Zagadka sprzed 70 lat nadal nierozwiązana.

16 października, 1953 rok, Gliwice

52-letnia Agnieszka Wojewoda właśnie wyszła z mieszkania swojego zięcia, Jurka Pawlika. Jest chłodny październikowy wieczór, na klatce schodowej jest ciemno. Nagle kobieta natrafia na pozostawione bez opieki dziecko, bierze je na ręce. To dziewczynka, na oko około roczna. Nie namyślając się ani chwili wraca z dziewczynką do mieszkania zięcia. Ten nie poznaje dziecka. Spod sweterka maleństwa nagle wypada kartka, zapisana równym, starannym pismem.
„To dziecko jest dla Wygody Stanisławy, może sobie wziąć bo ona nie ma, ono ma rok 12 października”.
Stanisława była sąsiadką Jurka, jego rówieśniczką. W chwili znalezienia dziecka oboje mają po 29 lat.

29 maja 2023 rok, poczta redakcyjna Nowin Gliwickich

„Dzień dobry,
pomyślałem, że napiszę do Państwa redakcji w sprawie pewnej historii, jaka wydarzyła się dawno temu w Gliwicach” – zaczyna mail Dominik O. Po czym opisuje znane mu szczegóły dotyczące dnia, w którym ktoś porzucił małą dziewczynkę na klatce przy ul. Górnych Wałów 52. To jego mama, Małgorzata. Data urodzenia nadana przez sąd to 12 października 1952 r.

1953 rok, Jan i Stanisława Wygoda

W domu Wygodów Agnieszce i Jurkowi otwiera mężczyzna, który na widok dziecka i dołączonej do niego kartki, wybucha śmiechem. Ta jego reakcja znajdzie się później w aktach sprawy, do których po 70 latach dotrze syn porzuconej dziewczynki. Śmiech mógł być niczym więcej, jak śmiechem – mógł też wskazywać na to, że mężczyzna wie, kim jest przyniesione mu dziecko.
Mężczyzna informuje znalazców dziewczynki, że Stanisława jest w pracy, w Odrze. W aktach sprawy nie ma ani słowa o tym, kim był dla Stanisławy Wygody mężczyzna, który otworzył drzwi. Z dużym prawdopodobieństwem mógł to być jej mąż, Jan.

Agnieszka z zięciem idą więc do restauracji Odra i wywołują Stanisławę. Ta, oglądając dziecko i dołączoną do niego kartkę, wygląda na zdenerwowaną.
- Zanieście dziecko do mnie do domu – mówi. Po chwili jednak zmienia zdanie. – Albo nie. Niech pani zabierze je do siebie, a ja potem po nie przyjdę – zwraca się do Agnieszki.

9 czerwca 2023 rok, Stare Gliwice

- Zastanawiam się, czy Stanisława Wygoda wiedziała, czyje to dziecko – mówi Dominik O., z którym spotykam się w tak bardzo go nurtującej sprawie. Na kawiarnianym stoliku piętrzą się dokumenty z sądu, które udało mu się uzyskać jakimś cudem, wszak od podrzucenia dziecka minęło już siedem dekad. Wśród papierów znajduje się jeden, szczególnie cenny – ręcznie zapisana kartka ze słowami babci bądź dziadka Dominika.

- Mama żyła swoim życiem i przez jego większość nie zastanawiała się, kim są jej prawdziwi rodzice. Jednak gdy skończyła 70 lat, zapragnęła rozwiązać rodzinną zagadkę – wyjaśnia Dominik. Czytając akta śledztwa dodaje też, że było prowadzone bardzo pobieżnie.

- Sam byłem policjantem. Gdyby do takiego podrzucenia doszło dzisiaj, jestem przekonany, że w ciągu kilku dni policja odnalazłaby rodziców, a bynajmniej byłaby na to ogromna szansa. Należy jednak rozumieć tamten czas, możliwości wykrywcze, środki i narzędzia jakimi dysponowała milicja. Natomiast z pewnością funkcjonariusze mogli wykonać zdjęcia bezpośrednio po odnalezieniu dziewczynki, opisać ze szczegółami rzeczy, w jakie ubrane było dziecko oraz zamieścić artykuł w miejscowych gazetach, jeśli takie funkcjonowały – ocenia.

Październik 1953, komenda Milicji Obywatelskiej

Agnieszka nie zanosi dziecka do domu. Postanawia oddać je milicjantom. Ci jednak, ze względu na to, że jest wieczór, proszą by przyszła z dziewczynką na drugi dzień. Dziewczynką interesuje się Krystyna K., pracująca w administracji komendy. Deklaruje, że jeśli rodzice się nie znajdą, ona z serca przygarnie dziewczynkę. Być może to właśnie wpływa na opieszałość funkcjonariuszy, w tym prowadzącej śledztwo plutonowej Antoniny Szumilas. Świadkowie zostają przesłuchani, ale ostatecznie w akta wpisane zostaje, że nie udaje się ustalić rodziców porzuconego dziecka. Tak trafia ona do domu Krystyny i Dominika K. 

Czerwiec 2023, Gliwice

Pytania, na które Dominik O. szuka odpowiedzi, mając nadzieję, że ktoś z Czytelników słyszał w przekazach rodzinnych podobną historię i będzie w stanie mu pomóc:
- Czy ktoś przypomina sobie kobietę, która urodziła dziecko w październiku 1952 roku, a po upływie 12 miesięcy przestała się z nim pokazywać?
- Skąd osoba, która porzuciła dziecko w tej konkretnej klatce znała kobietę z imienia nazwiska, wiedziała gdzie mieszka, i że nie ma dzieci?
- Czy rodzina ówczesnych śledczych mogłaby mieć wiedzę na temat zdarzeń z 1953 roku?
- Czy Jan Wygoda mógł być jego biologicznym dziadkiem?
- Kim była matka dziecka?
- Czy jego biologiczna rodzina mogła wyjechać z kraju? Do Kanady? USA? Wyniki badań DNA, jakim poddała się pani Małgorzata są zbieżne z wynikami DNA kilku mieszkających tam osób.
Drodzy Czytelnicy, zapytajcie rodziców i dziadków, którzy w latach 50 mieszkali w Gliwicach. Może o porzuconej dziewczynce było głośno? Może ktoś przypomni sobie jakiekolwiek informacje, plotki bądź poszlaki, które mogłyby doprowadzić do ustalenia, kim byli rodzice pani Małgorzaty? Jeśli tak, piszcie: ada@nowiny.gliwice.pl.

Adriana Urgacz-Kuźniak
 

Galeria

wstecz

Komentarze (1) Skomentuj

  • zielak 2023-06-28 12:49:32

    Pani Małgorzata powinna wykonać testy DNA w MyHeritage i później wynik przesłać do ftDNA. Jeżeli korzystała z Ancestry to tam większość bazy to Amerykanie i stąd przechył w tamtą stronę. Na MyHeritage należy patrzeć pozytywnie na matche powyżej 1% wtedy można przejrzeć drzewa danych osób i szukać kogoś kto o Gliwice się otarł. Testy trzeba wykonać w wielu firmach bo niestety ale bazy są rozbieżne. Dla naszego regiony najpopulatniejsze jest MyHeritage.