemii. Wtedy zaczęliśmy na nowo myśleć o tym, żeby coś stworzyć. Klimat temu sprzyjał. Wszyscy siedzieli w domach i zaczęli myśleć o tym, co kiedyś robili, czego teraz nie robią, a mogliby znowu. Dostaliśmy nominację do Hot 16 Challenge 2. To nas zmotywowało i zdecydowaliśmy, że będziemy nagrywać kolejne utwory.

Wspomniałeś o życiu rodzinnym. Dużo jest go ostatnio w Waszych utworach…
Tak. Koledzy mają dwójkę, ja jedno dziecko. Żyjemy tym.

Rodzina, dzieci – to inspiracja czy utrudnienie?
Nie tyle utrudnienie, co ograniczenie czasu. Trzeba ciągle podejmować decyzje, co wybrać, z czego zrezygnować. Im żona i dzieci bardziej wyrozumiali, tym lepiej. Im mniej, tym trudniej. A czy inspiracja? Jak najbardziej! Spędzanie czasu z rodziną inspiruje, człowiek zauważa nowe rzeczy, dowiaduje się czegoś o sobie. Stąd też utwory, które powstały.

„Bohaterem” jednego z fajniejszych, w mojej opinii, kawałków jest Sikornik. Cała Wasza trójka z niego pochodzi?
Tak, choć nie wszyscy tam teraz mieszkamy. Ja mieszkam cały czas, koledzy już jakiś czas nie, choć nadal się utożsamiają z tym osiedlem i zawsze powtarzają, że są stąd. To jest ich miejsce, traktują je jak dom. A miejsce, które człowiek nazywa domem, ma się tylko jedno. W naszym przypadku to jest Sikornik, Gliwice i tego już nie zmienimy.

Jakie jeszcze elementy pokazujące nasze miasto pojawiają się w Waszej twórczości?
Trzykrotnie wzięliśmy udział w projekcie promowanym szyldem 44-100, choć nie zawsze w pełnym składzie. W tym projekcie powstają utwory stricte promujące Gliwice, pokazujące nasze miasto. Pomysł formatu, realizowanego przez TAPSV i Skorupa, jest taki, żeby zaangażować jak największą grupę gliwickich raperów, którzy w jednym utworze, kolejno po sobie, opowiedzą o tym, co się w Gliwicach dzieje. Wspominamy o wszystkim, od Wilczych Dołów, przez remonty, po zamknięcie ulic na starówce. Te utwory ogólnie bardzo chwalą miasto, choć są aspekty, które mniej nam się podobają, zatem krytyka też się pojawia. Ogólnie projekt służy temu, aby pokazywać Gliwice i gliwicką scenę hiphopową, a także ją zrzeszać. Są to przekrojowe utwory, w których występuje po kilkunastu raperów. Edycji było już kilka.

Według Twojej oceny nasza gliwicka scena hiphopowa jest sceną wysokich lotów? Wydaje się, że hip-hop w Gliwicach ma się dobrze…
Tak, uważam, że to jest bardzo mocna scena i to odkąd pamiętam. Od początku lat 2000 mieliśmy zespoły i artystów, którzy szybko osiągali taki poziom, że mogli wydać profesjonalną płytę – np. Koligacja Gie-Ka. Viruz wydawał w RPS Enterteyment. Majkel i Eskobar wygrywali ważne bitwy freestylowe w całej Polsce. Mamy Skorupa, który ma rozpoznawalność ogromną w całej Polsce, również poza Śląskiem. Posiada tak charakterystyczny styl rapowania, że nie da się go pomylić z żadnym innym MC. Dino produkował muzykę m.in. dla Fokusa i Rahima. Jakiś czas temu Dejlu trafił pod skrzydła MaxFlo. Mógłbym długo opowiadać o gliwickich artystach i wymieniać sukcesy. Jedno jest pewne – Gliwice mają się czym poszczycić.

Jest Was trójka. Kto za co odpowiada?
Przy powstawaniu utworów – nie ma jasnego podziału. Jeśli ktoś ma pomysł, zgłasza go, proponuje temat lub pisze pierwszy swoją zwrotkę. Każdy ma swoją partię. Refreny zazwyczaj piszą jedna lub dwie osoby. Choć są utwory, które mają 2 refreny, bo dwoje z nas miało odmienne pomysły i nie chcieliśmy z żadnego z nich rezygnować. Jest pełna współpraca. Na etapie realizacji ja robię więcej technicznych rzeczy. Odpowiadam za nasze domowe studio na Sikorniku, w miejscu, w którym mieszkam. Nagrywamy dzięki uprzejmości mojej rodziny, która na czas nagrywania musi wyjść sobie na spacer (śmiech).

Jakie macie plany na najbliższą przyszłość? Gdzie będzie Was można posłuchać?
Oprócz naszego oficjalnego kanału na YouTube, jesteśmy na streamingach, na Spotify, na YouTube Music – chcemy promować naszą muzykę jak najszerzej. Chcielibyśmy jak najwięcej koncertować. Co jakiś czas są zaproszenia, co nas cieszy. Mamy nadzieję grać również w miastach, w których dotąd nie graliśmy. Bo na razie koncertujemy głównie na Śląsku – w Gliwicach, w Bytomiu, graliśmy w Rydułtowach, zagramy w Pyskowicach.
Natomiast w pierwszym etapie naszej działalności graliśmy głównie w Gliwicach, również w klubach, które już nie istnieją: 77 na Dworcowej, czy w Quasar-Club, który dziś już inaczej wygląda. Graliśmy na Placu Krakowskim, w rocznicę wstąpienia Polski do UE, to był 2005 rok.
Na obecnym etapie naszej działalności w Gliwicach graliśmy raz. Całe nasze środowisko zauważa, że imprez jest mniej niż kiedyś, nad czym ubolewamy.
A co do takich naprawdę najbliższych planów, w piątek zapraszamy do Pyskowic wszystkich słuchaczy hip-hopu, i nie tylko hip-hopu, niezależnie od tego, jaką kto lubi muzykę. Każdy coś sobie wybierze, począwszy od hip-hopu w piątek, poprzez rockowe brzmienia w sobotę, aż po koncert Maryli Rodowicz w niedzielę. To będzie impreza dla każdego, niezależnie od upodobań i wieku. Ze swojej strony zapraszam szczególnie na piątek.
Przyjdźcie w piątek, zostańcie do Maryli…

Adriana Urgacz-Kuźniak

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj